|3|

272 27 7
                                    

Przez rozsuniete zasłony blask jasnego księżyca, wiszącego wysoko na ciemnym niebie, rozświetlał pokój na tyle, że nie było potrzeby, by palić wszystkie naścienne świeczniki, które znajdowały się w sypialni.
Chłopak ubrany w swój ulubiony czarny sweter z białym podkoszulkiem i spodniami sięgającymi połowy łydek opierał się niedbale o zagłówek swojego wielkiego łoża z jasno brązową pościelą. Niesforne brązowe i rudawe kosmyki przydługich włosów miał związane w niechlujnego koka z tyłu głowy. Wzrok miał bardzo skupiony, brwi ściągnięte i zagryzał dolną wargę, jakby intensywnie o czymś myślał.
W rękach trzymał  kawałek gliny i wyraźnie coś próbował z nim zrobić, ale nie był pewien co do swojej wizji. 
- Wciąż tu siedzisz, zamiast z nami zagrać? - słodki i melodyjny, jednak i pełen wyrzutów głos dotarł do jego  wrażliwych uszu.
Uniósł wzrok swoich złotobrązowych tęczówek na intruza, a cwany uśmieszek pojawił się na jego twarzy, kiedy stwierdził z kim ma do czynienia.
Czarnowłosa dziewczyna nadal nie zmieniła swojego zaciętego wyrazu twarzy i patrzyła na niego surowo, ze skrzyżowanymi rękami na piersi.
- Aż tak pragniesz mojego towarzystwa, że myśl o mojej nieobecności wprawia cię w taką złość, kochana siostrzyczko? - zapytał swoim łagodnym i uwodzicielskim tonem głosu, mrużąc przy tym oczy jak drapieżny kot, który właśnie dostrzegł zdobycz godną uwagi. Zaraz po wypowiedzeniu tych słów parsknął dźwięczenie śmiechem, co zawsze wprawiało kobiety w zakłopotanie.  
Dziewczyna tylko zaśmiała się perliście w odpowiedzi, odrzucając smukłą dłonią pukiel kruczych loków na swoje plecy. Po jej złym nastroju nie było już śladu. Skierowała wzrok bystrych zielonych oczu na to, co trzymał w rękach.
- Masz nawrót weny? - spuścił wzrok na swoje ubrudzone dłonie i machnął lekceważąco ręką.
- Nie mam, ale to nie znaczy, że do was dołączę.
- Z jakiej racji? - wbił w nią pełne mordu spojrzenie, które na jego młodszej siostrze nie robiło zbytniego wrażenia.
- Nie mam ochoty dzielić czasu z pierworodnym tej rodziny. Wiesz, może ty uwielbiasz go oglądać, więc nie chcę Ci odbierać tej przyjemności.
- Nadal nie możecie się pogodzić? - przewróciła oczami, wygładzając jednocześnie dłonią dół swojej lnianej, śliwkowej sukienki i oparła rękę o ciasny gorset zdobiący jej i tak wąską talię.- W końcu jesteście braćmi.
- Masako-chan, uwielbiam cię, ale to nie znaczy, że przepadam również za nim.
- Jirou-kun, ile jeszcze będziecie się nienawidzić? - na pytanie czarnowłosej z ust chłopaka zszedł uśmiech, ale nie znikł całkowicie. Z powrotem spojrzał na trzymaną w rękach kupkę gliny.
- Nienawidzić? To bardzo mocne słowo, moja kochana. Sama wiesz co się wydarzyło - jego głos był teraz delikatny, a on sam sprawiał wrażenie mocno zamyślonego, pogrążonego w wspomnieniach.
- Tak, wiem - jej spojrzenie złagodniało i stało się odległe, jakby nie była w tym świecie.
- Więc zdajesz sobie sprawę z tego, jakimi uczuciami go darzę.
- Dobrze. Nie unoś się - ucieszył się gdy na jej ustach zadrgał delikatny cień uśmiechu, ponieważ nigdy nie było wiadomo, kiedy on powróci. Ta dziewczyna była chodzącą powagą, rzadko kiedy była rozbawiona.
- Nie wiesz może, gdzie mogę znaleźć Subaru-kun? - jego brwi podjechały do góry.
- Myślałem, że jest z wami - pokręciła przecząco głową.
- Brakuje tylko jego i ciebie. Wszyscy już są w sali gier i poprosili mnie, bym poszła po was.
- Więc czemu najpierw przyszłaś do mnie? Liczyłaś na prywatne lekcje z gry? - nadal nie zmienił tonu głosu, ale czarnowłosa piękność nie zwracała na to zbytniej uwagi. Za dobrze go znała i wiedziała, że mówi w ten sposób do innych kobiet, a z nią po prostu się drażni.
- Uznałam, że ty będziesz bardziej skłonny do spędzania z nami czasu. 
- Czuję się zaszczycony, moja piękna - odezwał się swoim czarującym głosem, od którego kobietom robiło się słabo. Posłał jej całusa w powietrzu, ale nie zareagowała.
- Nie napalaj się tak, drogi bracie. To nie jedyny powód mojego wyboru: ciebie łatwiej jest znaleźć niż jego.
- Trafna uwaga, chociaż na twoim miejscu nie wchodziłbym do tej sypialni. Ten chory zazdrośnik gotów jest tu wparować i zrobić niezłą awanturę - na myśl o minie białowłosego, na twarzy chłopaka zabłysł rozbawiony uśmieszek.
- Wtedy przynajmniej dowiem się gdzie go szukać - nie wytrzymując wybuchł głośnym śmiechem. Opadł na białe poduszki, wciąż śmiejąc się w niebo głosy. Czasem zadawał sobie pytanie- jak taka zdystansowana, poważna kobieta jak Masako-chan, u której uśmiech uważany jest za cud,  może w tak prosty sposób rozbawić innych.
Na ustach dziewczyny nie zadrgał nawet subtelny uśmiech. Nadal jej twarz była ściągnięta w surowej masce powagi.
- Sugerujesz może, że Subaru-kun mi nie ufa?
- To już twoje spostrzeżenia, moja kochana Masako-chan. Ja ci tylko podsuwam sytuacje - puścił do niej perskie oko i przeczesał wolną ręką swoje brązowe włosy z rudawymi końcówkami. Westchnął głośno, odkładając kawałek gliny na mahoniowy, nocny stolik.- Zatem idziesz teraz szukać swego narzeczonego?
- Jeśli odpowiedziałabym "tak", to nie dołączysz do nas, prawda?
- Zawsze możesz mnie przekonać do zmiany zdania - jego dwuznaczna odpowiedź zaczęła ją irytować do tego stopnia, że zmrużyła niebezpiecznie oczy i obnażyła ostre zęby.
- Jak już stwierdziłeś wcześniej: brat by ciebie za to zamordował.
- Fakt - przyznał bez cienia strachu i wstał. Zdecydowanie górował nad dziewczyną, która czubkiem głowy sięgała mu zaledwie szyi.- Zagram z wami, ale tylko pod warunkiem, że kiedy wygram, na kolację zrobisz makaron z serem i szynką.
- Dobrze powiedziałeś: jeśli wygrasz - nie patrząc na niego rzuciła zza ramienia suchym tonem. Ruszyła dumnym, ale powolnym krokiem przed siebie, nie czekając na skołowanego bruneta, a po chwili zniknęła w głębi korytarza.
- Ej! Czekaj, shoujo (dziewczyno)! Nie skończyłem się z tobą targować! - młodzieniec jak oparzony zerwał się i z niedbale założonym swetrem pobiegł za swoją młodszą siostrą.

The White Door  Where stories live. Discover now