Lament smoków.

221 7 1
                                    



-Wchodź na tego pieprzonego konia! - ryknął Sandor, który nawet jak na siebie był w zadziwiającą złym humorze.

-Nie można go za to winić. - pomyślał Davos pomagając swym kąpaną dosiąść konie. Gdy pewnego dnia ujrzeli ich grupę wracającą zza muru wyglądali jak żywe trupy. Choć nadal oddychali. To również od nich usłyszeli te tragiczne wieści.

Śmierć matki smoków... Co mogło się im trafić lepszego! - były przemytnik zaśmiał się gorzko w duchu. Nieskalani, najemnicy, Dothrakowie i wiele rodów Westeros to ona ich wszystkich zjednoczyła. Jej siła.

...

- Kto zabierze tą informacje na smoczą skałę? - pomyślał zdruzgotany - jeśli myślą, że zrobie to ja, prędzej utnę sobie pozostałe palce.

Myślami powrócił do tamtej feralnej nocy w wschodniej strażnicy, kiedy przydzielono mu własną komnatę. Leżąc na łóżku w środku nocy słyszał ich ciche ryki oraz ledwie słyszalny trzepot skrzydeł. - Jakiej mocy trzeba było by powalić te monstra?

Tormud, Beric i Gednry czekali przy bramie na osiodłanych koniach spoglądając na swych towarzyszy. Nie mieli im tego za złe ( oprócz Clegane'a ) to był straszny cios dla wszystkich.

Szczególnie dla Jona i Mormonta. Oboje ją kochali, każdy to widział. Jon był królem północy a Daenerys kandydatką na tron południa. To wcale nie byłby zły pomysł. Lecz gdy starł się wyobrazić Jona i Daenerys jako małżeństwo po prostu nie mógł. Pasowaliby do siebie lepiej w charakterze pan-sługa, a nie żona-mąż.

Podeszedł ostrożnie do wściekłego Ogara który z całych sił starał się opanować złość na pustą powłokę Jona. Choć skończyło się to na paru siniakach.

- Ja się nim zajmę przyjacielu - poklepał Sandora w ramię - widzisz tego drugiego nieboszczyka? - wskazał kciukiem Joraha który nieobecny duchem siedział na ośnieżonym murze - Zabierz go zanim tyłek do kamienia się mu przyklei. Pamiętaj nadchodzi zima. - nie wiedział czemu wypowiedział dewizę Starków.

- Pieprzyć smoki, pieprzyć zimę, pieprzyć wszystko, pieprzyć wszystkich!

- Zostaw trochę dla nas! - krzyknął z tyłu rozbawiony Tormund.

Gdy widząc jak szybkim krokiem Sandor zbliża się do dzikiego, Davos poczuł ulgę. Pozostając sam na sam z wciąż nieobecnym Królem północy. Były przemytnik wykorzystał skuteczną i równie bezpośrednią sztuczkę ocucania.

Spoliczkował go.

Biały policzek Jona szybko nabrał rumieńców, a jeszcze przed chwilą puste oczy zaczęły rozglądać się po otoczeniu.

- Jon? - zaczął cicho.

- Widziałem to - wszeptał - Lodowa włócznia przebiła pierś Drogona. Runął bezwładnie na ziemie... Razem z nią - w jego oczach zaszkliły się łzy. - Słyszałem ciche jęki konającego smoka a potem płacz, to był jej głos jeszcze żyła. Zanim... Zanim umarli. Bogowie to wszytko moja wina!

- Ciiii nie mogłeś przewidzieć co się stanie.

- Ty tego nie widzisz!? - złapał nagle lecz słabo skrawka jego płaszcza - Ta cała wyprawa to było szaleństwo. Sześciu ludzi przeciw hordzie umarłym. Co ja sobie myślałem? Co Tyrion myślał!? Może naprawdę jest po stronie siostry?

Davos czuł że zaczyna majaczyć lecz jego głos był zadziwiająco spokojny. - Mogliśmy siedzieć spokojnie na murze. Ogniste strzały i groty ze smoczego szkła były wystarczające. Gdyby zaczęli się wspinać wystarczałby kotwica a w najgorszych momentach smoki by tylko przeleciały nad umarłymi i odleciały. Ten plan to szaleństwo. Ten plan to szaleństwo! Gdybyśmy Wykopali wilcze doły zapadnie, pułapki, w lesie nie brakuje drewna na katapulty i...

- Jon! - przemytnik mocno go potrząsnął - Zrobilibyśmy... Gdyby tylko... A co jeżeli... To nie ma już znaczenia. Nie zmienisz przeszłości Jon, teraz musisz myśleć o poddanych.

- A ty co myślałeś o tym planie? - odezwał się nagle.

Davos poczuł się zmieszany. Niegdyś jedynie doradzał Stannisowi, lecz wprost nigdy nie pytali go o zdanie. Tak szczerzenie wiedział co powiedzieć. Mimo wszystko ten plan brzmiał nieco bezsensownie, lecz musieli znaleść dowód zagrożenia ze strony umarłych.

- To teraz nieważne musimy ruszać do Winterfell obwieścić śmierć królowej.

- A co z umarłymi?

- Jeśli mówiłeś prawdę o rozwścieczonych smokach, teraz ten Nocny król musi ugasić portki swoim żołnierzom co zajmie sporo czasu.

Widząc lekki uśmiech na twarzy Jona wiedział że wygrał. Pomógł mu wejść na konia, po czym również wpiął się na drugie zwierzę.

Przejeżdżając pod bramą wjazdową czuł w końcówkach palców mrowienie. Spoglądając na górujący nad nimi mur odruchowo sięgnął do piersi szukając woreczka z palcami. Jego medalionu.

- Myślałem że już się oduczyłem - zaśmiał się smutno. Kogo obchodzą odcięte palce gdy na horyzoncie szykuje się kolejna wojna.

- Tylko z kim? - Davos Seaworth nigdy nie czuł się tak niepewnie.

Niespalona. NieumarłaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz