Królowa śmierci

172 5 3
                                    


- Czy ja umarłam?

Spojrzałam w okół siebie widząc wyłącznie gęstą ciemność. Pamiętam jedynie że leciałam na swych smokach by pomóc Jonowi Snow i...

Nie... Nie! Nie! Nie!

To nie miało tak być! Miałam odzyskać tron ojca i teraz tak po prostu umarłam?

Podbój zatoki niewolniczej, zdobycie nieskalanych, narodziny smoków to wszystko spełzło na niczym.

Wytrzymywałam upokorzenia, groźby, odmowy, wyśmiania, gwałty, próby zniewolenia i morderstwa ciągle śniąc dalekim Westeros. A teraz gdy było tak blisko Armia umarłych weszła mi w drogę? Zaśmiałam się gorzko choć nie słyszałam nic. Może władanie Westeros nie było mi przeznaczone? Nawet nie urodziłam się na kontynencie.

Teraz to nieważne. Czując w okół siebie wszechobecna ciemność przypominającą w dotyku mulistą wodę. Nagle u góry pojawił się słup ognia a przez moje ciało przeszły ciepłe dreszcze.

Po chwili ujrzałam z daleka łoże. Na nim zakrwawiona dziewczyna ściskała płaczące zawiniątko a nad nią stał rycerz bez głowy.

Dalej ujrzałam dwie postacie Przykute do ściany płonącymi łańcuchami w kolorze złota i zieleni. Które krzyczały wniebogłosy a ich korony spływał im z głów.

- Viserys? - nie mogłam się pomylić. Wyglądał tak samo jak dnia kiedy w końcu spełniło się jego marzenie bycia koronowanym. Jego oczy spod kropli złota spojrzały w moją stronę.

- Dany!? Dany proszę! - zaczął szarpać łańcuchami przez co otoczył go ogień. Jego krzyk był tak wyraźny jakbym znów była w Vaes Dothrak tamtego dnia. Mimo to nadal słyszałam jak próbował wypowiedzieć moje imię choć sam dławił się płynnym złotem.

- Wybacz mi. Ale chciałeś zabić moje dziecko! Złamałeś święte prawa Dothraków na ich ziemi.

- A ty córko? - odezwała się starsza postać przypominająca wychudzonego szczura. Jego paznokcie były nienaturalnie długie tak samo jak srebrna broda. - Czy nie zabiłaś swego dziecka ufając wiedźmie? Czy nie złamałaś świętych praw gdy pozwoliłaś jej odprawiać czarne rytuały?

- Dość! Przestań! - jego ochrypły śmiech zadzwonił mi w uszach. - To jest mój ojciec. Nie możliwe! Przecież on.. On był dobry.

- Spójrz na własne oczy. - znów się odezwał - Wszędzie w okół nas są zdrajcy! - Zaczął wypluwać zieloną ślinę. - A zdrajców się pali. Zapamiętaj to córko smoków. Córko potworów. Moja córko.

- Nie, nie! - uciekłam od niego jak najprędzej w uszach nadal słyszałam jego śmiech.

- On naprawdę był potworem. - widziałam to w jego oczach. Oczach tak podobnych do mnie.

Po chwili przede mną pojawiły się ukrzyżowane postacie z bogato ozdobionymi szatami.

- Potwór. - zaczął jeden głos. Niski i ochrypły lecz nadal dźwięczny.

- Potwór - powtórzył ktoś inny. Następnie znów ktoś zawtórował.

- Potwór, Potwór, Potwór! - do następnego głosu przyłączały się kolejne.

Biegłam wzdłuż krzyży starając się ich nie słuchać, lecz było ich zbyt wiele. Nagle przewróciłam się o coś zimnego. Rozglądają się do o koła ujrzałam tysiące łańcuchów. Zardzewiałych i stalowych. Z kolcami i bogatymi zdobieniami. W okół nich niczym niezliczone węże leżały baty równie kolorowe i inne jak łańcuchy.

Niespalona. NieumarłaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz