Spotkanie po latach

138 4 0
                                    

Arya

Jedząc wspólne śniadanie w wielkiej Komnacie Winterfell nie mogłam znieść poczucia skrępowania. Choć dzieliłam stół ze swym rodzeństwem czułam że czegoś mi brakowało.

Pieczona baranina w miodzie i ziołami nie smakował tak dobrze jak kawałek czerstwego chleba jedzona wraz z Gendrym i Gorącom Bułką a najlepsze wina południa smakowały wodniście i mdło w porównaniu z mocnym trunkiem niewiadomego pochodzenia którym dzielił się ze mną Ogar.

To było dziwne... Od tylu lat marzyłam powrocie do domu i bycia blisko rodziny lecz dzieci które znaliśmy z czasów młodości gdzieś zniknęły.

Wszędobylski Bran który nigdy nie wiedział kiedy się poddać stał się czymś w rodzaju mędrca. Przemawia jak wiekowy starzec który większość swego czasu spędza w bożym gaju.

Sansa, coż... Nadal pozostała piękną damą lecz jej oczy płoną dziwnym chłodem i obowiązkiem. Chciałabym z nią spędzić parę chwil lecz była ona zajęta władaniem zamku.

Ta sytuacja przypominała mi czasy w których siostra nigdy nie miała dla mnie, czasu otoczona bardziej grzecznymi dziewczynkami i haftami.
Teraz dziewczynki zamieniła na wielkich lordów a obróbki ręczne w dokumenty. Choć niegdyś ten widok mnie denerwował teraz byłam zdziwiona...

Księżniczka Sansa którą pamiętałam była beznadziejna w zarządzaniu i zawsze miała miłe słówko dla każdego. Teraz wygląda jakby urodziła się na idealną władczynię, a stanowczy i niekiedy cięty język powodował że nikt nie ośmielił się podważyć jej słów.

...Lecz lekkie uczucie zazdrości pozostało.

Nawet teraz. Zwykłe śniadanie było jednym z nielicznych momentów kiedy choć na krótką chwile byliśmy razem. Choć żadne z nas nie miało tematu do rozmowy.
Ciekawe czy na świecie istnieje temat łączący zarządzanie zamkiem, skrytobójstwo i magiczne wizje.

Oboje się zmienili lecz nie mogłam im mieć tego za złe. Sama przez lata nosiłam niezaliczenie wiele imion by na końcu stać się nikim.

Czasami wydawało mi się że to jej starsza siostra boi się jej i Brana choć to Sansa dzierżyła realną władzę.

- Zmieniający twarz zabójca podróżujący po połowie świata i kaleki mistyk pół życia mieszkający w dziczy. Jakiej reakcji oczekiwałam?

Gdy Sansa znowu zniknęła gdzieś z zarządcami, lordami i maestrami Bran spojrzał w moją stronę powodując dziwne dreszcze.

- Już najwyższy czas przywitać gości - odezwał się nagle jej brat.

- O czym ty... - zanim zadałam pytanie do środka komnaty przybiegli strażnicy.

- Pani. Panie! Nasz, nasz król powrócił. - wypowiedział zdyszany mężczyzna na co momentalnie sprawnie przeskoczyłam nad stołem i pobiegłam w stronę bramy wjazdowej.

Jon... - Moimi myślami zawładnęło tylko jedno imię. - Jon... Ten który podarował jej Igłę. Jon który tarmosił jej włosy i nazywał siostrzyczką.

Przyśpieszając postanowiłam pobiec skrótem sprawnie przeskakując nad murami i prześlizgując pod wozami. Choć od zimnego powietrza płonęły mi płuca dotarłam do bramy szybciej niż lordowie i rycerze którzy oficjalnie mieli przywitać króla. Ukryłam się w cieniu budynku by nie przyciągać zbytniej uwagi lecz posiadałam idealny punkt widokowy.

Po chwili przez bramę wjechali liczni jeźdźcy. Choć wielu z nich ubrano było w czerń i prowizoryczne zbroje dzikich odnalazłam wzrokiem Jona.

Niespalona. NieumarłaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz