Rozdział 3.

584 41 7
                                    

Kayn szedł z grobową miną za swym mistrzem spuszczając głowę. Wpatrując się w miarowe unoszenie się zbroi na plecach Zeda wpadł znów w swoisty trans podążając pustymi korytarzami do prywatnych komnat mistrza. W końcu Zed zatrzymał się przed jednymi z wielu drzwi, otwierając je i zapraszając chłopaka gestem do środka. Kayn zatrzymał się na środku gabinetu, na miękkim czerwonym dywanie z uparciem wpatrując się w podłogę. Lekko podskoczył słysząc trzaśnięcie drzwi. Mistrz obszedł go i oparł się o biurko.

- Musimy ustalić pewne zasady.- dobiegło spod maski.

- Oczywiście. - Kayna zadziwił jego własny ton głosu, nadzwyczaj wręcz służalczy.

- Po pierwsze, masz od dziś być na obu medytacjach. Nie przyjmuje do wiadomości żadnych, powtarzam ŻADNYCH tłumaczeń. Po drugie, uczęszczasz na wszystkie treningi i zajęcia. Skończyło się opuszczanie sobie medytacji i treningów dla twojej wygody czy tam lenistwa. Zrozumiano? - Na jednym wydechu powiedział Zed.

- Zrozumiano.

- To jeszcze nie jest kara chłopcze, to dopiero podstawa za którą już dawno powinienem się wziąć. Od dziś obowiązuje cię zakaz opuszczania terenu zakonu. Żadnych wypraw do miasta, nad jezioro czy do lasu. Po zmroku obowiązuje cię całkowity zakaz opuszczania pokoju. Do tego przez najbliższy miesiąc będziesz pełnił dodatkowe warty przy lochach, oczywiście w czasie wolnym. Zrozumiałeś czy mam powtórzyć?

Kayn zrobił się czerwony ze złości, jego buntownicza natura w końcu dała o sobie znać.

-  Nie mam zamiaru spędzać więcej czasu z tym poje....świrem. -cudem wręcz się opanował.

- Ty myślisz, że mam zamiar z tobą DYSKUTOWAĆ? - Głos Zeda niebezpiecznie się podniósł.

- Nie, mistrzu. - Kayn ukląkł na jedno kolano uderzając pięścią w otwartą dłoń - Zrozumiałem.

- Dobrze, możesz iść.  Ah, zapomniałbym. Przekaż Akane, że będzie dziś miała gościa.

                                                                                             * * * 

Kayn biegł przez szerokie korytarze, jedząc jabłko wyżebrane od kucharza zakonnego po drodze. Był spóźniony na trening, a perspektywa wyrzucenia na zbity pysk nie wydawała mu się specjalnie kusząca. Po kilku minutach szaleńczego biegu dotarł do drzwi sali treningowej, ale źle wymierzył i zamiast majestatycznie wejść przy dźwięku uderzanych drzwi tak jak planował, po prostu wyrżnął w nie z impetem witając parkiet twarzą. Klnąc pod nosem, na czym świat stoi podniósł się na kolana ocierając nadgarstkiem krew kapiącą z rozwalonej wargi. Usłyszał donośny, serdeczny śmiech. Podniósł wzrok który spoczął na twarzy mistrza Neshina.

- Aż tak polubiłeś moje zajęcia? - powiedział, podając rękę chłopakowi z szerokim usmiechem.

- Ugh.. Dziękuję. - odparł Kayn, chwytając za muskularne przedramię mentora.

Zawsze lubił mistrza Neshina, z całej kadry wydawał mu się najmilszy. Zawsze z pogodnym uśmiechem, skory do żartów. Prawie nigdy się nie denerwował, nie podnosił głosu i zachęcał swoich uczniów pogodą ducha do dalszych ćwiczeń gdy mieli dość.

Wstał, i teatralnie otrzepał się z nieistniejącego kurzu. Wszyscy patrzeli wprost na niego, jak na małpę w cyrku.

- Dziś poćwiczysz z Akane, dobrze się uzupełniacie. - polecił mistrz.

Kayn rozglądnął się po sali, wypatrując swoją przyjaciółkę. Stała w samym rogu, z zacięciem rzucając shurikenem w słomianą kukłę treningową. Złote włosy opadały jej na twarz przy każdym rzucie, jak zwykle celnym. Podszedł do niej z zaciekawieniem obserwując jak kolejny raz przymierza się do rzutu, marszcząc brwi w koncentracji.

-  Dziś twój tatuś nas odwiedzi! - powiedział z uśmiechem.

Dziewczyna obróciła się gwałtownie i uśmiechnęła się szeroko.

- To cudownie! Pójdziemy nad jezioro, pewnie przyniesie zapas ryżówki. Idziesz z nami? Uchlejemy się jak świnie i będzie ciekawie. - zaczęło szybko mówić dziewczyna, niezwykle ucieszona wieściami.

- Dostałem dodatkowe warty przy pajacu na dole, w oczywiście wolnym czasie. Po za tym mam zakaz opuszczania zakonu więc wybacz, mała. Spasuję. - odparł Kayn przybity myślą, że opuszcza go okazja do picia z Yasuo. Co zawsze wiązało się z zabawnymi zdarzeniami.

- Coś ty zrobił, że aż tak ci nasze bożyszcze dojebało?

- Przypadkiem podsłuchałem jego rozmowę z jakimś tam Shenem. Wpienił się niesamowicie i nie wolno mi praktycznie nic od dziś, pod karą wywalenia w świat. - Na samą myśl chłopaka podniosło.

- Przypadkiem podsłuchałeś? Przy-pa-dkiem. - zaakcentowała dziewczyna uderzając się otwartą dłonią w czoło - Myślisz, że mi będziesz wkręcał? Zżarła cię ciekawość, przyznaj się.

- No dobrze, podsłuchiwałem z premedytacją. - Powiedział chłopak wyjmując jej z dłoni shurikena, przymierzając się do rzutu - I zarobiłem za to brak jakichkolwiek przyjemności.

Rozległo się tępe uderzenie, broń wbiła się w miejsce gdzie u człowieka znajduje się serce.

- Nie martw się, w końcu zmięknie. O której zaczynasz wartę? Mogę przyjść z ojcem i dotrzymać ci towarzystwa. - starała się pocieszyć chłopaka dziewczyna.

- Dziś pewnie o zmroku, dzięki za chęci ale jeśli nas przyłapią, wylecę - odparł smutno Kayn sięgając po katanę.

- Jak chcesz - uśmiechnęła się dziewczyna również biorąc miecz, i szybko wyprowadzając cios.

Po sali rozniosły się dźwięki stali uderzającej o stal i bitewne okrzyki partnerów zasypujących się gradem ciosów. Byli szybcy, i niezwykle precyzyjni. Najbardziej utalentowani z całej swojej grupy. Gdy pojedynek rozkręcił się, wszyscy porzucili swoje zajęcia by przyglądać się ich zmaganiom. Nawet mistrz z zaciekawieniem obserwował starcie. Pojedynek trwał długo, zmęczenie zaczęło dawać o sobie znać. Akane pierwsza popełniła błąd, postawiła stopę za daleko przez co się zachwiała. Kayn od razu to wykorzystał rozbrajając ją w mgnieniu oka i przystawiając klingę do gardła.

- Gratuluję! Świetna walka! - zakrzyknął wesoło mistrz Neshin. - Niedługo przerośniecie samego Zeda!

Kayn położył dłoń na włosach i podrapał się z tyłu głowy. Wiedział, że jest dobry w tym co robi ale zawsze komplementy sprawiały że czuł się nieswojo.

- Dziękuję, ale mistrz przesadza. Jeszcze dużo nam brakuje. - powiedział nerwowo się uśmiechając.

- Jeszcze się przekonasz, że mam rację. A teraz zmykajcie, no już!

Kayn odłożył katanę, i udał się do swojego pokoju po drodze znów zahaczając o kuchnię. Wziął kilka kanapek i dzbanek herbaty. Miał przed sobą długie cztery godziny użerania się z recydywistą. Szybko zrzucił przepocone ubrania, i zdecydował się na lekki strój. Na dworze było ciepło, a brak wentylacji w lochach sprawiał, że panował tam w porach letnich niezwykły zaduch. Przed wyjściem otworzył tylko szkatułkę, i spojrzał na srebrny medalion. "Może gdzieś tam, daleko mam rodzinę."  Żył nadzieją, że ma bliskich którzy za nim tęsknią i pewnego dnia przyjdą żeby zabrać go do domu. Szybko jednak otrząsnął się z marzeń, i skierował swoje kroki w stronę lochów.

Schodził kamiennymi schodami, uważając żeby się nie pośliznąć na mokrych stopniach. Na ścianach płonęły pochodnie dodatkowo wzmagając duchotę. Na końcu korytarza wymienił uprzejmości z wartownikiem, siadając na starej beczce. Z głębi celi której miał pilnować dobiegł go cichy, przyprawiający o dreszcze szept.

- Mój ulubiony pies Zeda, miło się widzieć.

- Przymknij się, nie mam zamiaru z tobą rozmawiać. -warknął chłopak.

W krąg światła wszedł wysoki mężczyzna, o brązowych włosach. Połowę twarzy miał obrzydliwie zniekształconą, jakby od poparzenia. Za kratami stał sam Khada Jhin, morderca podający się za artystę. Pokutujący za swe "dzieła" w brudnym, zatęchłym lochu.





Cień... kryje się w Tobie.Where stories live. Discover now