Rozdział 19.

406 37 5
                                    


Od ostatniej rozmowy Kayna z mistrzem minęły dwa tygodnie. Zaraz po wyznaniu Zed'a przyszedł mistrz Lin z wieściami o Akane. Dziewczyna od tamtego czasu zdążyła już wyzdrowieć, za to Kayn czuł się coraz gorzej, bez żadnego wyraźnego powodu. Miał wrażenie, że ciemność przysłania mu umysł. Słyszał szepty w cieniach zmierzchu.

Kayn zerwał się z łóżka zlany potem, znów śniła mu się dziwna istota, otoczona przez ciemność. Głosem przesyconym nienawiścią szeptała mu wprost do umysłu "przejdź na drugą stronę". Po obudzeniu nadal słyszał, jak te słowa odbijają się echem w jego głowie. A do tego Zed go ignorował, kompletnie. Gdy zdawało się, że mieli dojść do jakiejś istotnej kwestii mistrz zamilkł jak grób.

Ścierając prześcieradłem pot z czoła, Kayn wypełzł z łóżka, spadając na podłogę z głuchym tąpnięciem. Koszmary nie dawały mu wypocząć, dochodziło do tego, że bał się w ogóle zasnąć.

Gdy już powłócząc nogami skompletował cały swój ubiór, zdecydował się pójść do świątyni, mimo, że poranne medytacje miały się odbyć dopiero za dwie godziny.

Przeszedł przez ogród, pełen pachnących kwiatów, drzewek owocowych, różnorakich krzewów i ozdobnych traw upajając się znikającym chłodem nocy.

Gdy dotarł do świątyni, ta jak zwykle o tej porze okazała się całkowicie pusta. Pierwsze co uderzyło chłopaka to porażająca cisza i mdły zapach różanych kadzideł. W mroku budowla wydawała się przerażająca.

Podszedł do miejsca, gdzie ponad dwa tygodnie temu Shen i mistrzowie odprawili rytuał żeby namierzyć porwaną Akane. Kayn schylił się, i dotknął opuszkami palców podłogi w miejscu, gdzie krew Shena przyzdobiła posadzkę. Po krwi nie było ani śladu, ale chłopak mógł przysiąc, że gdzieś w mdlącej woni kadzideł przebijały się nuty metalicznego zapachu krwi.

Wszystkie jego zmysły od jakiegoś czasu dziwnie się wyostrzyły, ciemność stała się jego przyjacielem, a dziwne szepty powiernikiem wszelkich lęków.

Ukląkł przed ogromnym, złotym posągiem zapomnianego już bóstwa wsłuchując się w każdy najmniejszy dźwięk. Słyszał jak wiatr kołysze liśćmi drzew, jak świerszcze cykają w zaroślach. Po chwili również usłyszał delikatny szum formującego się cienia. Kayn nie odwrócił się, nie musiał. Wiedział, że to Zed gdy doszedł go zapach drzewa sandałowego i sosny. Nauczył się rozpoznawać ludzi po zapachach, a tak pachniał tylko Zed.

- Kayn, musimy porozmawiać.

- Nie sądzisz, że jest troszeczkę za późno? - Odwarknął chłopak zerkając przez ramię - nie jestem twoją zabawką, nie będę grał na twoich warunkach.

- To nie jest zabawa, dzieciaku. Miewasz ostatnio koszmary, zgadza się? - Zed podszedł do Kayna, a po świątyni rozległo się echo kroków.

- Nie twój interes.

Zed ukucnął przy chłopaku, i zarzucił mu jedną rękę na bark.

- Daj sobie pomóc - zaczął delikatnie Zed - doskonale wiem co...

- Gówno wiesz, co Ty sobie myślisz!? Wiesz jak to jest być sierotą!? Wiesz jak to jest nie pamiętać swoich rodziców!? - krzyk Kayna odbijał się od ścian - Wiesz jak to jest kiedy wszyscy traktują cię jak jebanego śmiecia!?

- Doskonale, kurwa wiem.

Kayn odwrócił się i spojrzał Zedowi prosto w oczy. Nic nie wskazywało na to, żeby kłamał. Wpatrywał się w niego spokojnie, a w jego tęczówkach nie było śladu czerwieni.

- Skąd? - Chłopak odwrócił wzrok, zbity z tropu.

- Bo sam jestem sierotą. Wiesz, nie od zawsze był tu Zakon Cienia. Niecałe dwadzieścia lat temu w tych salach rezydował Zakon Kinkou z Wielkim Mistrzem Kusho na czele - Zed westchnął, jakby te wspomnienia go męczyły - a ja pewnego dnia znalazłem się na schodach Zakonu. Nie pamiętam skąd się tam wziąłem, ale Kusho się mną zaopiekował. Miał też syna - Shena. Przyjęli mnie do siebie jak rodzonego brata. Shen był mi bratem, opiekował się mną. Ale zawsze był lepszy, był lepszy kurwa we wszystkim. Dlatego teraz znasz go pod tytułem Oka Zmierzchu, jego, nie mnie! Gdy miałem czternaście lat razem z Shenem i Kusho ruszyliśmy w pogoń za Złocistym Demonem. Po dwóch latach go znaleźliśmy, widząc po drodze jego ofiary, chciałem zabić drania na miejscu. Ale Kusho, zasrany strażnik równowagi mnie powstrzymał, a Jhina wtrącono do lochu. W złości na ojca i brata, zszedłem do katakumb świątyni, w której właśnie jesteśmy. Znalazłem tam tylko małą, czarną szkatułkę. Otworzyłem ją...

Zed umilkł na moment, by wstać i pociągnąć za sobą Kayna do góry.

- Cienie wtedy mnie oświeciły, wróciłem. Silniejszy, zwinniejszy i potężniejszy niż ta dwójka. Zażądałem ataku na Noxus, przecież z tą mocą byliśmy niezwyciężeni. Ale Kusho mi odmówił, więc odszedłem z Zakonu. Tułając się po całej Ionii zaślepiony nienawiścią skierowaną w Kusho...i Shena, zacząłem zbierać pierwszych cienistych ninja. Część z nich już znasz. Neshin, Yuto...Gdy zebrałem już ich kilkadziesiąt, każdego obdarzając mocą cienia wróciłem do Kinkou. Kusho już na mnie czekał. Padł mi do stóp, przepraszając i błagając bym wyrzekł się mojej ścieżki. Zabiłem go, a moi ludzie wymordowali większość Zakonu Równowagi. Kilku zdołało uciec, w tym Akali, Shen, Kennen.

- J-jak mogłeś...? - wyjąkał zszokowany jego słowami Kayn.

- Mogłem, i zrobił bym to jeszcze raz. By chronić Ionię, by chronić mój dom.

- Dostałeś drugą rodzinę - łzy wściekłości wezbrały w oczach Kayna - jak mogłeś zniszczyć to, o czym inni tylko marzą!?

Zed cofnął się o krok.

- Zrobiłem to, co trzeba zrobić!

Kayn gwałtownie podbiegł do mistrza, i popchnął go oburącz.

- Oni cię kochali! Ojciec cię kochał!

- A skąd ty możesz to wiedzieć, dzieciaku!?

- Bo j-ja...- głos Kayna ugrzęzł mu w gardle - nienawidzę cię!

Po tych słowach wybiegł ze świątyni, pędząc co sił przed siebie. Jak najdalej od Zeda.

Cień... kryje się w Tobie.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz