Dojechaliśmy do Wisły około godziny czternastej. Byłam zachwycona położeniem tego miasta. Leżało jakby na jakiejś górce. Zadziwiało mnie to. Siedziałam z nosem przyklejonym do szyby, tak jak przy przybyciu do Zakopanego, a Ewa śmiała się ze mnie.
- Nigdy nie byłaś w jakichkolwiek górach? – zapytała.
- Nigdy – wyszeptałam, dalej podziwiając piękno miasteczka.
- Cieszę się, że mogę dzielić z tobą ten moment – odpowiedziała, skupiając się na drodze.
Po chwili zauważyłam hotel Gołębiewski. Dużo o nim słyszałam. Zazwyczaj to tutaj mieszkali skoczkowie, kiedy mieli skakać na Malince.
- Gdzie będziemy nocować? – odezwałam się.
- Tam, gdzie wszyscy.
Spojrzałam na nią z szeroko otwartymi oczami, a ona znowu się zaśmiała.
- Robisz przekomiczne miny.
- W Gołębiewskim?! – krzyknęłam, nie zwracając uwagi na jej komentarz.
- Jasne. Nie wiedziałaś?
- Żartujesz.
- Nigdy w życiu nie byłam bardziej poważna.
- Będziemy w jednym hotelu ze skoczkami?!
- Lena, nie ekscytuj się tak, bo zaraz zejdziesz mi na zawał albo wylew – śmiała się. – Pierwszy raz taki jest. Z czasem się przyzwyczaisz, to stanie się dla ciebie normalne, aż nareszcie w ogóle nie będzie ciebie to ruszać.
- Będą następne razy? – ciągnęłam dalej.
Ewie zszedł uśmiech z twarzy, zdjęła jedną rękę z kierownicy i potarła czoło, wzdychając. Zaraz potem jej usta z powrotem wygięły się w łuk.
- Chodzi mi o LGP, oczywiście – odpowiedziała. – Nie wiem, co będzie w przyszłości. Może jeszcze kiedyś pojedziesz na jakiś konkurs.
- Chciałabym – oznajmiłam, spoglądając na nią uważnie.
Czemu nagle się zasmuciła? A może zakłopotała? Albo zdenerwowała? Nie umiałam zbyt dobrze odczytywać emocji. Empatia nie jest moją najmocniejszą stroną. Rozmyślania zostawiłam na później, zauważywszy, że Ewa parkuje przed hotelem.
Wysiadłyśmy z samochodu. Przeciągnęłam się, czując na twarzy promienie słońca. Pogoda dopisywała. Ewa otworzyła bagażnik, aby wyjąć nasze walizki. Ruszyłam ku niej, żeby pomóc. Miałyśmy razem cztery, a wiedziałam, że są strasznie ciężkie. Złapałam z towarzyszką jeden bagaż. Za nic nie mogłyśmy go wyjąć, za to prawie umarłyśmy przy tym ze śmiechu. Usiadłam na bruku, a Ewa kucnęła i złapała się za głowę. Zaczynał boleć mnie brzuch od ciągłego chichotania. Nie mogłyśmy przestać.
W końcu usłyszałyśmy, jak ktoś biegnie. Zatrzymał się przy nas zdyszany. Spojrzałam w górę i przysłoniłam oczy dłonią, żeby przyjrzeć się dokładniej przybyszowi.
- Pomóc paniom? – spytał po angielsku, a zaraz potem rozpoznał blondynkę. – Ewa! – I podał jej rękę, aby pomóc wrócić do pionu.
- Peter! – odpowiedziała Ewa, a chłopak wyciągnął dłoń również w moją stronę. Chwyciłam ją, a młody mężczyzna pociągnął mnie w górę. – Jak dobrze cię znów widzieć. Przydałaby nam się twoja pomoc, same na pewno nie damy rady – zaśmiała się.
Chłopak skierował na mnie swój wzrok, uśmiechając się od ucha do ucha. Odwzajemniłam uśmiech. Ja już chyba gdzieś go widziałam. Chwila, czy to nie...
YOU ARE READING
new reality | a.wellinger
FanfictionNie chciałam żadnego współczucia. Żadnego pocieszenia. Nie wiedziałam, dokąd idę. Chciałam zostać sama. Po prostu szłam przed siebie.