ROZDZIAŁ TRZYNASTY

683 54 9
                                    


Zawiera obszerne fragmenty książki Harry Potter i Kamień Filozoficzny

Samuel Stark bardzo żałował, że pierwszoroczni Ślizgoni mieli z Gryfonami tylko jedne wspólne zajęcia, bo czuł, że przez to jego przyjaźń z Harrym wisi na włosku. Niby widywali się na każdej przerwie, ale wtedy zwykle towarzyszył im Ron, a czasem także Neville. Ciężko im było wygospodarować trochę czasu dla siebie, bo obaj starali się być na bieżąco z materiałem. Sammy co prawda teorię opanował już w trakcie wakacji, ale miał ambicję być najlepszym uczniem na roku i całe dnie spędzał w bibliotece. Może nie musiałby się aż tak starać, gdyby nie Hermiona Granger, która miała dokładnie taki sam plan.

Harry bardzo się cieszył, że udało mu się znaleźć ​nowych znajomych, ale żaden z nich nie mógł mu zastąpić Sama, więc głównie dlatego chodził do biblioteki, żeby móc pogadać z przyjacielem. Rona i Neville'a nauka aż tak nie pasjonowała, więc rzadziej tam zaglądali. Niestety nie można było tego powiedzieć o Malfoyu, który był równie ambitny co Sam, a dodatkowo wykorzystywał każdą okazję, żeby dokuczyć Potterowi. Nie rozumiał, czemu Stark przestał z nim rozmawiać - w końcu znali się od dziecka. Gdy wreszcie zrozumiał, że nigdy się nie zakumplują, zaczął jawnie wyśmiewać się z Sammy'ego. Opowiadał każdemu, kto chciał go słuchać, że Stark nie zasługuje na bycie uczniem Slytherinu i że jest​ przyjacielem Gryfonów, więc nie należy mu ufać. Sammy początkowo bardzo to przeżywał, dopóki nie zrozumiał, że nikt nie traktuje Malfoya poważnie. Z wyjątkiem Crabbe'a i Goyla, ale to tylko utwierdziło go w przekonaniu, że nie warto się nimi przejmować.

W pewien czwartek rano Harry czekał na Sama przed wejściem do Wielkiej Sali.

- Hej, słyszałeś, że mamy dzisiaj razem lekcje latania? - spytał.

- No pewnie! Już się nie mogę doczekać!

- Tak, ja też - stwierdził Harry i nagle posmutniał. W końcu zdecydował się wyrazić na głos swoje obawy: - Zawsze o tym marzyłem. Żeby siedząc okrakiem na kiju od szczotki, zrobić z siebie głupca przed Malfoyem.

- A skąd wiesz, że zrobisz z siebie głupca? - zapytał rozsądnie Ron, który też już dotarł na śniadanie. - Wiem, że Malfoy wciąż opowiada, jaki to jest dobry w quidditchu, ale założę się, że to tylko puste przechwałki.

- Potrafi latać - przyznał Sammy bardzo niechętnie. - Ale nie sądzę, żeby był w stanie cię pokonać, Harry...

Nie udało mu się wyjaśnić, skąd ma takie przypuszczenia, bo w kierunku Sali zmierzał jego ojciec, a to dla Gryfonów był sygnał do rozejścia się.

- Do zobaczenia, Stark - pomachali mu pozostali chłopcy i odeszli do swojego stołu.

Sam nawet nie spojrzał na ojca tylko wślizgnął się do Sali i zajął swoje miejsce. W takich chwilach cieszył się, że nikomu nie powiedział, czyim jest synem. Z jakiegoś powodu Harry ubzdurał sobie, że Severus go nie lubi, a pozostali po prostu się go bali. Dlatego woleli schodzić mu z drogi.

Tego popołudnia, o trzeciej trzydzieści, Harry, Ron i inni Gryfoni zebrali się na wielkim trawniku przed zamkiem, aby odbyć pierwszą lekcję latania.

Ślizgoni już tam byli, a na ziemi leżało w równym rzędzie dwadzieścia mioteł. Harry słyszał, jak Fred i George Weasleyowie wybrzydzają na szkolne miotły, twierdząc, że niektóre z nich wpadają w wibracje, jeśli poleci się za wysoko, albo ściągają w lewo.

Pojawiła się ich nauczycielka, pani Hooch. Miała krótkie, szare włosy i żółte oczy jastrzębia.

- Na co czekacie? - przywitała ich opryskliwie. - Niech każdy stanie przy miotle. No, dalej, nie ociągać się!

Snape, after all this time? Część IIOnde histórias criam vida. Descubra agora