część 2. czerwiec 2017

244 29 59
                                    

Nareszcie koniec kłamstw?

Zmęczenie kolosalne, totalne, całkowite, odczuwane każdą komórką ciała.

Jeżeli dostajesz nauczkę od życia, to nie raz, kilka razy pod rząd, aż do granic wytrzymałości.

Gdy usiłuje to wszystko jakoś uporządkować, ogarnia mnie poczucie jeszcze większego chaosu. Poruszam się po omacku, na oślep, w nieprzeniknionej ciemności. Czuje się, jakbym miała papkę zamiast mózgu. Bezkształtną, niezdolną do myślenia galaretę. Wszystko wydarzyło się zbyt szybko. Nikt nie dał mi dość czasu na oswojenie się z nową sytuacją, zasymilowanie się. Straciłam orientację. Pogubiłam się.

A co jeśli on tak po prostu, bezceremionalnie wyrzuci nas za drzwi?

Tyle razy wyrzucałam go ze swojego życia, tyle razy on odchodził na wszystkie możliwe sposoby, tyle razy uciekałam w popłochu, zerkając ze strachem za siebie, niczym zając umykający sforze psów gończych.

Teraz uciekam do niego.

Chciałam być biernym obserwatorem. Stałam z boku i patrzyłam, jak przeszłość wdziera się w moje pozornie uporządkowane życie i niszczy je, kawałek po kawałku, powoli i metodycznie.

Odważ się mieć marzenia. Snuj je niczym pajęczą sieć. A potem sama w nie wpadaj i giń. Buduj zamki z lodu i szkła. Wiedz, że runą prędzej czy później, a jednak je twórz. Kłam, a kiedy ktoś obedrze cię z twoich oszustw i matactw, graj dalej, nawet jeśli kurtyna opadnie. Żyj ze wszystkich sił. Bierz z życia to, co najlepsze. Żądaj. Kradnij. Oszukuj. Niszcz wszystko i wszystkich, którzy staną ci na drodze. Nigdy się nie cofaj. Nie żałuj. Idź do przodu, wbrew wszystkiemu, choćby i po trupach, przyj przed siebie niczym taran. Walcz. Nigdy nie ustawaj w biegu.

Za wszystko w życiu przychodzi rachunek. Za wszystko trzeba zapłacić. Przychodzi czas, kiedy uregulowanie tego rachunku staje się nieodwołalną koniecznością, bezwzględnie egzekwowaną. I nie ma już odwrotu. Każdy zaciągnięty dług trzeba spłacić, uregulować należność wraz z odsetkami. Życie jeszcze nikomu tych odsetek nie umożyło. Ode mnie zażądało lichwiarskiego procentu.

Ale przecież wciąż potrafię wiarygodnie udawać, że nad wszystkim panuje. To moja siła. Potrafię stworzyć sieć utkaną z pozorów, pajęczynę kłamstw i poruszać się w niej z wirtuozerią doświadczonego pająka. Jestem racjonalna. Rozsądna. Dobrze zorganizowana. Nie rozklejam się, nie wpadam w panikę, zachowuje zimną krew. Tego nauczyło mnie życie.

Nie, wróć. To życie z Piotrem mnie tego nauczyło.

Podkręcam radio. Płynie zeń irytująca, rytmiczna muzyka. Dobrze, doskonale. Teraz przynajmniej nie zasnę za kierownicą. Cel uświęca środki.

Majka wzdryga się. Obserwuje mnie. Co widzi? Czy raczej - co pozwalam jej zobaczyć? Jej nieczułą, oschłą matkę, skomplikowaną i pełną sprzeczności, uwikłaną w dziwny węzeł namiętności i przekraczania wszelkich możliwych granic. Jej matkę o kamiennej twarzy, wypracowanej latami, w bólu i łzach, teraz już niezdolną do płaczu, wpatrzoną w szosę, chłodną, cyniczną, uporządkowaną i konsekwentną.

Tyle pozwalam jej zobaczyć. Tylko tyle.

Kiedyś byłam młoda i pełna zapału, miałam marzenia i plany, tańczyłam w deszczu i zrywałam stokrotki rosnące przy ruchliwej drodze.

A może tylko tak mi sie wydaje?

Może byłam w gruncie rzeczy nieśmiałą, zalęknioną, spragnioną miłości i uwagi dziewczyną, która szła z prądem i nie wiedziała, czego chce od życia.

Bo gdybym wiedziała...

Gdybym miała tę wiedzę, którą mam teraz...

Cóż, wszyscy dorastamy.

ĆmyWhere stories live. Discover now