część 53. Grudzień 2014

104 22 32
                                    


Jakoś powoli zaczynam przyzwyczajać się do myśli, że kłopoty i wszelkie komplikacje chadzają w moim życiu parami, trójkami, czwórkami... W każdym bądź razie - stadnie. Moją reakcją obronną jest popadanie w rodzaj obojętności, znieczulicy, marazmu. Funkcjonuję na autopilocie – jak mawia Igor. Robię wszystko, co zrobić należy wkładając w to minimum zaangażowania. A potem to się na mnie mści, w najokrutniejszy sposób...


Tego samego dnia, w którym zamierzam odebrać Sandora ze szpitala, rano spotykam się z nową logopedką Milki. Kilkuminutowa rozmowa rozdrażnia mnie, budzi uśpionego demona – poczucie winy.

- Charakterystyczne dla dzieci dotkniętych zespołem są opóźnienia i dysfunkcje rozwojowe. Zjawiska te obejmują również sferę mowy. Oczywiście, zaburzenia w rozwoju mowy dzieci z zespołem mają przede wszystkim podłoże anatomiczne. Uszkodzenie tkanki mózgowej powoduje, że dzieci cechuje obniżona, w rozmaitym stopniu, sprawność intelektualna. Zaburzenia mowy i jej rozwoju mogą być następstwem uszkodzenia centralnego układu nerwowego lub powstać wskutek uszkodzenia dróg nerwowych lub narządów biorących udział w procesie mowy. Nie bez znaczenia pozostają cechy kliniczne zespołu, takie jak wadliwa budowa anatomiczna krtani, asymetryczne ustawienie wiązadeł głosowych, wady w obrębie jamy ustnej, nieprawidłowy zgryz, wiotkość mięśni fonacyjnych i oddechowych, zaburzenia funkcjonalne układu oddechowego. Do tego dochodzą częste infekcje, skłonność do przeziębień i przewlekłego nieżytu nosa... - peroruje elegancka szatynka.

Ile razy to już słyszałam? Czuję się jak na jakimś nudnym wykładzie. Czy ona mówi do mnie, o moim dziecku? Ile można...

- Do czego pani zmierza? - ucinam cierpko.

- Musi pani zdawać sobie sprawę z tego, że u podstaw problemu leży również niedostateczna stymulacja ze strony otoczenia – pada oczekiwana puenta.

Słowa. Gdyby miały znaczenie, gdyby mogły cokolwiek zmienić. Deklaracje, gwarancje, zapewnienia. Morze słów, wypowiadanych na wiatr, nigdy nie dotrzymanych obietnic. Nigdy cię nie opuszczę, nigdy nie przestanę cię kochać... Gdzie jestem tamtego poranka? Na pewno nie w gabinecie logopedycznym i ta kobieta musi zdawać sobie z tego sprawę, patrzy na mnie i nie dostrzega zaangażowania.

- Jak często i w jakiej formie pracuje pani z córką?

Pozornie zwykłe pytanie, a jednak brzmi w moich uszach jak zarzut. Może dlatego, że wiem, jak było przez ostatni rok. Był Sandor. Spotkania z nim były priorytetem, były jak narkotyk, wszystko i wszystkich temu podporządkowałam.


Odbieram Sandora ze szpitala i zawożę do jego mieszkania. Po drodze praktycznie nie rozmawiamy. Przejazd windą okupuję atakiem paniki.

W mieszkaniu siadamy obok siebie na sofie.

- Lepiej już? - dopytuje Sandor obejmując mnie ramieniem.

- Tak, tak – zapewniam, spinając się jeszcze bardziej. - A jak ty się czujesz?

- Dobrze. Wszystko ze mną w porządku – zapewnia. - Jeśli się śpieszysz, idź. Nie trzeba mnie niańczyć.

- Właściwie to... chciałam ci coś powiedzieć – wyrzucam z siebie na wdechu.

Uśmiecha się ciepło, łagodnie:

- Nie zamierzasz odejść od Piotra – podsuwa.

Dębieję.

- Skąd wiesz?

- Trochę cię znam. Widzę, że męczysz się z czymś, co innego mogłoby to być? - podsuwa.

Wszystko! - mam ochotę wybuchnąć.

ĆmyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz