V

1.7K 178 184
                                    

    Jegorij siedział w swoim gabinecie, mimo że był już po godzinach pracy. Jednak zaległe kartoteki wymagające uzupełnienia danych i innego rodzaju papierkowa robota zmusiły go do nadgodzin. Powoli zaczynała boleć go głowa od ciągłego ślęczenia nad papierami. Zmrok zapadał dość wcześnie, więc w gabinecie paliła się niewielka jarzeniówka, rzucająca ostre światło na całe pomieszczenie. Jako że było po godzinach pracy, mężczyzna już dawno zdjął służbowy fartuch i teraz siedział ubrany w jasny podkoszulek i czarne spodnie. Pracę w pełnym skupieniu przerwało mu pukanie do drzwi. Jegorij gwałtownie odwrócił się w ich stronę, ręką trącając kubek zimnej już kawy, który przewrócił się, wylewając zawartość na dopiero co wypełnione kartoteki.

    — Cholera jasna! - zaklął pod nosem, zrywając się z krzesła i szybko zabierając z biurka zalane dokumenty. — Proszę! — zawołał, ścierając pospiesznie kawę z biurka, która i tak już zdążyła sprawić, że wypełnione przed chwilą papiery nadawały się teraz jedynie do wyrzucenia. 

    Sasza usłyszał dobiegające zza drzwi przekleństwo i otworzył nieznacznie drzwi, chcąc w miarę dyskretnie zobaczyć co takiego się stało. Zajrzał do środka i zobaczył roztargnionego pielęgniarza, który usiłował poradzić sobie z wylanym na dokumenty napojem. Sądząc po delikatnym zapachu jaki unosił się w powietrzu, była to kawa. Szatyn lubił kawę, więc był to przyjemny dla zmysłów zapach. Wszedł powoli do środka, zamykając za sobą drzwi z cichym trzaskiem. 

    — Przepraszam, że przeszkadzam... — mruknął, tym razem pamiętając o tym, by zacząć rozmowę jak należy. — Chciałem tylko powiedzieć, że poczyniłem już kroki ku temu, o czym powiedział mi pan wcześniej... odnośnie Timofieja. — powiedział, zerkając mimochodem na ubranie Jegorija. Pierwszy raz widział go bez fartucha. Odwrócił szybko wzrok, nie chcąc przyglądać mu się zbyt namolnie.

    — Ah... Proszę, proszę wejść — powiedział, odnosząc ścierkę do zlewu. Zerknął na papiery i skrzywił się nieznacznie. — Cała robota na marne — westchnął cicho, zdejmując okulary i przecierając palcami oczy. — Napije się pan kawy? — spytał. 

    Skoro wylał swoją i zamierzał sobie zrobić nową, mógł zaparzyć również dla tego nauczyciela. Nie czekając na jego odpowiedź, nastawił czajnik elektryczny i zasypał kawą dwa kubki. Usiadł na krześle i spojrzał na mężczyznę. Wyglądał na młodego, choć jego ubiór zdecydowanie dodawał mu lat.

    — Jestem wdzięczny za podjęcie działania — uśmiechnął się do niego. — Wtajemniczy mnie pan w szczegóły?

    Sasza poczuł się nieco niezręcznie. Czy to była jego wina, że "cała robota na marne"? W końcu to on go zaskoczył, zjawiając się tak znienacka w dosyć późnych, jak na szkolne standardy, godzinach... Może powinien zaproponować swoją pomoc? Ale czy przydałaby się ona w ogóle? Usłyszawszy propozycję kawy, oczy mu się lekko zaświeciły. 

    — Jeśli to nie problem... — mruknął i poprawił odruchowo kosmyk ciemnych włosów, zakładając go za ucho. 

    Miał wrażenie, że mężczyzna się z niego lekko naśmiewa. Czy to było przez to, że powiedział do niego per pan? W szkole nauczyciele zwracali się raczej do siebie po imieniu, ale Sasza go praktycznie nie znał. Gdy Jegorij na niego spojrzał, odwrócił wzrok. 

    — Tak... Więc... Poprosiłem pewnego ucznia, na którym wiem, że można polegać, by się do niego nieco zbliżył. Szczególnie, że... — tu zerknął wymownie na pielęgniarza. — Wspominał pan, że jest to dobry dzieciak. Jeśli jest to prawdą, to powinni się dogadać.

    W myślach dodał do swojej wypowiedzi "chyba". Uniósł dłoń do ust, zastanawiając się. Chyba, że obaj mają nieco zbyt silne charaktery... Choć Luka z pozoru dobrze to ukrywa... - pomyślał. 

✔ Cyka BlyatOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz