XVIII

1.4K 63 5
                                    

Oczarowana weszłam do domu. Ściągnęłam wierzchnie ubrania i pomaszerowałam do mojego pokoju. Rzuciłam się na łóżko, a w moich myślach dalej tkwił on. 

-Przestań zawracać sobie nim głowę! Liv! Do jasnej cholery! Ogarnij się! - Karciłam się szeptem. Ale nie, nie chciałam zapominać. Bujna, ruda czupryna, powiewała na wietrze na wszystkie strony, od czasu do czasu przysłaniając jego przenikliwe oczy. To nienormalne. Nie wiedząc, co ze sobą zrobić, postanowiłam obejrzeć jakiś film. Odpaliłam mój stary sprzęt firmy Hewlett-Packard i po kilku minutach klikania w ikonkę googla, włączyłam przeglądarkę. Wtedy nastąpiła całkowita zmiana planów. Przypomniałam sobie o ulotce, którą znalazłam w domku Barty'ego oraz mojej obietnicy. Obiecanki cacanki. Słyszeliście o czymś takim? 

Zanim przypomniałam sobie nazwiska łączników, minęło kilka dobrych chwil. 

-Może najpierw Barty? Zacznijmy u podstaw. - Powiedziałam z optymizmem sama do siebie i wklepałam nazwisko mojego nowego przyjaciela...za jakiś czas, może kogoś więcej. 

Kilka tysięcy wyników - brzmi nieźle. Przejrzałam parę pierwszych stron, po czym stwierdziłam, że nie widzę nic, co by mnie interesowało. Nie zamierzałam jednak rezygnować z poszukiwań. Informacje o ,,Tajnej Grupie Amatorskich Psychologów" raczej nie pojawiają się na pierwszych kartach. Postanowiłam pójść do pobliskiego sklepu po kilka energetyków i hamburgery do odgrzania w mikrofali. Zapowiada się ciekawa noc. 

Kilka godzin później 

Prócz kilku kolesiów z profilowym, którego nie powstydziłby się największy maczo na nowojorskiej uczelni, nie znalazłam nic, co by mnie zaintrygowało. Postanowiłam wysilić umysł i wstukałam kolejne nazwisko. Było grubo po dwudziestej, a moje palce drętwiały z zimna. Zgniotłam puszkę po drugim energetyku. Hamburgery leżały nietknięte w lodówce. 

-Kylie...Kylie... - Zacisnęłam kurczowo powieki. - Jak ona miała na nazwisko? - Po chwili wyrzuciłam głowę do góry, tak jak kierowcy, którzy spotykają na drodze swojego znajomego z pracy, bądź inną bliską ich życiu osobę. 

Kylie White. Ponad milion wyników. Spojrzałam na zegarek. 

-Po co zatapiam się w tym gównie? - Zapytałam sama siebie i położyłam dłoń na myszy. - Może po prostu go o to zapytam? - Pomyślałam, po czym zaraz zlikwidowałam ten pomysł. Przed oczami stanął mi on. Jego wrogie spojrzenie, zaciśnięte w wąską linię usta, beznamiętny głos. 

,,Udawaj, że nie widziałaś tej ulotki, ok?" 

W mojej głowie zabrzmiał jego głos. 

-Och, nie mogę go skrzywdzić. Może on naprawdę nie chce...Może mi powie? Ale z drugiej strony, tak bardzo pragnę wiedzieć. - Kolejny łyk pobudzającego napoju. - Muszę, muszę to wiedzieć. 

Weszłam na pierwszą stronę. 

Kilka godzin później

Moja lewa ręka spoczywała na klawiaturze, a prawa służyła za poduszkę. Miedzy nogami plątały się zgniecione puszki, a w brzuchu orkiestra grała marsza. 

-Na takiego śpiocha jak ja, nawet tigery nie działają. - Wybełkotałam te kilka słów, co zabrzmiało bardziej jak ,,Na tsakiego śpioła jak ja, nawet tajgery ne dzałają". Otworzyłam oczy i wbrew moim przypuszczeniom, nic mnie nie oślepiło. Co prawda przeglądarka dalej była włączona, ale ekran był całkowicie czarny. Spojrzałam w prawy, dolny róg pulpitu. Wybiła 3:00. Cóż, zadziwiające, że mama nie przyszła do mojego pokoju i nie obudziła mnie, lub przynajmniej nie przykryła jakimkolwiek kocem. Może nawet nie dotykała klamki moich drzwi? Może wygodnie ułożyła się w łóżku z przekonaniem, że jej córeczka słodko śpi? Nie wiadomo. Fakt jest faktem, że zasnęłam i obudziłam się w tej samej pozycji. Jedynym urozmaiceniem była ścierpnięta górna kończyna oraz pulsujący ból skroni z prawej strony. 

Sekta Where stories live. Discover now