Rozdział 4

556 44 2
                                    

POV: Astrid - Wyspa Berk

Od jego skoku z klifu i prawdopodobnie utonięcia minęło już 7 dni, a ja nadal nie mogę sobie tego uświadomić. Cały czas mam nadzieję, że może jednak... Nie! Astrid, co ty pleciesz, on jest zwykłym szkieletem, a ty wojowniczką, która z łatwością połamałaby mu wszystkie kości. Dla ciebie jest poniżające nawet o nim myśleć! Wkurzona rzuciłam pustym wiadrem w stronę przebiegającego koło mnie Śmiertnika Zębacza i pobiegłam po nowe, żeby móc dalej gasić ogień, który szybko rozprzestrzeniał się po wiosce. W pewnym momencie usłyszałam głośny świst, wybuch i ryk... Nocnej Furii?! Ale jak to możliwe, przecież mówili nam że one wyginęły. Natychmiast zerwałam się do biegu i popędziłam w stronę, z której usłyszałam ryczenie. Po dotarciu na miejsce przedarłam się przez zebrany tłum i zobaczyłam prawdziwą Furię i... płaczącego Czkawkę?! Na Thora! Czemu on siedzi obok tej bestii? Przecież ona go zaraz pożre! Chwila... Chwila... Czy ja właśnie się wystraszyłam że ta czarna owca umrze? Co się ze mną dzieje?

- Czkawka!!! Odejdź od tej bestii! Nie rób z siebie jeszcze większej ofermy niż naprawdę jesteś! - wrzasnął wódz, próbując przejść przez zgromadzonych wikingów. Kiedy już mu się to udało i chciał podejść do swojego syna, smok zaczął warczeć. Ku zdziwieniu praktycznie wszystkich Stoick natychmiast się wycofał, ale ciągle stał kawałek bliżej Czkawki niż my. W tym momencie nie zwracałam już uwagi na rzucającego mięsem wodza, tylko na młodego Haddocka, który jak mi się zdawało, mówił coś do leżącego przed nim smoka.

- Żegnaj mamo... - usłyszałam rozczulony głos chłopaka. Czy on właśnie nazwał tą bestie swoją mamą?! Nie, to niemożliwe! musiałam się przesłyszeć. Gdy ponownie spojrzałam w tamto miejsce po raz kolejny w trakcie tego dnia, mnie zatkało. Chłopak odchylił swoją głowę do tyłu i wydał z siebie dźwięk niemalże taki sam ryk jak wcześniej Furia... Ryk niemożliwej do wypowiedzenia rozpaczy, która w tym momencie go ogarnęła. Po chwili zaczął świecić na złoto, na jego ręce pokazał się jakiś dziwny znak a on sam nakreślił na pysku smoczycy symbol, który o dziwo skądś kojarzyłam i dotknął go lekko drżącą ręką. Nagle Stoick wyrwał do przodu wraz z dwoma towarzyszącymi mu wikingami i mocno szarpnął Czkawką do tyłu za rękę, a pozostała dwójka chwyciła go za ramiona i zaczęła go gdzieś prowadzić. Zanim opuścili zbiegowisko, odwrócił się nagle.

- Wieczność od bogów! Donum et alpha! Bądź zapamiętana czysta duszo! Laeditur, sed magna! Hic tibi libertatem ut ab eo! Przepowiednia się wypełnia... - wykrzyknął, a ja zesztywniałam nie mogąc pojąć, dlaczego zrozumiałam niektóre zdania, mimo że były w nieznanym mi języku. Po chwili chłopak spojrzał na mnie, a ja niemal natychmiast ponownie skryłam uczucia za kamienną maską. Odwróciłam głowę w stronę wodza i martwego gada, ale zarejestrowałam tylko mignięcie złotego światła, a potem bestia wyparowała, jakby jej tam nigdy nie było.

"No to Stoick będzie wściekły... "

Smoczy jeździec - Smocza Dusza, Serce Wodza...Hikayelerin yaşadığı yer. Şimdi keşfedin