*9*

451 29 3
                                    

Małe, brązowo zielone stworzenie ostrożnie pełzło korytarzem. Dlaczego musiało się zgubić? Przecież jest leśnym stworzeniem. A tu utknęło z bandą dziwnych dwunożnych istot, porozumiewających się swoim językiem.

- Zgubiłasss sssię?

Stworzenie spojrzało w górę. To był młody dwunożny, jakiego widziała niedawno w tamtym pokoju. Teraz delikatnie wziął ją w ramiona.

- To niebessspieczne tak pełsssać po ssszkole. – zasyczał dwunożny.

- Sssgubiłam sssię. – oparła łebek na jego ramieniu.

- Sssabiore cię na błonia. Tam będziesssz bessspieczna.

Zeskoczył lekko z ostatnich stopni i zjechał tajnym przejściem na dół. Otworzył drzwi i owiało ich nocne powietrze. Podszedł do skraju lasu i ułożył węża na pniaku.

- Możesssz wracać do ssswoich. Uważaj, by sssię więcej nie sssgubić, uczniowie nie sssą za mili dla węży. – pogładził ją po główce.

- Dziękuję, dwunosssny.

- Kolega widział twoje oczy i mi pokasssał, gdzie possszłasss. Uwasssaj na sssiebie.

Harry odbiegł w stronę szkoły. Mały wężyk podpełzł w stronę krzaka. Czekała tam znacznie większa wężyca. Obecnie utkwiła czerwone oczy w plecach biegnącego chłopaka.

- On sssna nassszą mowę?! – syknęła na młodszego węża.

- Jessst miły. To gosssć dyrektora, jeden sss gosssci. Bardzo sssilny i ssszybki. – wężyk ruszył wraz z nią na wyznaczone miejsce.

- O czym sssyczycie?

Spojrzały na wysoką postać.

- W ssszkole sssą gossscie. Jeden jessst ssstrasssznie ssszybki i sssilny. – wężyk owinął się wokół nadgarstka.

Czerwonooka postać ruszyła do miejsca, gdzie miała ukryty świstoklik. Przeniosła się wraz z wężami do swoich kwater. Ułożyła zwierzaki na ich miejscach i przeszła do gabinetu.

- Panie? – ktoś zastukał do drzwi.

- Wejść.

Obrócił się do wchodzących. Nie wyglądali za ciekawie.

- Prewettowie nie żyją. – skłonili mu się.

- Wszyscy? – usiadł.

- Poza najmłodszą, Molly. Ona jeszcze jest w szkole. – spojrzeli niepewnie.

- Rozumiem, odejdźcie.

Mężczyźni cofnęli się. Czerwone oczy Lorda Voldemorta zaświeciły się. Przywołał kielich wina i spojrzał w kryształową kulę. Zobaczył błonia szkoły.

- Macie gości, tak. A jeden strasznie silny? Ciekawe, kim jest ten siłacz.

***

Voldemort obserwował szkołę. Godzinę temu zobaczył zamieszanie w swojej kuli. Teraz widział, jak dyrektor i kilku uczniów żegna dwie osoby w płaszczach. A ci... nagle zniknęli. Aż przetarł oczy. Przecież deportacja jest tam zabroniona. Może mieli świstoklik? Przyjrzał się pozostałym. Jeśli mu się zdawało, to widział tam Blacka. Z tego co wiedział, jeden z ich synów, Syriusz, był gryfonem. Przyjrzał się i zobaczył czerwone krańce szat i gryfoński krawat. Ale też był tam ślizgon. I nie, nie był to młodszy Black.

---

Lily usiadła na pniaku w ich stałym miejscu spotkań.

- Szkoda, że pojechali. Naprawdę, są pocieszni. – mruknęła.

- No wiem, zwłaszcza fretka. Jak się oburzy.

Odegrał ruchy blondyna a Lily zaśmiewała się do łez.

- Jest bardzo pocieszny. Jaszczurka też nie lepsza, widziałeś jaki on żwawy. Nigdzie nie usiedzi...

- Ej.

Spojrzeli w stronę szkoły. Nadchodzili Huncwoci.

- Słyszeliście wieści? – usiedli przy nich.

- Co się stało? – Severus spojrzał na ich poważne miny.

- Gideon i Fabian nie żyją. Molly właśnie się dowiedziała. – Syriusz oparł się o drzewo.

Lily zakryła usta w przerażeniu. Reszta była poważna. To byli ich znajomi, Gideon był prefektem naczelnym i nie mogli uwierzyć, że raptem po dwóch latach po opuszczeniu szkoły, ta dwójka odeszła.

- Byli najlepsi w pojedynkach. – cicho zauważył Severus.

- Tak. Nie mogę uwierzyć, że nigdy już nie przyjdą na peron po siostrę. A reszta rodziny? – Lily spojrzała na nich.

- Też nie. Dom zrujnowany. – James kopnął kamień.

- Może weźmiemy ją do któregoś z nas? – Lily spojrzała na wieżę.

- Nie sądzę. Artur się nią interesuje, zabierze ją do siebie.

- Ale jego rodzice jej nie lubią. - Lupin otarł łzy.

- Poradzi sobie. Ale lepiej wracajcie do szkoły. – James spojrzał na Lily. – Nie powinniśmy się wystawiać.

Huncwoci ruszyli do zamku. Lily siedziała ponuro na pniaku.

- Powinniśmy stąd iść. – zasugerował cicho Snape.

- Nie sądzę.

Obejrzeli się i zobaczyli postać mierzącą w nich różdżką.

- Ładnie usiąść i udawać, że rozmawiacie w dalszym ciągu.

- Voldemort. – Lily skrzywiła się.

- Więc wiesz, kim jestem. Jak miło. – mężczyzna oparł się o pień.

- Czego chcesz? – Severus usiadł przy Lily.

- Nic w sumie. Na razie sobie stoję.

Obserwował dwójkę uczniów. Nie kojarzył ich z żadną rodziną. Ale ten ślizgon nie jest szlamą, jego dom nie przyjmował takich uczniów. Spojrzał na dziewczynę. Miała butne spojrzenie i najwyraźniej nie bała się powiedzieć jego imienia. Odważna dziewczyna. Ale jeśli nie boi się tak mówić, to jest szlamą. Oni zazwyczaj nie rozumieli jego potęgi.

- Pff i ty niby jesteś potężnym czarnoksiężnikiem? – prychnęła Lily.

- Lilka! – Severus złapał ją za dłoń.

- Nie boje się go. Przyjrzałam się dokładnie. Jest wątły, chudy i niedożywiony. Poza tym mógłby się umyć. Troszkę capi.

Voldemort zachichotał. Może jednak jest czysto krwista? To tylko gryfońska, durna odwaga.

- Zabieram was ze sobą. – uśmiechnął się.

- Ja się nigdzie nie wybieram. – Lily pokazała mu środkowy palec.

Ślizgon nie był aż tak butny, ale to cechowało mieszkańców jego domu. Myśleli trzeźwo. Chłopak nie napyskuje, by nie oberwać. Teraz też starał się uspokoić koleżankę.

- Nie powinieneś przyjaźnić się z gryfonami. To zdrada naszego domu.

- Nasza przyjaźń zaczęła się jeszcze zanim trafiliśmy do szkoły. Takie coś jak podziały na dom nie jest w stanie jej rozwalić. – Lily uniosła dumnie głowę.

- Lilka ma rację. – chłopak ją poparł.

- Wzruszające. – zakpił.

Z jego różdżki wyleciały liny i związały ich. Chwilę potem użył świstoklika i zniknęli z terenów szkoły. 

HP - PodróżOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz