Każdy wie, że rudzi są wredni

344 20 1
                                    

Lily bardzo tęskniła za domem. Jasne, Hogwart był piękny, wielki i ciepły, ale był też sztywny, obcy i pełen nowości, z którymi Lily nie do końca potrafiła się oswoić. Codziennie pisała do rodziców, choćby krótkie notatki o nowej rzeczy, której się dzisiaj nauczyła. Każdy list kończyła zwrotem bardzo za Wami tęsknię. W końcu mama poradziła jej, żeby miała zawsze obok siebie coś domowego. Możemy przysłać Ci kawałek jakiegoś materiału, który przypominałby Ci o domu albo kopię naszego rodzinnego zdjęcia, które nosiłabyś w kieszeni. Tata krzyczy z kuchni, że możesz też zrobić sobie takie miejsce, które będzie podobne do czegoś w domu. Możemy Ci też wysłać zestaw do fortu, sowa na pewno go przyniesie, w końcu to głównie poduszki. Pamiętaj też, że zawsze możesz po prostu wrócić do domu albo my przyjedziemy na chwilę do Ciebie. Jestem pewna, że nie jesteś jedyną ,,nową'' osobą, która czuje się samotna w świecie czarodziejów. Musi istnieć jakaś platforma wspomagania mugolskich uczniów. Zapytaj Profesor McGonagall i daj mi znać.

Lily już widziała minę swoich koleżanek z dormitorium, gdyby poranną pocztą sowa przyniosła jej wielkie tekturowe pudło pełne poduszek i kolorowy kocyk z ręcznie wyszytym napisem ,,Kochamy cię, Lily" albo minę McGonagall: ,,Platforma czego, drogie dziecko?" i ta litość w oczach. Nie, Lily nie potrzebowała litości. W przeciwieństwie do przewidywań jej zazdrosnej siostry, ona odnajdzie się w świecie czarodziejów, bo ona tu należała. Magię miała we krwi tak samo jak Potter czy Black.

Inna rzecz, że czasami można przełknąć dumę i dać sobie pomóc. Nie, żeby bardzo potrzebowało się tej pomocy. Lily nie znała innego sposobu na znalezienie przyjaciół – po prostu być miłym, póki naprawdę nie polubi się tego kogoś. Więc Lily plotkowała i spędzała czas z koleżankami ze swojego dormitorium: Marlene, Alice, Mary i Jane. Po tygodniu już wiedziała, że Marlene i Alice są ładne, ale lekko napuszone i dużo bardziej energetyczne niż ona. Często gadały do późnej nocy i obie gapiły się jak w obrazki w Jamesa i Syriusza. Czasami krzywo patrzyły się na Mary, małą i pulchniutką blondyneczkę. Mary była bardzo pogodna i robiły jej się śliczne dołeczki, gdy się śmiała. To właśnie ona pierwsza zagadała do Jane, która była chyba po prostu nieśmiała. Lily wiedziała o niej tylko tyle, że ma przyjaciela, z którym tu przyjechała, też w Gryffindorze. Tak jak ona miała Severusa.

Mimo wszystko Lily czuła się w Hogwarcie naprawdę, naprawdę samotna. Często gubiła się w korytarzach i schodach, które zmieniały swoje położenie zawsze, kiedy na nich stała. Często też traciła poczucie czasu w bibliotece – chciała nadrobić zaległości magii – i nie jadła kolacji. Tutaj nikt nie dbał, czy była na kolacji. Jedynie Mary czasami pytała ,,Gdzie byłaś?". Zawsze po fakcie. Tak więc Lily gorączkowo szukała namiastki domu.

W końcu, pewnego dnia wpadła na pomysł. To była smutna, deszczowa, październikowa sobota. Wszyscy Gryfoni siedzieli w pokoju wspólnym, łącznie z Jamesem Potterem i Syriuszem Blackiem, którzy bardzo źle znosili nudę. Teoretycznie mogliby zająć się nawałem wypracowań, które spłynęły na nich wraz z początkiem prawdziwego roku szkolnego, ale po co zawracać sobie głowę nauką już na pierwszym, najważniejszym roku! Lily miała wrażenie, że ta dwójka podąża za nią wszędzie, szczególnie Potter. Na początku próbowała uczyć się w pokoju wspólnym, w zacisznym kącie z dala od gryfońskiej śmietanki towarzyskiej, ale zaraz zjawił się Black, a za nim Potter. Obaj głośno się śmiali, a za nimi pchało się grono uczniów ze starszych klas, zachwyconych ich głupotą. Potter zajrzał jej przez ramię w notatki, czego absolutnie nienawidziła, ale zasznurowała usta i wzięła głęboki oddech. Miarka się przebrała, kiedy Black usiadł obok niej, objął ją ramieniem, i zagadnął:

- Dobrze się czujesz, Evans?

- Dlaczego miałabym się źle czuć? – zapytała chłodno, nie przerywając pisania wypracowania dla Slughorna.

CzekoladaWhere stories live. Discover now