Prolog

7.3K 171 44
                                    

Siedem lat później:

Kate:

- Mamusiu ja nie pójdę tam! - wykrzyczał Mike.

- Zamknij się debilu! - walnęła go w głowę Lili.

- Sama się zamknij idiotko! - odpowiedział.

- Mikuś błagam Cię dziś ostatni dzień. - powiedziałam błagalnym tonem zatrzymując się na czerwonym świetle.

- Mówiłaś to wczoraj, przedwczoraj i przedprzedwczoraj! - zaczął wyliczać na palcach.

- Dziś jest piątek. - wyjaśniłam. - Jutro jedziesz na weekend do dziadków.

- I znów będę musiał słuchać kazań dziadka Darka, że nie umiem czytać.

- Każdy normalny człowiek umie czytać, a co za tym idzie, że jesteś nienormalnym debilem na ziemi. - zaśmiała się dziewczynka.

- Zamknij się ty niedorozwoju! - odpowiedział.

To ja Kate Williams. Żona Alana Williamsa oraz matka dziewięcioletniej Lili i siedmioletniego Mike. Czasem dziwię się skąd moje dzieci biorą te wszystkie słowa. Mówię wszystko co im do głowy przyjdzie i nie myślą o konsekwencjach. Jeszcze nigdy nie było miesiąca, w którym nie byłam wzywana do szkoły za kolejną głupotę jaką popełniają. Mam obecnie trzydzieści lat i jestem wspólnikiem w firmie męża. Często wyjeżdżamy na konferencję i wyjazdy służbowe przez co nasze dzieci są wychowywane przez rodziców Alana. Kiedy pracowała u nas pani Gabriela jako opiekunka była to naprawdę fajna dziewczyna. Miała dwadzieścia pięć lat, ale dzieci nie chciały obcej osoby w domu i wykurzyły ja tak szybko jak tu przyszła. Nie było nas zaledwie dwie godziny, a one urządziły sobie z domu tor przeszkód, w którym opiekunka była zawodnikiem. Wpadła w poślizg na płytkach, na których był rozlany olej i złamała nogę.

Leon od ślubu nie pojawił się w moim życiu i z tego co mi wiadomo wyprowadził się za granicę. Zaczął brać jakieś prochy przez co był jaki był, ale tego już się nie zmieni. Jeśli mam czegoś żałować to tego, że nie odeszłam od niego wcześniej.

- Jesteśmy. - zaparkowałam pod dużym pomarańczowym budynkiem nazywanym szkołą.

- Kończę o późno nie musisz po mnie przyjeżdżać. - powiedziała Lili i wysiadła z samochodu biegnąc do budynku.

- Ja nie chce. - zaczął marudzić chłopiec. - Zawieź mnie dziś do dziadków. Zacznę weekend wcześniej, a pani powiesz, że jestem chory. - posłał mi słodkie oczka.

- Powiedz mi dlaczego Lili leci biegiem do szkoły, a ty nie? - zapytałam.

- Bo ma chłopaka. - powiedział cicho, żeby nie usłyszałam, ale mu się nie udało.

- Naprawdę? Kogo? - zapytałam zaciekawiona.

- Powiem jak zawieziesz mnie do dziadków. - uśmiechnął się chytrze.

- No dobrze. - przewróciłam oczami.

- Harry z 5a ten wnuczek naszej sąsiadki. - zaczął tłumaczyć. - To co do dziadków? - zapytał, a ja odpaliłem silnik i odjechałam.

Wróg numer jeden [ZAKOŃCZONE]Where stories live. Discover now