Rozdział 17. - Oto nadchodzi ten...

1.4K 122 47
                                    

- Voldemort wciąż zbiera swoją armię - powiedział Dumbledore. - Coraz więcej hogwarckich uczniów wstępuje do jego szeregów.

Peter miał coś powiedzieć, ale zamilkł. Popatrzył na ścianę i wrócił wzrokiem do dyrektora Hogwartu.

- Panie Pettigrew, może dasz nam nazwiska? Myślę, że na pewno jakieś znasz - Dumbledore przeszył go wzrokiem.

Wstał. Czuł napływające gorąco. "Tylko się nie wygadaj", mówił sobie.

- Black, Malfoy, Goyle, Crabbe, Snape, Avery...

- To są stali członkowie. Ktoś nowy?

- Nie jestem pewny, ale chyba Narcyza - mruknął.

- Narcyza nie jest śmierciożerczynią. Bardziej zależy jej na rodzinie niż na służbie. - rzucił Syriusz.

- Słyszałam, że Snape ma być chrzestnym dziecka Malfoyów - odezwała się Alicja. - Jeśli prawdą jest, że Narcyza jest w ciąży, jej latorośl będzie chodzić do Hogwartu z naszymi dziećmi.

- Merlinie, dopomóż... Mój ojciec chodził do szkoły z ojcem Lucjusza, nasze dziecko z dzieckiem Malfoyów, nasze wnuki, prawnuki... - westchnął James.

- Nie nakręcaj się. - Lily położyła dłoń na ramieniu męża. - Może z biegiem pokoleń ta nienawiść między rodami zaniknie i Potterowie z Malfoyami będą się przyjaźnić.

* * *

- Jestem taka zmęczona - sapnęła Lily, padając na kanapę.

- Przynieść ci coś? - zapytał James znad stosu papierów.

- Nie chcę ci przeszkadzać, kochanie.

Potter wywrócił oczami.

- Odkąd nosisz pod sercem moje dziecko, nie będziesz nigdzie chodziła. Wszystkim zajmę się ja - pocałował ją w czubek głowy i poszedł do kuchni.

Zadzwonił dzwonek do drzwi.

- Profesor Trelawney?

Lily pobiegła do drzwi.

- Coś się stało?

- Dzieci moje drogie, nad tym domem wisi ciężka atmosfera... czarna, przeklęta...

- Ha? - nie zrozumiała pani Potter.

Zapadła dramatyczna cisza.

- Muszę zaczerpnąć świeżego powietrza - powiedziała Sybilla i wyszli na taras.

Małżeństwo wymieniło zdziwione spojrzenia. James nie wytrzymał i wypalił:

- Więc o co, do cholery...

- Oto nadchodzi ten, który ma moc pokonania Czarnego Pana... Zrodzony z tych, którzy trzykrotnie mu się oparli, a narodzi się, gdy siódmy miesiąc dobiegnie końca... A choć Czarny Pan naznaczy go jako równego sobie, będzie miał moc, jakiej Czarny Pan nie zna... I jeden z nich musi zginąć z ręki drugiego, bo żaden nie może żyć, gdy drugi przeżyje... Ten, który ma moc pokonania Czarnego Pana, narodzi się, gdy siódmy miesiąc dobiegnie końca... - wymamrotała Trelawney.

Zapadła długa cisza, przerywana jedynie pociągnięciami nosem przez Lily.

- Harry urodzi się na koniec lipca... - szepnął łamiącym się głosem James.

Dałaś mu szansę, Evans || Huncwoci (cz.II)Where stories live. Discover now