Rozdział 18. - Donosiciel.

1.2K 108 20
                                    

- Panie... - odezwał się cicho Severus. Odbywało się właśnie spotkanie śmierciożerców w Malfoy Manor. Voldemort skupił na nim swoją uwagę, a wraz z nim wszyscy inni.

- Tak, Snape?

- Usłyszałem... usłyszałem przepowiednię z ust Sybilli Trelawney. Dotyczyła ona chłopca, który narodzi się pod koniec lipca, a jego rodzice trzykrotnie oparli się tobie. - przełknął ślinę. - Będzie posiadało moc, jakiej nie znasz, panie.

- Co jeszcze wiesz? - dociekał. - Mów, Snape!

- Nic więcej. Tylko tyle udało mi się podsłuchać.

Voldemort uderzył pięścią w blat stołu i wstał. Zaczął cicho przechadzać się po pomieszczeniu, budząc postrach wśród swoich poddanych.

- Ktoś SILNIEJSZY ODE MNIE?! - wrzasnął. Snape i Malfoy podskoczyli na krzesłach. - Kto to może być?! GADAĆ!

- Dziecko Potterów lub Longbottomów, panie - wyszeptała Bellatrix, zdmuchując loczek z twarzy.

Zamarł.

- Oni odmówili mi trzy razy... SKĄD TO WIESZ?!

- Mam swoje sposoby. Sam powiedziałeś, że szlama, która splugawiła czysty ród Potterów jest w ciąży - powiedziała z dumą. Severus wbił wzrok w stół. - Razem z Cyzią dowiedziałyśmy się, że obie, Potter i Longbottom, są w tym samym miesiącu i najprawdopodobniej urodzą przed sierpniem. Na nieszczęście jeszcze nienarodzonego dziecka mojej siostry, oba bachory będą uczęszczać z nim do Hogwartu.

Zamyślił się. Narcyza otworzyła usta, popatrzyła niepewnie na Czarnego Pana i odezwała się:

- Nadamy mojemu synowi imię Dracon. Wierzę, że będzie twoim wiernym sługą, panie.

- Rozejść się - powiedział tylko. Machnął na nich ręką i spojrzał w okno.

- Panie - Lucjusz podszedł do Voldemorta, gdy wszyscy wyszli.

- Crucio!

Krzyk Malfoya rozniósł się po całym gmachu. Nikt nie przyszedł mu na pomoc. Czarnoksiężnik opuścił budynek w bardzo złym humorze.

***

- Wszystkiego najlepszego! - krzyknęli Lily i James, gdy Syriusz przekroczył próg ich domu.

- Dziękuję! - przytulił ich i wziął od nich prezent. - Mam się bać?

Potterowie stanęli pod ścianą i patrzyli, jak przyjaciel odpakowuje pakunek.

- Poważnie? - zaśmiał się Black, widząc miotłę. - Nie latam już od kilku ładnych lat!

- Czas najwyższy - mruknęła rudowłosa.

Ziewnęła. Nie mogła spać przez całą noc. Wciąż miała w głowie wczorajszą przepowiednię. Była zaledwie w czwartym tygodniu ciąży, a już jej dziecko zostało skazane na śmierć i to z ręki samego Voldemorta. Postanowiła, że będzie walczyć. Nie da satysfakcji oprawcy. Obroni syna własną piersią. James powiedział to samo. Rodzina to coś, czego Voldemort nigdy nie miał. Nie zdaje sobie sprawy z tego, jak wielka jest jej siła.

Dałaś mu szansę, Evans || Huncwoci (cz.II)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz