Początek końca

2.2K 215 157
                                    

JJ udając niewiniątko przysiągł "na całą swoją kolekcję pornosów, że nie wrzucił mojego nazwiska do czary ognia". Po sali do końca zajęć krążyły szmery oburzenia o niesprawiedliwości i życzeniu naszej trójce jak najszybszego powrotu z płaczem. Czym dłużej wsłuchiwałem się w zawodzące głosy, tym bardziej byłem ciekaw co takiego fascynujące znajdę w tym mitycznym miejscu. Naprawdę było aż tak źle? Źle i fantastycznie jednocześnie, inaczej rzesza chętnych nie sięgałaby do połowy setki.

W poniedziałki zawsze mieliśmy najwięcej, najgorszych zajęć. Wracając do domu widziałem już zachodzące słońce na horyzoncie, a przecież dzień nie był już tak krótki jak zimą. Wiosna to jedyna pora roku, podczas której dało się chodzić po ulicach Petersburga bez obrzydzenia wypisanego na twarzy. Nie lubiłem tego miasta, no ale miejsca zamieszkania się nie wybiera, przynajmniej nie w czasie kiedy rodzice uważają, że mają wszelkie prawo do rozporządzania naszym życiem, póki za nas płacą lub jesteśmy niepełnoletni.

Czarny plecak zarzucony na ramię ciążył mojemu obolałemu kręgosłupowi, mimo że w środku było tylko kilka kartek z notatkami i wypożyczony podręcznik z teoriami osobowości. Miałem ochotę położyć się na łóżku i zapomnieć o tym, że kolejny miesiąc będę musiał spędzić w towarzystwie rozkrzyczanych demonów, mając się na baczności, żeby nie zarobić na korytarzu w twarz, uderzony przez przypadkowego ucznia. Obok osiedlowego sklepu stało trzech nastolatków. Każdy z nich górował nade mną jeżeli chodzi o wzrost, ale z gadki nie dałbym im więcej niż po piętnaście lat. Zazwyczaj obchodziłem chuliganów szerokim łukiem, teraz w dziecinnym przeświadczeniu o sprawdzeniu własnych umiejętności i siły spokoju, nie przeszedłem na drugą stronę ulicy, jak to miałem w zwyczaju. Nie byłem tchórzem, ale bezmyślne narażanie portfela i telefonu nie leżało w mojej naturze.

Nawet nie zwrócili na mnie uwagi. Czego ja oczekiwałem? Że nagle cały świat stanie się wrogim miejscem, tylko dlatego, że spotkało mnie takie "nieszczęście"?

Matka rozłożyła się na leżaku przed domem i wygrzewała bose stopy w ostatnich promieniach słońca. Obok drewnianego siedziska leżała książka zaznaczona zakładką gdzieś w połowie i szklany bidon z wodą i plasterkiem cytryny.

- Jak było w szkole?

- Nie chodzę już do szkoły - odrzekłem bez życia i pogłaskałem małego królika, który zamknięty w zagródce zbitej z deseczek przez Madinę podgryzał trawę i ruszał szybko różowym noskiem.

- No tak dorosły mężczyzno. Więc jak było na uczelni? - Dodała z ironią.

- Jak zawsze. Nic ciekawego. Jest Madina?

- Kiedy ostatni raz ją widziałam próbowała otworzyć drzwi do twojego pokoju wsuwką.

Przyspieszyłem kroku i zirytowany wspiąłem się na drugie piętro. W domu otoczył mnie chłód i ciemność. Wieczne migreny ojca nie pozwalały nawet odsłonić żaluzji. Siedział w kompletnej ciemności i przysypiał na fotelu. Widocznie znowu nałykał się leków przeciwbólowych. Nie wiedziałem czy udaje chorego, czy naprawdę tak cierpi, w każdym razie leki brane w ilościach hurtowych tylko go otępiały.

Zastałem siostrę w takiej sytuacji jak opisywała ją matka.

- Mówiłem, że jeszcze nie gotowe.

Przerażona aż pisnęła i podskoczyła słysząc mój głos za plecami.

- Wcale nie chciałam go zobaczyć, tylko... coś szeleściło w twoim pokoju i myślałam, że to Nona tam weszła. Jeszcze zniszczy ci obraz... - Zrobiła maślane oczka i schowała wsuwkę do kieszeni.

- Twój sierściuch siedzi za tobą na parapecie. - Pokazałem na kota, który podobno miał magicznie szperać w moim pokoju. - Zabieraj ją, bo już czuję, że chce mi się kichać.

Zagubieni| Otayuri Where stories live. Discover now