Konfrontacja

1.6K 207 78
                                    

Kolejny dzień przyjąłem z dziarskim nastrojem. Cała złość, którą czułem do tej pory przerodziła się w determinację i wiarę we własne umiejętności. Okropne zachowanie Niny uświadomiło mi co muszę zrobić i jak się do tego zabrać, a może ta praktyka nie okaże się tak bezowocna jak myślałem z początku. Odprowadziłem Madinę pod szkołę i stamtąd złapałem autobus do centrum. Przeszedłem szybko po opustoszałych alejach. O tak wczesnej godzinie przemykało tam jedynie kilka kobiet na porannym joggingu i starsze panie zająć kolejkę do lekarza.

Ubrałem dzisiaj skórzaną kurtkę i czarne, obcisłe spodnie. Może dzięki temu nabiorą do mnie odrobinę dystansu, poprzedniego dnia traktowali mnie jak rówieśnika i kolesia, któremu można pokazywać mentalną wyższość w miejscu przez siebie obytym. Znaczyli swoje terytorium jak zwierzęta, nie pozwalali sobie na przejęcie władzy przez nowego. Musiałem się bardziej zaaklimatyzować, a oni przywyknąć do tego, że mają mnie słuchać.

Pod szkołą nie spotkałem Niny, najwyraźniej zrezygnowała z dalszej praktyki lub przynajmniej zrobiła sobie wolne. Ważne, że nie musiałem na nią patrzeć. Przeszedłem przez pusty hol kierując się do pokoju psychologa. Naokoło panowała niespodziewana cisza, przerwana pojedynczym przekleństwem i szuraniem butów. Zatrzymałem się nasłuchując źródła głosu. Dochodził z bocznego korytarza tuż za ujściem ze schodów. Niepewnie skręciłem za marmurowym filarem. Jak się okazało słusznie.

Zawiązane w dziewczęcy kucyk włosy wydawały się być urocze. Blond kosmyki gładko wysuwały się zza gumki tworząc beztroski nieład, który dość dobrze komponował się z niechlujnym strojem. Czarne spodnie były podarte na kolanie, raczej nie fabrycznie, bo obdarte kolano szpeciło rozerwaną skórą, tak samo jak nadgarstki. Na czole miał przyklejony plaster, a w zaciśniętej dłoni kurczowo trzymał jakiś mały przedmiot. Pod jego stopami, oparty o ścianę siedział chłopiec. Nie mógł mieć więcej niż dwanaście lat. Łzy, wielkie jak grochy, płynęły mu po twarzy. Był cały czerwony i zasmarkany.

Na sobie, zamiast spodni miał różową, tiulową spódnicę. Trzymał ją zawstydzony, próbując zasłonić miejsce pomiędzy rozstawionymi szeroko nogami. Jedną z nich, aż do krwi trzymała przyciśnięta do podłogi czarna podeszwa wysokiego buta. Chłopiec pisnął kiedy blondyn przeniósł cały ciężar ciała tylko na jego piszczel.

- Pomalujesz sobie ten ryj, czy sam mam to zrobić? - Zapytał.

Głos miał grubszy i bardziej męski niż myślałem. Nie pasował do jego wyglądu.

Nie uzyskawszy odpowiedzi, gwałtownie pochylił się nad nim i siłą przytrzymując zapuchniętą od płaczu twarz, chciał użyć małego przedmiotu, którym okazała się być czerwona szminka. W ostatniej chwili złapałem jego rękę na wysokości przedramienia i odciągnąłem od szamoczącej się ofiary. Nie chciałem być brutalny, ale inaczej nie dałbym rady go odsunąć. Nie zauważył mnie i tylko dlatego udało mi się go złapać na gorącym uczynku.

- Puszczaj, śmieciu!! - Krzyknął zaskoczony. Rzucał się jak ryba wyciągnięta z wody. Na początek tylko się wyrywał, potem zaczął kopać i szarpać.

- Uspokój się! - Warknąłem – Idziesz ze mną do psychologa.

- Chyba śnisz, kutasie! - Rozszalał się tak bardzo, że nawet nie zdążyłem zareagować, kiedy podrapał mnie po twarzy, przez co mój uścisk delikatnie zelżał, ale nie na tyle żeby pozwolić mu uciec. Byłem od niego sporo wyższy i silniejszy. Twarz zapiekła mnie tępym bólem. Krótki wydech wyrwał się z moich ust, a jego zacięte spojrzenie rozświetliło się na ułamek sekundy. Miejsce gdzie wbił paznokcie szczypało i puchło bardzo szybko. Na koniuszkach palców i pod paznokciami miał moją krew i zapewne kawałek naskórka.

Zagubieni| Otayuri Where stories live. Discover now