twelve

4.5K 300 59
                                    




- Skup się, Potter! Siedzimy tu już trzecią godzinę, a straciłeś kontrolę minimalnie dwadzieścia sześć razy. Wsłuchaj się, skup i działaj - krzyknął, opadając na wyczarowane krzesło. Tego dnia miał zacząć uczyć Pottera, jednak chłopak nie wydawał się odpowiednio zmotywowany. Musiał ciągle go obrażać i wywoływać wspomnienia, by gryfon okazał jakąkolwiek chęć walki. Cóż, nikt nie mówił, że będzie łatwo.

- Próbuję! To nie jest takie proste, a gdy jeszcze... - zaczął, zaciskając dłonie w pięści. To było cholernie trudne, a Tom nie dawał mu taryfy ulgowej. Żadnych forów, nic z tych rzeczy. - Nie wspominaj Syriusza - popatrzył na niego ze złością i czymś, co przypominało ogromny ból.

Riddle uśmiechnął się na ten widok. Dokładnie tego szukał przez cały ten czas. Wrażliwy, najsłabszy punkt Pottera. Był jak materiał wybuchowy, który tylko czeka, aż wybuchnie. Chłopak stał przed nim, trzęsąc się jak dzieciak, któremu odebrano lizaka.

- Dlaczego mam go nie wspominać, Harry? Nie chcesz przypomnieć sobie, jak znikał za zasłoną? Nie chcesz znów zobaczyć tych oczu, pełnych goryczy i żalu? Jestem pewien, że Syriusz jest zawiedzony. A wiesz dlaczego, mój drogi? To twoja wina. Przez ciebie zginął, oszukałem cię, a teraz... no cóż, twoja jedyna rodzina nie żyje. Przez ciebie. - Riddle odskoczył w ostatnim momencie, uśmiechając się szeroko. 

Udało się! - pomyślał, próbując złapać równowagę. Najwyraźniej, gryfon uznał sobie za punk honoru zabicie go.

- Jak śmiesz?! To twoja wina! To. Twoja. Pieprzona. Wina! - warknął przez zęby.

Jedna klątwa, unik, druga klątwa, unik, trzecia klątwa. Harry ledwo się powstrzymywał, albo w ogóle się nie powstrzymywał? Nie wiedział. Był niesamowicie wściekły, gorycz paliła mu gardło, a ciało wyginało się w olbrzymim bólu. Nie chciał rzucić jakiegokolwiek Niewybaczalnego, a tak bardzo pragnął czegoś - co mu pomoże, ochłodzi piekące gorąco, złagodzi to cholerne poczucie winy. Jedynie Czarny Pan nie rzucał zaklęć co sekundę, broniąc się.

- Harry, uspokój się w tej pieprzonej sekundzie! - krzyknął, przełamując zaklęcia gryfona. – Expelliarmus! – Pod wpływem zaklęcia, chłopak odleciał do tyłu i uderzył w ścianę. Zamknął mocno oczy i krzyknął. Zaczął odzyskiwać czystą świadomość, nieprzesłoniętą burzliwymi emocjami, jednak wspomnienie Syriusza wróciło. Do tej pory trzymał je na samym końcu pamięci, nie chciał go wspominać. Szklące się oczy jeszcze bardziej go otrzeźwiły, jednak szybko je przetarł, nie chcąc wyjść na aż tak słabego. Po chwili poczuł przyjemne, kojące ciepło na swoich ramionach. Tom przycisnął go mocno do siebie, tak, by Potter nie mógł się ruszyć nawet o minimetr. Mimowolna czerwień zaczęła zdobić jego policzki, a chłopiec nie wiedział czy to ze smutku, czy  uczucia.

- Zostaw mnie, Tom. - warknął, chociaż tak naprawdę tego nie chciał. Potrzebował ukojenia, oderwania od tego całego chaosu. A gdy Riddle go tak trzymał, Harry na sekundę pomyślał, że odnalazł w tych ramionach upragniony spokój. Rozluźnił swoje ciało i odetchnął głęboko, po czym położył głowę w zagłębieniu szyi mężczyzny.

- Już ci lepiej? Spokojnie, przecież doskonale wiesz, dlaczego to wszystko powiedziałem. Chociaż muszę ci przyznać, że pomimo tych setek klątw, teraz się szybciej uspokoiłeś. Postęp, mój drogi. – klepiąc go po plecach, zaśmiał się. Jakiekolwiek rozluźnienie atmosfery było teraz niezwykle potrzebne i upragnione, a jednak nie nadchodziło. Położył więc ręce na plecach młodszego, uciskając je lekko w okolicach łopatek. Wykonał kilka razy ten zabieg, a gdy ciało wciąż było spięte - włożył dłonie pod materiał koszulki i pozwolił sobie na masaż. Sunął palcami po spoconej skórze, co chwilę skupiając się na innej części pleców. Gdy w końcu dotarł do barków (a Harry już się lekko odprężył), chwycił je mocno i zapytał:

- Rozumiesz, Potter? – A on rozumiał. Walka serca i rozumu była wielka i męcząca, jednak trzeba było odgrodzić te dwie strefy. Wiedział, że gdyby Tom tylko zechciał, gryfon już leżałby martwy na ziemi. Wszystko przez te cholerne emocje.

- Rozumiem. Będę się starał. – Voldemort go puścił, po czym rzucił w jego stronę ręcznik. Zaczął iść w stronę drzwi, więc Potter szedł za nim. W końcu, po kilku godzinach intensywnego treningu mógł odpocząć. Jedynie czego w tej chwili pragnął, to położyć się w łóżku i już nigdy nie wstawać. Najlepiej, z książkami u boku. I To- tomami czarnomagicznych ksiąg, oczywiście. Bowiem Harry zaczął się do nich przekonywać i odkrył, że Czarna Magia nie jest czymś niesamowicie mrocznym i złym. Szczerze mówiąc, była dosyć przydatna. A w okresie wojny, wręcz niezbędna do odpowiedniego bronienia się i atakowania.

Tak, szczególnie do atakowania. Setki zaklęć i klątw stały przed nim otworem, aż prosząc o wypróbowanie. Oczywiście, to nie tak, że Złoty Chłopiec chce się bawić w czarne sztuki.

Po prostu jestem ciekaw. To nic złego, wypróbuję jedynie zaklęcia. – mówił, biorąc potajemnie kolejne księgi z kolekcji Riddle'a. Szybko je włożył pod sweter, bojąc się je minimalizować. Gdyby cokolwiek się z nimi stało, Tom by go zabił. Cholera, zabiłby go już za podkradanie czarnomagicznych ksiąg! Ewidentnie, samobójcze zapędy gryfona były tłumione.

- Już późno, więc może pójdziesz już spać? Niewątpliwie, musisz być zmęczony. – Wybitnie. Był wybitnie zmęczony.

- Tak, chyba tak zrobię. Dobranoc, Tom! – powiedział, odchodząc. Chciał jeszcze trochę poczytać i oddać książkę, ale najprawdopodobniej nie da już rady. Jego ciało wygrało.

* * *

Zdecydowanie się wyspał. Całe jego ciało było niezwykle zrelaksowane, a on wypoczęty. Mógłby się tak budzić co ranek, zdecydowanie. Harry rzucił szybkie Tempus, po czym natychmiastowo wstał z łóżka. Był cholernie spóźniony na zajęcia z Tomem, czeka go śmierć. Teraz był tego pewny. Ubrał się, ogarnął swoje (jak zawsze) roztrzepane włosy, a gdy już miał wybiegać z pomieszczenia - nagle, zjawił się Mirek.

- Pan kazał przekazać paniczowi Potterowi, że dzisiejsze zajęcia są odwołane. Pan ma do załatwienia kilka ważnych spraw, jak to ujął. – powiedział, znikając tak szybko jak się pojawił.

Chłopak stał chwilę zamyślony, nie wiedząc co zrobić. Jakie sprawy mógł mieć Tom? Jest Czarnym Panem, z pewnością ma setki spraw na głowie, jednak... Stop, naprawdę. Za dużo myśli. A skoro miał cały dzień dla siebie, to może czytać do woli. Może nawet uda mu się rzucić jakieś proste zaklęcie? To ponoć jest cholernie trudne, jednak Potter wydał się niesamowicie optymistycznie nastawiony, jak i zmotywowany. Szybkim krokiem udał się do wczorajszego miejsca ich walki, czyli do specjalnej sali treningowej. Voldemort rzucił na nią różne zaklęcia, mające sprzątać i zabezpieczać pomieszczenie przed klątwami, które są w niej rzucane. Musiał przyznać, że było to bardzo przydatne. Gdy w końcu do niej dotarł, odetchnął z ulgą. Świeże powietrze delikatnie muskało jego twarz, aż zaczął czuć się niezwykle rześko.

Wybraniec szybko wyczarował klatkę ze szczurami, którą położył przed siebie.

- Najpierw zaklęcia obronne. – powiedział do siebie, po czym skierował różdżkę w stronę klatki. - Noceusus!

Klatka została odrzucona na kilka metrów, po czym wybuchła. Potter wolnym krokiem podszedł do zwierząt... a raczej ich szczątek, po czym popatrzył na swoją różdżkę.

- Czyli to tak wygląda moc.


a.n

aaaa cholernie mi się to podoba!!

human [tomarry]Where stories live. Discover now