Prolog

376 22 12
                                    

Był początek dnia. Słońce dopiero co zaczęło się wyłaniać z za horyzontu. Wioska zaczynała się budzić do życia. W tym i ja. Niechętnie dźwignąłem się ze swojego łóżka i leniwie się rozciągnąłem. Nazywam się Czkawka. Tak wiem głupie imię ale pretensję do moich rodziców. Wracając, jestem wikingiem, choć jak na wikinga nie jestem silny. To znaczy, jestem raczej słaby fizycznie. Takie chuchrełko, ale nadrabiam inteligencją. Wstałem z łóżka i założyłem na siebie swoje ubranie po czym zszedłem na dół gdzie czekał już mój ojciec.

- Cześć - Powiedziałem ziewając jednocześnie

- Czkawka, tym razem nie zapomnij o śniadaniu - Przypomniał mi ojciec

Fakt, czasem całkiem zapominam o jedzeniu. Parę razy zdarzało mi się zemdleć lub zasłabnąć choć nie wiedziałem czemu. Dopiero zawsze po fakcie odkrywałem że jestem głodny. 

- Jasne jasne - Wziąłem sobie chleb który posmarowałem masłem a na niego położyłem kawałeczek szynki i nalałem sobie koziego mleka - Co dziś będziesz robił? - Spytałem z ciekawości

- Nic ciekawego, trzeba dopilnować by łodzie były sprawne, trzeba naprawić dach w zbrojowni i takie tam. A ty? - Spytał mnie

- Rutyna, też nic ciekawego - Przyznałem 

- Tylko mi się nie za daleko zapuszczajcie - Przestrzegł mnie ojciec

- Jasne jasne wodzu - Tak, mój ojciec jest wodzem naszego plemienia co czyni mnie następcą. Nie jestem tym szczerze zachwycony ale w tej kwestii nie mam z byt wiele do powiedzenia. Skończyłem śniadanie i ruszyłem ku wyjściu - To będę się zbierał - Pożegnałem się i wyszedłem 

Gdy wyszedłem od razu uderzyło mnie rześkie świeże morskie powietrze. Rozejrzałem się wokół. Po wiosce chodziło już spora ilość ludzi każdy zajęty swoimi sprawami. Ale nie tylko. Z dachu mojego domu zeskoczyła czarna postać, coś jakby przerośnięta jaszczurka tyle że ze skrzydłami. 

- Szczerbatek! - Podrapałem pyszczek mojego smoka. Tak smoka. W naszej wiosce teraz wszyscy mają smoki. Kiedyś z nimi walczyliśmy ale to już przeszłość. Teraz jesteśmy przyjaciółmi - Chodźmy, pewnie już na nas czekają - Mordka, tak czasem nazywam Szczerbatka, zgodził się i poszedł za mną

Szliśmy do Akademii Smoków, kiedyś areny w której uczyliśmy się jak z nimi walczyć lecz teraz uczymy się, a raczej ja uczę, jak na nich latać. Zaskakujące, ledwo pół roku temu byłem uważany za sierotę i łamagę a teraz wszyscy kiwają mi z uznaniem i szacunkiem. Czemu? Bo to ja i Mordka doprowadziliśmy do pokoju między naszym plemieniem a smokami. Co prawda przypłaciłem to utratą lewej nogi ale to jak dla mnie była niewielka cena.

W końcu doszliśmy do Akademii. Tak jak myślałem czekali już wszyscy. Astrid, Sączysmark, Śledzik, Szpadka i Mieczyk. Uwierzylibyście że kiedyś się z nimi mało dogadywałem. Normalnie byłem przez nich ignorowany lub ośmieszany jednak wszystko zmieniło się wraz z wytresowaniem Szczerbatka. Ale czy mogę ich nazwać przyjaciółmi? Nie jestem jeszcze tego pewien.

- Część wszystkim - Przywitałem się z nimi dając znać o swojej obecności 

- Czkawka - Od razu podbiegła do mnie Astrid a za nią jej smok, Wichura 

- Siemano - Przywitał się Mieczyk 

- To co tym razem przerabiamy? - Spytał podekscytowany Śledzik

- Dziś będzie praktyka - Oznajmiłem z uśmiechem po czym podszedłem do skrzyni która leżała po środku areny po czym wyjąłem mapę i rozłożyłem ją na owej skrzyni - Lecimy na południe od naszej wyspy, na Archipelag Tysiąca Małych Wysp - Oznajmiłem po czym zwinąłem mapę - Są tam ciekawe skały gdzie będziecie mogli w spokoju potrenować podstawy manewrowania w trudnych warunkach - Wyjaśniłem ku podekscytowaniu innych

Gwiezdne Wojny - Przygoda Wśród SmokówWhere stories live. Discover now