6

390 80 6
                                    

 – Wytłumaczysz mi, co to wszystko znaczy? – zapytał Jeon ze skrzyżowanymi ramionami na piersi.

Tae rozejrzał się po ciemnej kawiarni, jakby bał się, że ktoś ich podsłuchuje.

– Jestem chory, zostało mi maksimum tydzień życia, tak powiedział lekarz. – Wyszeptał, bawiąc się palcami.

Jeon nic nie odpowiedział, obserwując każdy ruch niższego chłopaka, zastanawiając się, czy aby na pewno go nie nabiera.

– Mówisz poważnie? – Uniósł jedną brew ku górze.

– A wyglądam, jakbym żartował? – Spojrzał na niego podirytowany. – Dowiedziałem się o tym niedawno, może gdyby ktoś zauważył coś wcześniej...

– Nie da się tego, jakoś wylecz?

– Gdyby była taka możliwość, chyba nie siedziałbym teraz z tobą, błagając o łaskę. To tylko tydzień. Poszedłbym do kogoś innego, ale wiem, że ty jesteś w stanie załatwić wszystko, o co poproszę. Poza tym to będzie dwustronna korzyść, po co mi pieniądze, skoro za tydzień mnie tu już nie będzie. A tobie są potrzebne, prawda?

Pomiędzy nimi zapadła dziwna cisza, jakby każdy z nich zatonął w swoich własnych przemyśleniach, zapominając o istnieniu tego drugiego. Dopiero kelnerka, która przyniosła im napoje, przerwała trans.

– Na co chorujesz? – zapytał wreszcie Jeon, mocząc wargi w czarnej kawie.

–To nie jest istotne. Nie chcę, żebyś patrzył na mnie przez pryzmat mojej choroby. – Odpowiedział, patrząc głęboko w jego czarne oczy.

– Muszę wiedzieć, co mogę robić, żeby nie pogorszyć twojego stanu. Nie musisz się wstydzić. HiV, AIDS?

Tae uniósł brew w górę, w tym momencie żałował, że w ogóle pomyślał o pomocy tego ćwoka.

– Po pierwsze zdajesz sobie sprawę, że nie wszyscy geje są nosicielami AIDS, a po drugie, co to za różnica i tak umrę. – Odpowiedział bez wyrazu.

– Chce wiedzieć, czy aby na pewno ja się tym nie zaraże.

Nie współczuł mu, nie miał najmniejszego powodu, żeby go pocieszać. Szkoda człowieka, jak każdego innego, ale Jungkook go nie znał, jego śmierć obchodziła go tak samo, jak te słyszane w radiu czy telewizorze. Skoro sam Teahyung nie potrafił sobie pomóc, mając pełen portfel to, co mógł zrobić on?
Nie należał do tych bezdusznych dupków, więc gdzieś tam w środku czuł, że musi go wesprzeć. Dziwił go tylko jeden fakt, że mówił o śmierci tak jakby była dla niego niczym.

– Czemu tak na mnie patrzysz? – zapytał Tae, unosząc brew. – Nie wiedziałeś, nigdy umierającego człowieka? – zaśmiał się. – To normalna kolej rzeczy, na ciebie też przyjdzie pora.

– Wiem. Ale nie jest ci choć trochę przykro?

– Pytasz osiemnastolatka, czy nie jest mu przykro, że za tydzień umrze? – zaśmiał się. – Wiesz co? Troszkę mi przykro i z chęcią zabrałbym ze sobą parę osób, bo nie zasługują na życie. – Uśmiechnął się głupkowato, po czym pochylił się w jego stronę i szepnął. – Ale muszą żyć, bo jak umrę, to będę ich nawiedzał i zrobię im z życia piekło. – Odpowiedział jak niesforny pięciolatek.

Jeon prawie wypluł zawartość swojej jamy ustnej, wybuchając śmiechem, któremu zawtórował ten o wiele niższej barwie.

– Widzę, że masz ciekawe plany na życie. – Dodał starszy.

– Chyba śmierć. – Zaśmiał się Tae.

– Ahhh no tak przepraszam, to było niegrzeczne z mojej strony. – Powiedział z przerysowaną nonszalancją, nie mogąc uwierzyć, że żartuje sobie z kimś o śmierci.

– Czyli pomożesz mi zacząć żyć?

– Tydzień?

– Tylko tydzień. – Potwierdził, smutniejąc.

Jeon poczuł się dziwnie i nieswojo, więc westchnął głośno, wstając od stołu.

– Spokojnie, to będzie najzajebistszy tydzień w twoim życiu.

– Mam taką nadzieję, bo nie będzie powtórki. – Zaśmiał się, także wstając, położył na stole jakąś kwotę i ruszył za starszym.

Gdy byli już na zewnętrza, gdzie panował półmrok, Jeon zatrzymał się gwałtownie i spojrzał na Tae.

– Daj mi tę listę. – Wyciągnął rękę przed siebie.

Taehyung najpierw nie zrozumiał, o co chodzi, a po chwili wzdrygnął się i zaczął przeszukiwać kieszenie, znajdując pogiętą kartkę. Jeon rozłożyła ją i zaczął czytać uważnie punkt, po punkcie minęło trochę czasu za nim uniósł wzrok.

– To jest jakiś żart? Prawda? – zapytał rozbawiony. – Nie rozśmieszaj mnie, że twoim marzeniem przed śmiercią, jest pójść na imprezę, dobrze się bawić i upić się. Nauczyć się przeklinać? – przytoczył kolejny punkt z listy – Naprawdę?

Tae zarumienił się niczym róża i spuścił głowę, wstydząca się tak prostackich marzeń. Starszy zgniótł kartkę, wyrzucając ją na ziemię.

– To nie będzie nam potrzebne. – Powiedział z powagą.

– Co ty robisz? – pisnął Tae, chcąc podnieść ją z ziemi.

– Twoją listę załatwię w jeden dzień. – Jeon zaśmiał się z politowaniem, przerzucił nogę przez motor i spojrzał na młodszego. – A przez resztę sześć dni pokaże ci, co to znaczy zabawa. Wskakuj, zaczynamy od teraz. – Dodał, chowając nóżkę motoru.

Tae stał chwilę oniemiały, ale zaraz z podekscytowaniem usiadł za kierowcą.

– Tylko pamiętaj, nie zakochuj się w życiu zbyt mocno, bo jeszcze zechcesz zostać tutaj dłużej niż tydzień, a ja mam zapełniony kalendarz już do końca miesiąca. – Zaśmiał się smutno.

– Nie zakocham się, obiecuję. – Powiedział młodszy, uśmiechając się szeroko, oplatając jego talię ramionami. – Nie mogę zostać tu dłużej, nawet gdybym chciał.  

Nie mów mi jak mam umierać // jjk x kthOù les histoires vivent. Découvrez maintenant