List gończy

148 22 3
                                    

Kiedy statek Zamaskowanej dobił do brzegu, natychmiast zajęto się jego odpowiednim ukryciem. Na wyspie dziewczyna miała wielu przyjaciół, lecz nie była pewna, jaka sytuacja panowała na lądzie. Z tego co jej mówiono, nie rozumiała nic. Ani akta znalezione w siedzibie marynarki, ani informacje przekazywane jej przez informatorów nie tłumaczyły wiele i cała sytuacja zdawała się nad wyraz tajemnicza. Dziewczyna miała nadzieję, że mimo to wszystko pójdzie po jej myśli i ukrycie statku najpierw jej, a później Słomkowych nie okaże się większym problemem, tak samo jak odbicie od wyspy.

- Uciekajcie stąd najszybciej, jak tylko będziecie w stanie - powiedział jej garbaty chłopak. Jego wygląd wskazywał na podeszły wiek, lecz w rzeczywistości znajdował się w sile wieku.
- Doflamingo...? - nim zdązyła zadać pytanie o shichibukai, chłopak przerwał jej.
- Ciiii! - uciszył ją natychmiast. - Niebezpiecznie jest mówić o nim. Na całej wyspie czają się szpiedzy. Nawet tu, w naszej kryjówce, nie możecie czuć się bezpiecznie.

- Ruszymy, jak tylko będziemy w stanie.

Chłopak kiwnął głową.

-------U Słomkowych----

Kai odnosiła wrażenie, że Law unikał jej od kilku dni. Chociaż był lekarzem, pozwalał by to niewielki reniferek zajmował się Kai tak długo jak nie czułą się na siłach; unikał wspólnych posiłków i tylko niekiedy pozwalał sobie, by Kai go dostrzegła. 

Czy jest na mnie zły? - zastanawiała się, siedząc sama i rozmyślając o nim.

Wiedziała o sojuszu pirackim zawartym pomiędzy Luffym a Lawem i bała się, że jej błagalna niewypowiedziana prośba kierowana do załogi, niemalże go zniszczyła.

Co gorsza dołował ją fakt, że mimo milczenia Lawa, Kinemon i Momonosuke nie dawali jej spokoju. Zawsze gdy miała ich już dosyć, wracała do kajuty, lecz pech chciał, że nie przepadała za przesiadywaniem tam.

Tym jednak razem cieszyła się, że zeszła pod pokład.

Law! - wywrzeszczała niemal, kiedy ujrzała dawnego przyjaciela. Przez kilka sekund wpatrywała się w jego postać, dopóki ten nie dostrzegł jej. Uśmiechnęła się do niego smutno, gdy drgnął na jej widok. Zbliżyła się.

- Dlaczego mnie unikasz? - spytała nerwowo.

- Nie było cię rankiem - zauważył, ignorując jej pytanie.

- A ciebie na śniada...

- Wiesz o Doflamingo? - przerwał jej. Znalazł się dokładnie naprzeciwko niej.

Co wiem? - chciała spytać, lecz niewypowiedzenie jakiegokolwiek słowa oznaczało to samo, toteż chłopak wyjaśnił jej:

- Zrezygnował z pozycji Shichibukai.

Skinęła głową.
- Wiem - odpowiedziała po chwili. - Powiedziano mi... Mi Zamaskowanej.

Między nimi narastała cisza, lecz nie tak przyjemna jak jeszcze kilka dni temu, lecz pełna napięcia i nieprzyjemna. Dlaczego?

- Dobrze się już czujesz? - podjął temat.

- Nie. - Nie zamierzała kłamać. - I... martwię się o swoją załogę. I o sytuację na Dressrosie. O... wasz sojusz - twój i Luffiego. - Czy go zniszczyłam?
- Martwienie ci nie pomoże.

- Domyślam się - roześmiała się. - Ale cóż mam poradzić?

Przez ułamek sekundy Kai odnosiła wrażenie, że chłopak patrzył na nią oczami pełnymi żalu i współczucia, lecz to szybko minęło.

- Stare rany...
- ...są bardziej uciążliwe.

- Przez chorobę - zauważył. - Powinnaś wreszcie zejść na ląd i poszukać pomocy, a nie zrzucać na siebie coraz więcej odpowiedzialności.

- Naprzeciwko siebie mam najznakomitszego lekarza na świecie. A on nie jest w stanie mi pomóc. Do kogo mam niby iść? - spytała ni to z żalem, ni z wyrzutem.

Kilka lat temu dopadła ją przebrzydła choroba. Mniej-więcej wtedy jej życie nabrało szaleńczego tempa. Niestety pośpiech połączony z niedużym doświadczeniem, za skutkowało wieloma groźnymi ranami. Nie raz dziewczyna zatruła się też truciznami, których działanie po dziś dzień odczuwała. Pomimo poświęceniu lekarzy wiedziała, że nie pożyje długo. Dlatego chciała jak najmocniej działać w obronie ludzi i nieść im pomoc tak długo, jak będzie w stanie, a przy tym spełnić swe marzenie. Bycie w marynarce pomagało jej w osiągnięciu tego, lecz równocześnie odbijało się na jej zdrowiu równie okropnie.

- Marynarka ma na swoich usługach mnóstwo naukowców...

- Przestań - przerwała mu opuściwszy głowę. Poczuła jak do oczu napływają jej łzy. Nie! Nie będzie płakać. Nie mniej jednak musiała przygryźć dolną wargę, by pomóc sobie w tym. - Kto niby jest w stanie mi pomóc? Nawet w laboratoriach Vegapunka nie ma tyle sprzętu, by mi pomóc. Ceasar... kiedy spytałam go o te trucizny... nawet on przyznał, że nie pomoże mi po tak długim czasie.

- Gdzie się tak załatwiłaś? - spytał.

- Nie wiesz? Myślałam, że dostałeś moje listy...

- Część.

Serce stanęło jej w miejscu.

- Listy... - przypomniała sobie.

Od dnia, w którym spotkała Luffiego, a jej kopia znajdująca się w szeregach marynarki zniknęła, podążała za nią okropna myśl o ukrytych w szufladzie listach. Martwiła się, w jak wielkim zagrożeniu znajdowała się obecnie jej załoga.

- Nie ważne - mruknęła bardziej do siebie, niż do Lawa. I tak nie mam już na to wpływu. - Powiedz - spojrzała na chłopaka - czytałeś nowe listy gończe? - Gdy dostrzegła potwierdzenie na jego twarzy, spytała: - Byłam tam ja?

Chłopak westchnął ciężko, po czym z rezygnacją w głosie, sięgnął pod swój płaszcz. Wyciągnął z niego kartkę.

- Masz nowe zdjęcie - powiedział, podając dziewczynie list gończy.
- Można się było domyśleć - mruknęła. - Kazałeś Luffiemu i reszcie milczeć, bym się nie załamała? - Uśmiechnęła się jeszcze smutniej niż dotychczas. - Cóż... przynajmniej doczekałam się też zacnej nagrody. I... nie będę musiała już nosić chust na ustach.

Nim rozdarła list na skrawki, jeszcze raz przyjrzała się uważnie zdjęciu, na którym znajdowała się jej podobizna. Tym razem dziewczyna miała na sobie strój marines, brakowało jej charakterystycznego makijażu i chusty. Wyglądała poważnie i znudzenie, tak, jak zawsze, gdy znajdowała się w swej pracy. Pod spodem znajdowało się jej imię oraz pseudonim, jaki niegdyś przybrała, a także zwiększona dwukrotnie nagroda. 


Dziewczyna z kataną.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz