Wspomnienia z dnia apokalipsy

8 1 0
                                    



 - Vincent cholera! Musisz oddać strzał!- krzyknął przez krótkofalówkę dowodzący całą akcją sierżant Terry.- Jak zaraz czegoś nie zrobisz będziemy mieli na sumieniu niewinną dziewczynę!

- Jakbyście w ogóle sumienie...- parsknął cicho leżący na wzniesieniu Vincent, który wszystko obserwował przez celownik potężnego karabinu snajperskiego pociesznie nazywanego "pięćdziesiątką" od jego kalibru. Jakiś uzbrojony gangster ubrany w kominiarkę, czarne dresowe spodnie oraz szarą kamizelkę kuloodporną celował właśnie w głowę czarnoskórej nastolatki, która wierzgała oraz wiła się jak wąż chcący wyrwać się napastnikowi. Na przeciwko nich cały szwadron policji przygotowany był oddać salwę w odsłoniętego bandytę. Podjęte próby negocjacji zakończyły się siarczystą porażką i tylko naraziły niewinną dziewczynę na utratę życia. Bandyta zaczynał panikować, jego auto leżało roztrzaskane w pobliskim rowie, z którego buchały co chwila słupy ognia, w dodatku ktoś puścił tweeta o całej akcji, więc prędko nad głowami zaczęły krążyć „strzelcy" z kamerami. Ten cały chaos mógł zostać zakończony jednym pociągnięciem za spust, jednym pociskiem, w ciągu ułamku sekundy. Vincent poczuł jak tysiące amerykanów oglądało zmagania policji z pojedynczym bandytą. Ponownie przybliżył się do karabinu, tym razem z wyraźnym zamiarem wystrzału. Dziewczyna w dalszym ciągu wierciła się jak niesforne dziecko, utrudniało to oddanie celnego i bezpiecznego strzału.

- Vin! Czy ty mnie w ogóle słyszysz?! - ton sierżanta Terry'ego brzmiał bardziej jako płaczliwa prośba o pomoc niż wywołanie.- Vin, kurwa mać! Musisz strzelić! Mamy nad sobą całą medialną papkę! Jeżeli zaraz czegoś nie zrobisz wyjebie medialne szambo, które dotknie każdego, więc...

Zniekształcony głos z krótkofalówki ucichł. Vincent wyrzucił go gdzieś za siebie chcąc skupić się na strzale. „Tak jak na szkoleniu" uspokajał myśli, które przeszkadzały mu jak chmara komarów „Zaraz to wszystko się skończy".
Poczuł zimną stal, z której parowało przez ostre słońce. Serce waliło mu jak opętane, a oddech był nieregularny. Niedobrze. Pomimo zamocowanego trójnogu jeden niewłaściwy ruch przy strzale mógł zdradzić intencje, co skończyłoby się śmiercią nastolatki, na którą skierowane są oczy wszystkich rodzin. Zamknął na ułamek sekundy oczy. Czas zwolnił. Śmigła helikoptera leniwie obracały się jakby zmęczone całą pracą, funkcjonariusze krzyczeli powoli zmieniając mimikę, dźwięk ciągnął się w nieskończoność niczym topiony ser. Pora na finał. Vin pociągnął za spust. Poczuł kopnięcie kolby w jego ramię. Siła odrzutu podniosła pobliski pył w górę tworząc mgiełkę, ukrywając całą scenerię. Czerwony piasek osiadł na przerażonej twarzy Vincenta, po której przeleciała łza. Za plecami krótkofalówka wrzeszczała tylko „To była ustawka! Nie! Coś jest nie tak! Ktoś sprzedał twoją pozycję! Mamy kreta! Co tu się do cholery dzieje?". Vincent odwrócił się plecami do miejsca zdarzenia. Nie chciał tego widzieć, choć dobrze wiedział czego się może tam spodziewać. Medialny wulkan eksplodował z mocą Wezuwiusza przykrywającego Pompeje. Bał się, co nastąpi po tym. Straci pracę? Zostanie osądzony? Dostanie karę śmierci?
Kilka minut później był już z członkami drużyny. Nastroje były ponure jak nigdy.

- Ja nie wiem, jak do tego doszło...- chciał wytłumaczyć się Vincent, jednak podniesiona ręka jednego z współpracowników dała mu znać, że nikt nie chcę słuchać jego przeprosin. Zabił niewinną osobę, choć z tego co podaje autopsja kula przeszła również przez organizm napastnika, jednak zwycięstwo to było mocne pyrrusowe, wręcz nieistotne z tym, co nadejdzie po tej akcji. Czekali w ciszy na wieści, zebrani w grupę ze spuszczonymi głowami wiedzieli, że to kwestia czasu nim zespół będzie musiał zostać rozwiązany przez jego wątpliwą efektywność oraz ogromną wtopę. Nieistotne jest, ile razy zwyciężyłeś czy triumfowałeś nad wrogami, twoja jedna porażka może to wszystko przyćmić. 10 minut później już przyjechały pierwsze vany z medialnymi pijawkami.
„Kto strzelił?" „Jak tak wyspecjalizowana grupa mogła się dopuścić czegoś takiego?" „ Co dalej?". To ostatnie pytanie Vincent zadawał sobie pytanie największą ilość razy. Spoglądał na brata Lilly Carter, bo tak nazywała się ofiara, która zginęła w tej strzelaninie. Jego oczy buchały nienawiścią, dokładnie wiedział, że to Vin zastrzelił jego ukochaną siostrę, pragnął zemsty. Momentalnie rzucił się na snajpera chcąc go udusić swoimi masywnymi dłońmi. Dwóch rosłych funkcjonariuszy nie było w stanie go odciągnąć od Vina. Dopiero trzeci, który po prostu kopnął w twarz napastnika powalił go. Media oczywiście nagrały i to, co tylko podsycało temat tak gorący ostatnimi czasy w Las Vegas jakim jest przemoc policyjna. Po tym incydencie Vin podał się do dymisji. Publicznie stał się upadłym aniołem, który niegdyś był wielbiony oraz chwalony przez każdego komendanta policji. Teraz smutno siedział ze swoim dawnym partnerem Jerrym w jakieś obskurnej restauracji chcąc zapomnieć o tym przeklętym wydarzeniu, które niebawem miało ponownie dać o sobie znać.

Jerry patrzył na Vincenta jakby ten zdradził mu tajemnice wagi państwowej.

- To ty?- jąkał się spoglądając na niego z ciągłym niedowierzaniem.- Przenieśli cię tu? Ale po co?

- Najwyraźniej uznali, że to będzie dla mnie najlepsze- wzruszył smutno ramionami.
Atmosfera stała się nieco depresyjna. Jerry spoglądał na okno, na którym ścigały się kropelki wody w świetle różowych neonów. Auta szybko mijały restaurację, a ludzie uciekali przed nagłym deszczem z śniegiem. W restauracji cisza była ciężka, a z każdą sekundą nabierała jeszcze większej powagi, nawet radosne utwory z głośników tonęły gdzieś w tej nieznośnej atmosferze. Przełamać ją postanowił Vin

- Naprawdę nic o tym nie czytałeś?

- Czytałem, ale nie zdawałem sobie sprawy, że to ty. Te wszystkie nagłówki, dziennikarze, które jak najgorsze szuje czekały na nasze najmniejsze uchybienie- odparł żałośnie.- Dlaczego po prostu nie strzeliłeś?

Pytanie to sparaliżowało Vincenta. Jak to po co? W przeciwnym wypadku ten psychopata, by ją zabił! A może nie? Może był w stanie ją oddać? Widział przecież przeważające go siły policji. Czyżby udaremnił mu poddanie się? Próbował przypomnieć sobie, co krzyczał Terry z krótkofalówki. „To ustawka" zdanie to wyryło się w głowie Vincenta i nie zamierzało puścić. Jaka ustawka? Czy to wszystko było na pokaz? By złagodzić obraz dostatecznie już złowrogiej policji? Pytanie mnożyły się w jego głowie niczym bakterie w skażonym organizmie. Potrzebował antidotum, potrzebował odpowiedzi. Nigdy się nad tym nie zastanawiał, po całej akcji cały czas w głowie miał reakcje tłumu oraz złowrogie spojrzenia współpracowników. Ta na pozór błaha sprawa wytworzyła szum podobny do tego w ulu. W prawie każdych mediach zadrżało od przykładów przemocy z jaką policjanci obezwładniali cele. Często takowe doniesienia były spreparowane, ale czy ktoś się tym przejmował? Nic bardziej mylnego. W każdym człowieku siedzącym przy telewizorze czy patrzącym w telefon został pokazany prosty obraz. Funkcjonariusz powalający przestępcę. Całość była potężnie przerobiona, z dodatkowymi efektami czy wystrzałami. Choć wiele osób zdawało sobie sprawę z fałszywości nagrań to nie przeszkodziło to, by zasiać w głowach nasionko niepewności. Czy pan policjant, który uznawany jest za autorytet prawa oraz porządku nie zacznie atakować kogoś, ponieważ takie ma przeczucie. Jednak, kto by miał w tym interes, by uziemić policję? Czyżby mielibyśmy przerzucić się na samosądy względem siebie?
Jerry poczuł się nieswojo widząc reakcje Vina, zaczął myśleć że za ostro zareagował na traumę jego dawnego przyjaciela. Grubą i utłuszczoną dłonią delikatnie go szturchnął.

- Hej stary, przepraszam po prostu cała ta nagonka... spycha mnie na skraj szaleństwa. Zwyczajnie mam dość. Nie chciałem tak zareagować- tłumaczył się Jerry bawiąc się palcami u dłoni.
Vincent na dotyk przyjaciela „wrócił" do restauracji mrugając kilka razy szybko. Nerwowo kręcił głową, a słysząc skomlenie kompana podniósł dłoń, ten sam gest jaki kiedyś dał mu współpracownik.

- Jerry, nie jestem zły- złapał jego brudną dłoń.- Wręcz jestem wdzięczny za twoją uwagę.

- Hę?- zapytał skołowany.

- Wiąże się to z tym, co usłyszałem podczas wystrzału- mówił nerwowo patrząc na otoczenie.- Co jeżeli całe to zajście to była ustawka? Widziałeś kiedyś, by auto wybuchało co chwila? W najlepszym wypadku byłby jeden duży pożar. Najgorsze jest to, że nigdy nie widziałem jak leciał pocisk. Może to kto inny był strzelcem? A co jeśli to całe zajście było teatrzykiem dla władz, które spieprzyłem? Lub kto inny je spieprzył? Coś mi tu nie gra Jerry, coś tu ewidentnie nie jest na miejscu...

- Ocipiałeś- spuentował Jerry patrząc na Vina, który układał myśli w głowie z uporem szaleńca tworzącego swoją genialną retrospekcję.

- A co jeśli nie?

- To świat ocipiał- parsknął biorąc kęs kurczaka z rożna.

Ich rozmowę przerwał nagle chropowaty głos z dobiegający z pasa Jerry'ego.

Powroty Bywają Trudne...Où les histoires vivent. Découvrez maintenant