09

196 42 3
                                    


JUNGKOOK

Naprawdę zrobiłem wszystko żeby poprawić się w szkole, żeby być lepszym synem, żeby tylko móc wyjść wieczorem z domu. Dobry Bóg wie ile zajęło mi proszenie i tłumaczenie rodzicom żeby tylko oddali mi klucze na dzisiejszy wieczór, który w połowie umknął mi na pertraktacjach. Głupio jest mi się przyznać przed samym sobą, że biegłem tego wieczoru nie chcąc tracić ani chwili dłużej. Pewnie wyglądałem jak szaleniec, gdy pędem przemierzałem kolejne ulice uśmiechając się coraz szerzej im bliżej celu byłem. Zwolniłem dopiero przed domem Jimina. Wziąłem kilka głębokich wdechów nim wszedłem na podwórko i jak zawsze skierowałem się na tył domu. Gdy tam dotarłem mój uśmiech od razu zniknął z mojej twarzy i ustąpił miejsca kompletnemu osłupieniu. W rogu tarasu, przy ścianie siedziała zwinięta postać, w której natychmiast rozpoznałem Jimina. Podszedłem trochę bliżej i zobaczyłem jego podarte ubranie i krwawiące otarcia. Czułem jak moje serce podchodzi mi do gardła i przydusza mnie. Przez chwilę nawet nie wiedziałem co mam robić.

-Jimin? – starałem się powiedzieć jednak mój głos mnie zawiódł i z moich ust wydostał się jedynie słaby szept. Widziałem, że postać drży i nie byłem wiedziałem czy płacze, czy jest to spowodowane zimnem, ponieważ nie miał na sobie kurtki ani butów.

-Jimin – zebrałem całą swoją siłę by powtórzyć jego imię. Podszedłem do niego i kucnąłem. Podniósł głowę i widziałem jego czerwone i spuchnięte od płaczu oczy choć już nie płakał, ale musiał to robić przez naprawdę długi czas. Wyglądał na tak zmęczonego i złamanego, że przysiągłem sobie w duchu, że jeśli Bóg istnieje to skopie mu dupę, gdy tylko będę miał okazję skoro nie miał sumienia by skrzywdzić najbardziej niewinną osobę jaką znałem.

-Co ty tu robisz? – zapytał mnie Jimin i wytarł wierzchem rękawa oczy.

-Jak to co? – uśmiechnąłem się do niego łagodnie i starałem się zachować spokój choć wewnątrz mnie krążyło wiele sprzecznych emocji i jeszcze więcej pytań – Przyszedłem cię odwiedzić, ale... co się stało?

Było to chyba najprostsze i najmniej spanikowane pytanie jakie udało mi się wyciągnąć z mojej głowy.

-Nie było cię tak długo, że chciałem... sam nie wiem czego właściwie oczekiwałem. Chciałem cię jakoś spotkać, znaleźć – gdy to usłyszałem wszystkie emocje urządziły sobie mały rollercoaster. Więc to przeze mnie tutaj siedział?

Patrzyliśmy na siebie chwilę w milczeniu aż on uśmiechnął się lekko jakby chciał mi tym przekazać, że wszystko jest w porządku, ale wiedziałem, że nie jest i że on również w to nie wierzy.

-Nic sobie nie złamałeś? – zapytałem w końcu przerywając milczenie. Pokręcił przecząco głową.

-Spadłem, gdy byłem już prawie na dole. Nawet nie boli aż tak bardzo – odpowiedział –Ale... Czemu tak długo cię nie było?

-Przez moich rodziców, ale to nie jest dobry czas na opowiadanie. Jak długo tu siedzisz? Wyglądasz na przemarzniętego – stwierdziłem widząc jego czerwoną z zimna skórę – Musisz wrócić do domu. Dasz radę wstać?

Kiwnął głową i podniósł się powoli. Widziałem jak skrzywił się z bólu i złapał się za bok ciała na wysokości żeber. Wyciągnąłem intuicyjnie ręce gdyby potrzebował mojego wsparcia, ale on odsunął się i stał całkowicie wyprostowany ukrywając niezbyt udolnie ból.

-Myślę, że będzie mi łatwiej tam wejść niż zejść – starał się brzmieć wesoło, ale słychać było w tym obawę.

-Nie będziesz tędy wchodzić – zatrzymałem go natychmiast – wejdziesz drzwiami.

Yellow Sun and Blue Moon | JIKOOK/KOOKMINWhere stories live. Discover now