Rozdział 𝟚𝟟

4.9K 195 11
                                    

Przebiegłam sama nie wiem ile, ale na pewno całkiem sporo. Zatrzymałam się w końcu i przybrałam ludzką postać. Oparłam się plecami o drzewo i ukryłam twarz w dłoniach. Miejsce po ugryzieniu dalej niemiłosiernie piekło. Modliłam się by Jason nie okazał, się na tyle głupi by mnie oznaczyć. I nagle naszła mnie niezła myśl. Po co on by miał mnie oznaczyć? On nic do mnie nie czuje, a gdyby chodziło o kwestie tego, że chce sobie znaleźć panienkę która wskoczy mu do łóżka jak tylko się uśmiechnie, to nie padło by na mnie. Dlaczego? On dobrze wie że nie jestem puszczalską suką która rozkłada nogi przed każdym, z ładniejszą gębą. Dobra Alice opanuj się. Nic Ci nie będzie, a to da się logicznie wyjaśnić. Pochodziłam chwilę w kółko aż tu nagle do moich nozdrzy wdał się zapach innego wilka. Czyżby Amber za mną poszła? Wąchałam się jeszcze bardziej i jednoznacznie oceniłam, że to nie Amber. Westchnęłam głośno i ruszyłam w drogę powrotną.

W końcu doszłam do domu, po drodze znajdując moje ubrania. Szybko je na siebie wciągnęłam i weszłam do domu. Cóż, przemiana w wilka miała swoje zalety, moje potrzaskane kości zebrały się do kupy. Ciocia spojrzała na mnie, a ja na nią gdyż widziałam po jej minie że chce mi coś powiedzieć. Uniosłam brew i przechyliłam lekko głowę. Agnes wzięła głęboki oddech i zaczęła mówić.

- Alice. Bałam się, że nie żyjesz, tak więc powiadomiłam twoich rodziców - powiedziała i popatrzyła mi w oczy

- I? - udawałam spokojną

- I przyjadą tu za jakiś tydzień, choć powinni wrócić dopiero za miesiąc - powiedziała

- Nie może ciocia tego odwołać?

- Alice, pomyśl. Co ja powiem twojemu ojcu? "Hej Louis, nie przyjeżdżajcie. Wasza córka jednak żyje i ma się bardzo dobrze"?

- To rzeczywiście trochę dziwnie brzmi. Tata może pomyśleć że sobie z niego zażartowałaś - podrapałam się po karku

- Właśnie

- A jeśli ja do niego zadzwonię i z nim pogadam?

- Pomyśli że obie sobie z niego zadrwiłyśmy

- Racja...

- Pozostaje tylko poczekać na ich przyjazd, a przez ten czas pomyślimy co i jak - poklepała mnie po ramieniu i poszła

Westchnęłam głośno i poszłam do swojego pokoju. Tam złapałam za telefon i położyłam sie na łóżko. Odblokowałam telefon i zobaczyłam stos wiadomości od moich wilków. Panika Diany była bez błędna. Jason oczywiście ją uspokajał. W końcu to dzięki niemu ja jeszcze żyje, a przynajmniej tak myślę. Muszę z nim pogadać o tym dziwnym ugryzieniu. Ale nie w ten sposób.



Z życia wilkołakaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz