二十八

93 12 0
                                    

Odsunęłam się od zimnego ciała Gekido i potarłam twarz dłonią. Od dawna  nie czułam się tak podle jak dzisiaj. Ziewnęłam kilka razy i ponownie potarłam oczy. Muszę wstać i coś ze sobą zrobić, a jak na razie nadal siedzę nad śpiącym Bogiem Śmierci, który zapewne śnił o krwawej masakrze z nim w roli głównej. Przymknęłam powieki i wzięłam kilka głębszych oddechów. Wtedy przypomniałam sobie, że obok łóżka leży kilka butelek wódki. Nachyliłam się nad zwłokami boga i sięgnęłam po gorzką ambrozję. Odkręciłem nakrętkę z jej szyjki i upiłam kilka większych łyków, po czym lekko się skrzywiłam. Była ohydna, nie wiem jak on mógł to pić litrami, kiedy ja po raptem kilkunastu mililitrach miałam odruch wymiotny i ciarki na całym, martwym ciele. Z tego powodu odłożyłam butelkę na jej początkowe miejsce i z niesmakiem podniosłam się z skandalicznie twardego i śmierdzącego starą gorzelnią, materaca. Wstępnie rozprostowałam kości i weszłam pod prysznic, gdzie bez ściągania ubrań puściłam wodę.  Dopiero po chwili ściągnęłam z siebie już kompletnie przemoczone rzeczy i rzuciłam je przed kabinę, tworząc tym samym na chłodnych kafelkach dużą kałużę. Niestety równie szybko woda zrobiła się zimna, a mi nie chciało się marznąć, dlatego już bardziej rozbudzona i mniej skostniała wyszłam z łazienki, chwytając po drodze ręcznik, którym się owinęłam. Podeszłam do szafy i wyciągnęłam z niej jakąś o wiele za dużą na mnie koszulkę, co biorąc pod uwagę mój wzrost, było dziwnym zjawiskiem. Ubrałam ją, a zaraz po tym narzuciłam na siebie koc. Wyszłam z sypialni, gdzie nadal słodko drzemał i chrapał jak stary traktor, Gekido. Weszłam do salonu, gdzie ku mojemu zdziwieniu, przy stole jadalnianym siedział Suo. Mężczyzna pił kawę, a z kuchni dochodził piękny zapach naleśników. Niepewnie usiadłam obok niego, a ten oderwał wzrok od gazety która leżała przed nim na stole.

-Naleśniki leżą na blacie w kuchni, a w lodówce masz dżem i czekoladę do smarowania.

-Dzięki, ale nie jestem głodna.

-W takim razie będzie więcej dla Gekido. Jabłkożerca niezbyt się z tego powodu ucieszy.

-Tak...- Spojrzałam na Suo, który obojętnym wzrokiem wrócił do czytania gazety.- Gdzie wczoraj zniknąłeś?

-Mówiłem, że idę pić.

-Martwiłam się.

-Nie dziwię się tobie. Jeżeli nie uda się tobie wpisać mnie do notatnika, nie wstanę już z martwych.

-Skończ... Proszę.- Położyłam ramiona, a następnie głowę na stół i westchnęłam.- Boli mnie głowa, nadgarstki i najchętniej to bym zwymiotowała swoje wnętrzności.

-To albo kac, albo ciąża. Ale tutaj pojawia się pytanie.-Słyszałam jak Suo upija łyk kawy i odstawia filiżankę na na niewielki talerzyk.- Z kim się puściłaś?

-Pewnie z jakimś dzień wcześniej poznanym kolesiem w pracy. Więcej wypiliśmy w podrzędnym barze i postanowiłam go przelecieć w swoim mieszkaniu, pod twoją nieobecność.- Prychnęłam i lekko podniosłam wzrok, łącząc w tym samym spojrzenie moje i Suo.- Ale to ty będziesz płacić alimenty.

-Ja nie kazałbym ci płacić alimentów za dziecko Izanami.

-Wątpię czy miałaby gdzie to dziecko mieć, biorąc pod uwagę, że od tygodni pożerają ją larwy i inne robactwa.

-To tak jakbyś ją wykastrowała, a to nielegalne.

-Dla Bogów Śmierci nie ma takiego czegoś jak legalne, bądź nielegalne. Dla nas jest coś w stylu, że to uda się zrobić, ale nie wiemy czy nam się chce oraz to jest fajny pomysł i to robimy, bo będzie z tego ubaw i chora satysfakcja.

-Jak było w przypadku Izanami?

-To zajebisty pomysł i muszę to zrobić jak najszybciej.

Suo parsknął śmiechem, a po chwili nachylił się nade mną i pocałował mnie w czubek głowy. Ponownie podniosłam wzrok  i spojrzałam na niego zdziwionym wzrokiem. On jedynie uśmiechnął się do mnie i wrócił do czytania gazety. Za plecami słyszałam za to jak Gekido coś mruczy pod nosem i otwiera drzwi od sypialni.

-Ale tutaj jebie czymś dobrym.- Bóg wszedł do kuchni i zaczął przewracać coś w talerzach.- Takie śniadanie to ja mogę mieć codziennie.

-Ale jestem zbyt leniwy, żeby ci je robić.

-Wiem, dlatego musisz nauczyć tego Doku.

Obydwoje się zaśmieli, a ja prychnęłam. Myślą, że jak jestem kobietą, to moim przeznaczeniem i jedynym celem w życiu jest gotowanie i sprzątanie z uśmiechem na twarzy. Ja za to lubiłam rozwiązywać godzinami zadania z matematyki i fizyki, nie przejmując się tym, czy mam wokół siebie porządek i coś dobrego w lodówce na wieczór.

-Wątpię, czy będzie jej się chciało w najbliższym czasie oderwać od chociażby tego stołu.

Tym razem podniosłam się z blatu i spojrzałam z niesmakiem na śmiejącego się mężczyznę. Pokazałam mu język i zabrałam z talerza Gekido świeżego naleśnika z dżemem.

-To moje!- Bóg z wyrzutem na twarzy chciał odebrać mi moje śniadanie, ale ja jedynie odsunęłam się od niego bardziej i całą zdobycz wepchnęłam na raz do ust.-Jesteś podła Kodoku.

-A mówiłaś, że nie jesteś głodna.

-Gekido zrobił je tak piękne i smaczne, że nie mogłam się wręcz oprzeć.

-To nadal chamskie.

-No bywa. Głodna kobieta, to niebezpieczna kobieta, a jak wszyscy wiemy, nikt nie chce tego, żebym była  zła, wredna, cyniczna...

-A ty nie jesteś taka normalnie?- Gekido spojrzał na mnie pytająco, a Japończyk naprzeciwko mnie wybuchnął śmiechem.

-Zawsze mogę być gorsza, jak ci coś nie pasuje.- Posłałam bogu wredny uśmieszek i zabrałam resztkę kawy Suo. Była z mlekiem, więc mimowolnie się skrzywiłam. Tylko tak źli ludzie jak on. mogą rozcieńczać ten napój stworzony przez samego Boga.

-Fajnie nam się tutaj romansuje, ale...- Suo spoglądał na wyświetlacz swojego telefonu, czytając jego zawartość.- Mello pisze, że odkrył wszystko i zwołuje wielkie zebranie, bo należy mu się wygrana.

-Aha.- Wyrwałam Suo telefon i szybko wystukałam na nim odpowiedź do chłopaka.- Spokojnie sobie siedźcie, a ja pójdę się z nim spotkać.

-Dlaczego tylko ty?

-Bo to ja znam odpowiedź. Jeżeli będzie blisko prawdy, ale nie odkryje jej całej, to po co mamy wszystkich fatygować?

-A co jeżeli, po prostu boisz się spotkania zRyūk'iem ?- Suo delikatnie przechylił głowę na bok i perliście się uśmiechnął w moim kierunku.

-Dobrze wiemy, że Ryūk jest nikim, ale przyznam, że jego obecność mnie bardzo irytuje, a chcę mieć dzisiaj miły dzień, skoro tak przyjemnie go zaczęłam, dlatego wybaczcie, ale znikam.

Odeszłam od stołu i podeszłam do wieszaków, gdzie wisiał skórzany płaszcz Gekido. Zarzuciłam na swoje ramiona jego kurtkę, a na stopy wcisnęłam o kilka rozmiarów za duże martensy Suo. To wszystko idealnie współgrało z moimi roztrzepanym włosami i zbyt wielką koszulką. Uśmiechnęłam się szeroko do siedzących przy stole mężczyznach i pokazując im środkowy palec na pożegnanie wyszłam z domu, po czym z całych sił zatrzasnęłam za sobą drzwi. Nadszedł czas rozliczenia.

Homo Dei ludicrumKde žijí příběhy. Začni objevovat