.2.

288 7 0
                                    

now

Nienawidziłam, kiedy przychodziła do mnie Vico i opowiadała ciągle o swoim cudownym, wspaniałomyślnym chłopaku. Wymiotować mi się chciało jak słyszałam o tym oszuście. Nigdy nie rozumiałam co ona w nim tak naprawdę widzi. Rzecz jasna oprócz wyglądu, bo tu akurat Aaron wymiata. Ale... chociaż był w naszej paczce nasze relacje nie były za dobre. Ciągle rzucał w moją stronę kąśliwe żart. Niby to tylko żarty i wszyscy się śmiali, ale mi to przeszkadzało. Nie traktował mnie tak, jak się powinno traktować przyjaciółkę, a przynajmniej znajomą. Zresztą ogółem był opryskliwy i zbyt pewny siebie. Nie okazywał żadnych uczuć i w tym aspekcie bardzo wpółczuję Vico. Są razem już prawie pół roku, a on nigdy nie powiedział jej tych dwóch istotnych słów.

- Ciągle nie rozumiem dlaczego go nienawidzisz. - westchnęła.

- Dobrze wiesz, że jakbym go nienawidziła to bym dawno zrobiła z niego placek. Nie pałam do niego sympatią, to tyle. - burknęłam.

- Poproszę twojego kochasia, żeby was pogodził. - zaśmiała się

- Ciągle nie rozumiem dlaczego nazywasz Flynna moim kochasiem. To jest mój nauczyciel!

- Tak, nauczyciel u którego spędzasz dwa razy więcej czas niż u mnie. - mruknęła mrużąc oczy.

- Mówiłam ci, że muszę odpowiednio przygotować się do wyjazdu. Zreszą on ma dziecko i żone. - zaczęłam się tłumaczyć. Chociaż... w cale nie muszę.

- A to niby czemu Aaron się nie przygotowywuje?

- Przypominam ci, że twój chłoptaś ma rodzinę w Meksyku.

Nasza rozmowa skończyła się wzraz z dzwonkiem. Zalożyłam szpilki i razem z blondynką zeszłyśmy na dół.Mój brat już witał przyjaciół w tym Aarona. Był ubrany bardzo elegancko, jak nie on. Byłam skołna zadeklarować się jako kierowca, ale uprzedził mnie szatyn. Bardzo mnie to zdziwiło i nie tylko mnie. Aaron raczej był kojarzony z tym, który nigdy nie odpuszcza alkoholu. Wszyscy wpakowaliśmy się do jego sportowego mercedesa i ruszyliśmy w podróż do domu Justina.

Przyjechaliśmy trochę po czasie, a impreza zdążyła rozkręcić się już na maksa. Nie wszyscy mieli osiemnaście lat, ale wszyscy pili równo. Sama zaraz po wejścu poprosiłam o mocnego drinka. Miało skończyć się na jednym, bo jednak mam słabą głowę, ale jeden wystarczył abym pozbyła się asertywności.

Przyszedł taki czas, że nie wiele wiedziałam co się wokół mnie dzieje. Czasami zamazywał mi się obraz i chaotycznie kręciło w głowie. Dopiero Joaquin pomógł mi się pozbierać i wyprowadził mnie na świeże powietrze. Klęczałam za krzakiem jałowca i wymiotowałam niczym kot. Mój żołądek nie mógł poradzić sobie z taką dawką alkoholu.

- Idź, zabiorę ją do domu. - usłyszałam. Otarłam dłonią usta i próbowałam podnieść się na nogi. Jednak zanim sama to zrobiłam, ktoś szybkim ruchem pociągnął mnie w górę. Wkurzająca, roześmiana twarz Aarona irytowała mnie dwa razy bardziej niż zazwyczaj. Ale nie pozostawało mi nic innego jak wrócić z nim do domu, bo jeśli zostałabym tutaj dłużej, narobiłambym sobie problemów.

Opierałam się o szybę i modliłam, aby nie zwymiotować. Czułam jak w moim żołądku dochodzi do wybuchów.

- Zatrzym się. - wyszeptałam. Zwolniliśmy i już po chwili samochód zatrzymał się. Otworzyłam drzwi i szybko pobiegłam w pobliskie krzaki. Gdy wstałam, usłyszałam westchnięcie. Tym razem wpakowałam się na tylnie i wygodnie ułożyłam.

Czułam dziwny zapach spalenizny. I chociaż nie miałam siły otworzyć oczu, musiałam sprawdzić co się dzieje. Rozglądając się po pomieszczeniu doszłam do wniosku, że nie jestem u siebie w domu. Ten pokój jest conajmniej dwa razy ciemniejszy niż pokój Lukasa, a ciemniejszych pokoi u nas w domu nie ma. Wygramoliłam się z wielkiego łóżka i poczułam, jak lekki chłód owiewa moje ciało. Nie pamiętałam dużo z wczorajszej imprezy, ale jestem przekonana, że nie miałam na sobie męskich dresów i o wiele zadużej koszulki. Jestem tego pewna. Stojąc jak idiotka na środku pokoju przypomniałam sobie, że to ten kretyn miał zawieźć mnie do domu. Zbiegłam schodami na dół i naychmiast się cofłam gdy zobaczyłam Aarona stojącego ze zniczem w ręku.

- Aaron? - zagaiłam. Chłopak powoli odrócił się, a ja widząc jego twarz krzyknęłam z przerażenia i upadłam na ziemię uderzając głową o metalową barierkę. Z jego twarzy lała się krew, a on sam wyglądał jakby dopiero wyszedł spod piły mechanicznej. - Ja pierdole, czy ty idioto jesteś poważny?! - krzyknęłam.

- Szkoda, że nie widziałaś swojej miny! - buchnął śmiechem. Według mnie to w cale nie było śmieszne. A gdybym straciła przytomność, a w najgorszym wypadku dostała palpitacji serca?

- Ty jesteś kurwa nie poważny. - warknęłam. - Przyznaj, że chcesz mnie zabić. Nie możesz ze mną już wytrzymać i chcesz się mnie pozbyć.

- Owszem, masz trochę racji, ale nie mam w zwyczaju zabijać jakiś durnowatych lasek, a w szczególności niewychowanych, rozpieszczonych damulek. - burknął odkładając znicz na małą półkę za nim.

- I kto to mówi! - wrzasnęłam. - Sam wozisz się najlepszymi autami, a twoi rodzice mają hajsu jak lodu!

- I vice versa. - zasalutował.

Divine kazał mi na siebie czekać i wtedy razem coś zjemy, ale tak bardzo byłam na niego zła, że wykradłam mu klucze do samochodu i pojechałam od razu do siebie. Nikt nie będzie mnie obrażał, a tym bardziej Aaron Divine.

RebeldeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz