27. Moje maleństwo

7.6K 639 658
                                    


Louis

- Widzisz to?  - zapytał Harry, wskazując na coś palcem.

Spojrzałem w tamtym kierunku i zobaczyłem czarny, sportowy samochód. Skądś go kojarzyłem. Dopiero po chwili załapałem, dlaczego go znam. Znów powróciłem wzrokiem do zielonookiego. Uśmiechał się szeroko i już wiedziałem, że to zły pomysł.

- Nawet nic nie mów - powiedziałem, kręcąc głową.

- Ale...

- Nie, nie i jeszcze raz nie - dodałem.

- Przecież nawet nie zdążyłem powiedzieć ci o co mi chodzi...

- Chcesz go ukraść, tak? - zapytałem pewnie. - Wiesz przecież, że to samochód Zayna, on cię zabije!

- Nie do końca ukraść, a... pożyczyć. Dla ciebie zresztą - wzruszył ramionami.

- Po co mi samochód? - prychnąłem. - Mówiłem ci, że nigdy nie prowadziłem, nie mam nawet pieprzonego prawa jazdy!

- Jeszcze, Loueh. Niedługo się to zmieni - zapewnił. - A teraz poczekaj tu na mnie, mój śliczny.

Szybko mnie pocałował i ruszył przed siebie. Wpatrywałem się w niego oniemiały. Chwilę zajęło mu, zanim włamał się do samochodu i go odpalił. Nie mogłem w to uwierzyć, że mówił prawdę. Po jaką cholerę brał ten pojazd? Przecież Malik się wścieknie i na pewno dowie się, kto to zrobił. Nie chciałem wojny, nie teraz, gdy wszystko szło w dobrym kierunku.

Harry podjechał po mnie i wsiadłem do środka. Uśmiechał się jak szaleniec, co mnie nieco wystraszyło. Zapytałem się jak udało mu się tego dokonać, ale odparł jedynie, że ma swoje sposoby. O nic więcej nie pytałem.

Zatrzymaliśmy się dopiero na mniej ruchliwej ulicy. Zastanawiałem się po co mnie tu przywiózł. Na szczęście była już późna wiosna i nie było żadnych zasp ani lodu na asfalcie.

- Zamiana - powiedział, zanim otworzył drzwi i wyszedł, okrążając samochód.

- Co? - było pierwszym słowem, jakie powiedziałem.

Harry naprawdę dziwnie się dziś zachowywał, nie rozumiałem go. Teraz uśmiechnął się i poprosił, bym wysiadł z samochodu. Co, jeśli jednak zamierza mnie zabić, a ciało ukryć w bagażniku tego samochodu, by wszystkie podejrzenia padły na Malika? Przełknąłem z trudem ślinę i spełniłem prośbę zielonookiego.

- Dziś nauczę cię jak jeździć - odparł podekscytowany.

- Nie... nie jest to dobry pomysł. Powinienem zacząć od podstaw, od jazdy z instruktorem i na pewno nie na ulicy, gdzie mogę kogoś zabić. Ponadto zniszczę samochód.

- Właśnie patrzysz na najlepszego instruktora pod słońcem, skarbie - powiedział. - I nikogo nie zabijesz, gdyż rzadko kto tędy jeździ, a samochodem się nie martw.

- Zaplanowałeś sobie to wszystko?

- Co do małego szczególiku - odparł pewny siebie. - Już niedługo będziesz śmigać samochodami po mieście i już nigdy nie będziesz od nikogo zależny. A teraz zapraszam kierowcę na swoje miejsce.

Z małym wahaniem usiadłem na fotelu i spojrzałem na kierownicę. Przecież ja się zabiję, a nie tym ruszę! Musiał wybrać akurat takie auto? Czemu nie mogło być małe, tylko takie ogromne?!

- Nie stresuj się, kochanie - powiedział, zamykając drzwi, gdy już wsiadł. - Nie przejmuj się, że zniszczymy samochód.

- Łatwo ci mówić - westchnąłem. - To co mam robić?

Enemy ~Larry ✔Where stories live. Discover now