8

61 14 6
                                    

15 sierpnia 2018, środa.

Wygrałem.
Tym razem to On nie dał rady i pękł.

Dlaczego tu to piszę?
Bo to w końcu moje słodkie zwycięstwo.
Nie bałem się i połknąłem lekarstwa, uśpiłem demona, więcej nikogo nie zabiję.

Od dzisiaj będzie spokojnie. Połknąłem sześć pastylek z sześćdziesięciu. Mam dziesięć dni spokoju, dziesięć wpisów bez tego diabła. Dziesięć wpisów pełnych przemyśleń. Cóż za ironia.

Przemyśleń? Nie wiem nawet, czy jestem w stanie w miarę normalnie władać ojczystym językiem, a co dopiero zastanawiać się nad swoim życiem.
To takie zabawne.

Kiedyś myślałem, że moje życie to bajka, że poznam swoją księżniczkę, będę miał zamek, pokonam smoka i zostanę okrzyknięty bohaterem.
Teraz wiem, że księżniczka to tak naprawdę książę, że zamek to kawalerka na poddaszu starego budynku, a smok to życie.

Z kolei zamiast stać się herosem, zostałem szalonym antagonistą, który goni, żeby zrozumieć wszystko, musi dać siebie aż za wiele, żeby otrzymać minimalne informacje.

Od jutra kolejny raz wracam na terapię, znowu nasłucham się mądrości tego debila, zrozumiem więcej i znowu spojrzę inaczej na wszystko.
Jeśli ten obłąkaniec myśli, że się poddam to się grubo myli.

Nie czułem się tak od dawna...
Jakby uwolniony?
To doskonale określenie.
Czuję się wolny.
Nie ma już łańcuchów, piekła, a potwór, który mimo wszystko nadal istnieje, śpi i nie ma zamiaru się obudzić.

Jego małe pragnienie zostało spełnione, w końcu odpocznie. Dlatego właśnie potwór zabija, żeby pożreć duszę grzeszników, oddać hołd swojemu władcy i pokazać niedowiarkom do czego jest zdolny. Sam tego nienawidzę, ale on musi, wtedy ja nie mam nic do powiedzenia.
To tak boli, jest uciążliwe i wyniszcza, nie chcę, żeby tak to wyglądało.

Wolałabym sam zasnąć snem wiecznym, niż atakować i być naczyniem dla bestii, która się ukrywa, aby napaść i pozbyć się ofiary. Tak jak wspominał ten idiota z terapii, należy się bronić, zbudować własną, solidną zaporę, która powali wroga na łopatki, wyniszczy go, zamorduje i nie da przeżyć. To jest najważniejsze w tym wszystkim, zwłaszcza, że niewinne igranie z ogniem zawsze kończy się śmiercią.

Czy to z rąk bestii, czy moich... Ha! Co ja usiłuję napisać... Nie ważne kto wydaje rozkazy, zawsze moje ręce plami brudna, szkarłatna krew grzeszników.

W końcu jestem wysłannikiem, to mój obowiązek, aby wyczyścisz to, co zostało ubrudzone.

Największą ironią jest fakt, że sam jestem brudny, najbrudniejszy ze wszystkich.

Śmierć.

Cᥲrρᥱ DιᥱmOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz