Rozdział 7

385 40 35
                                    

Mamy już większą połowę ff!

***

— Dobry wieczór, mamo — przywitałem się, gdy nareszcie odebrała. Serio, myślałem, że już się nie odezwie. — Co u ciebie, jak tata i dzieciaki?

Wstałem z kanapy i poszedłem do kuchni. Miałem ochotę na kakao, a wypicie szklanki przed snem dobrze mi zrobi.

Och, Taehyung, miło cię słyszeć — powiedziała, a ja niemalże widziałem, jak się uśmiecha. — Dzieciaki już śpią, tata też już się położył.

Zmarszczyłem brwi, odstawiając na blat kubek, który wyjąłem z szafki.

— A czemu ty nie śpisz? Obudziłem cię? Jejku, przepraszam...

Poczułem się winny, bo wiedziałem, że mama nie sypia za dużo. Ciężko pracowała i nie chciałem zabierać jej tych kilku minut odpoczynku. Wielokrotnie powtarzałem jej, żeby czasami zwalniała, ale ona wiedziała lepiej.

Nie, synku, nie kładę się jeszcze — zapewniła, śmiejąc się cichutko. Na mojej twarzy zawitał uśmiech. Uwielbiałem, kiedy była szczęśliwa. Robiły jej się wtedy takie zmarszczki wokół ust, ale nie uważałem ich za ujmę dla urody mamy. Wręcz przeciwnie, sprawiały, że wyglądała ślicznie. — Jak w pracy?

Dzwonisz raz na jakiś czas i nie jesteś za bardzo rozmowny. Zaczynam się martwić, Taehyung — powiedziała, gdy odpowiedziałem szybko, że wszystko dobrze.

— Nie, nie, to nie tak — zacząłem. — Nie chcę za dużo mówić, bo jest późno i... chciałbym przyjechać w weekend.

Na chwilę po drugiej stronie zapadła cisza.

— Mamo?

Przepraszam, synku, zaskoczyłeś mnie. — Przytaknąłem, choć wiedziałem, że nie może tego zobaczyć. — Będziemy w domu, tęsknimy za tobą.

Uśmiechnąłem się na tę wiadomość. Spędzenie choć trochę czasu z najważniejszymi osobami w moim życiu było czymś, za czym tak cholernie tęskniłem. Chciałem wreszcie ich przytulić, usłyszeć głos niezmieniony przez telefon...

Zamieszałem kakao i zerknąłem na zegarek. Było już późno.

— Dobranoc, mamo. Powinnaś się położyć — szepnąłem z troską.

Dobranoc, Taehyung — pożegnała się i sekundę później rozłączyła.

Ja natomiast udałem się w stronę sypialni. Nie chciałem się jeszcze kłaść. Kiedy jednak znalazłem się tam, poczułem, że ani trochę nie mam ochoty patrzeć tępo w ścianę. To nie tak, że nie lubiłem tego pomieszczenia — kremowa farba fajnie współgrała z ciemnobrązową ramą dwuosobowego łóżka, a za oknem naprzeciwko drzwi widziałem migoczące w oddali światła lamp ulicznych. Posłanie stało tak, że gdyby oprócz mnie ktoś jeszcze na nim spał, musiałby kłaść się pierwszy, bo strona, którą ta osoba mogłaby wdrapywać się na łóżko, znajdowała się przy samej ścianie.

Gdy się tutaj wprowadziłem, nie przywiązywałem dużej wagi do wystroju mieszkania. Większość wybierała mama, ale miała taki gust, że wszystko mi się podobało... a raczej większa część. I jedną z tych niewielu rzeczy, które nieszczególnie przypadły mi do gustu, było łóżko. Znaczy, było wygodne i w ogóle, ale problem był taki, że mieszkałem sam. Spałem sam w dwuosobowym łóżku. O ile to pierwsze musiałem znosić, to drugie... Cóż. Czasami bezsenność po śmierci Seokmina powracała i nawet duża poduszka, do której przytulałem się co noc, nie pomagała. Wtedy po prostu brakowało mi drugiej osoby, którą mógłbym objąć i poczuć jej ciepło. Trzymanie kogoś w swoich ramionach podczas snu, tego potrzebowałem.

Problem był taki, że ja nawet nie wiedziałem, przy kim chciałbym zasypiać.

***

Od wypadku Jeongguka minęło półtorej tygodnia. Był jeszcze za słaby, żeby jeździć na wózku, więc wciąż leżał. Dlatego też przychodziłem do niego, tylko ostatnio robiłem to rzadziej. Musiałem przyznać, że któregoś dnia w ogóle nie rozmawialiśmy... Było mi z tego powodu źle, bo jednak Jeon miał spory problem, ale musiałem pomagać też innym pacjentom. Przez ostatni tydzień to Minhee była najważniejsza i miałem nadzieję, że gdy da mi wreszcie wytłumaczyć, dlaczego w dniu aresztowania ojca sześciolatki nie przyszedłem po raz drugi, zacznie w miarę normalnie odpowiadać na pytania. Teraz albo milczał, albo rzucał „tak", „nie" i „może". Z tego nie potrafiłem wywnioskować nic innego, jak to, że jest na mnie zły.

Dzisiaj chciałem mu wszystko wyjaśnić. Myślałem nad tym, żeby coś mu kupić, ale nie miałem pojęcia, co lubi. Nie to, że kupowałem jakieś drobiazgi każdemu mojemu pacjentowi. Tylko tym „ulubionym", jeśli mogłem ich tak nazwać. Na razie na takim miejscu znajdowała się jedynie sześciolatka i Jeon.

Zapukałem i po dłuższej chwili siedziałem na krzesełku obok łóżka szpitalnego. Dzieciak nie odzywał się przez kilka minut i bawił się palcami. Wydął dolną wargę i z boku wyglądał naprawdę... słodko. Naprawdę, przypominał takie malutkie, smutne dziecko. Potrząsnąłem głową. Chyba za długo zawiesiłem na nim wzrok.

— Jeongguk, wiem, że jesteś na mnie zły... — westchnąłem i już miałem zacząć tłumaczyć, kiedy młodszy mi przerwał.

— Moja matka przyszła — wyszeptał tak cicho, że gdybym nie siedział wystarczająco blisko, wziąłbym to za podmuch wiatru, który co i raz wpadał do pomieszczenia przez uchylone okna. — Taehyung, ona powiedziała, że mnie nienawi-idzi...

Pod koniec wypowiedzi głos mu się załamał i nim zdążyłem zareagować, chłopak schował twarz w dłoniach i zaczął cicho łkać. Nie za bardzo rozumiałem, co się stało, ale to nie było w tym momencie ważne.

Położyłem dłoń na jego ramieniu. Pod wpływem mojego dotyku wzdrygnął się i spojrzał ciemnymi oczami spomiędzy palców.

Nie mogłem zaprzeczyć, że przez chwilę straciłem rozum. To stało się pod wpływem chwili. Ale... liczyło się to, że Jeongguk poczuł się bezpiecznie, tak?

Nie wiedziałem, ile minut siedziałem obok niego na łóżku i przyciskałem jego drżące ciało do mojego torsu. Kosmyki włosów chłopaka łaskotały mnie w brodę; czułem jego szybko bijące serce. Wcześniej widziałem jego umięśnione ramiona okryte kolorową koszulką, a teraz, mimo że czułem je w swoich objęciach, dwudziestotrzylatek wydawał się być wątłym dzieckiem. Delikatnym i skrzywdzonym przez własną matkę, a ja nie miałem pojęcia, dlaczego ta kobieta powiedziała, że nienawidzi swojego syna. Nie rozumiałem, jak mogła go nienawidzić.

— Cii, Jeongguk... — szeptałem do jego ucha, kołysząc się w przód i w tył. — Spokojnie, będzie dobrze, zobaczysz...

Jeon zasnął dziesięć minut później. Starałem się uważać, żeby go nie obudzić. Delikatnie ułożyłem go na łóżku i, o dziwo, okazało się, że chłopak jest lekki, więc nie miałem z tym aż takiego problemu. Przykryłem Jeongguka kołdrą, bo jego odsłonięte ręce były pokryte gęsią skórką.

Uśmiechnąłem się delikatnie na widok śpiącego chłopaka. Wyglądał tak niewinnie i aż szkoda było chociażby pomyśleć, że ktoś powiedział mu w twarz: „Nienawidzę cię". Czy to źle, że chciałem z nim zostać? Nie chciałem, żeby obudził się sam, albo, nie daj Boże, w tym samym pokoju, co matka. Wolałem nie wyobrażać sobie, jak by się wtedy czuł.

Spojrzałem na niego z troską, zanim wyszedłem z pomieszczenia i ze smutkiem stwierdziłem, że jego problem jest dużo bardziej złożony, niż myślałem.

Antidepressant ⋄ vkook ✓Nơi câu chuyện tồn tại. Hãy khám phá bây giờ