Rozdział 39

5.2K 260 34
                                    

- Draco ma naprawdę sławnych znajomych. - Leila Lewis spojrzała na koleżankę i wygięła pytająco pomalowane brwi. Krople potu spływały jej po boku twarzy, kąpiąc bezlitośnie na biały podkoszulek w którym lubiła ćwiczyć.

Roxana wskazała jej kierunek w którym sama patrzyła. Obserwowanie Draco stało się dla niej codziennością. Miała nadzieje, że nadchodzący egzamin na stanowisko poszukiwacza, zda bez problemu. Praca dla niego, z nim, jest dla niej obecnie wszystkim czego pragnie.

- Sam jest sławny. - Stwierdziła Leila. Otworzyła usta, kiedy zdała sobie sprawę, że patrzy na Złotą Trójce Hogwartu. Na gacie Merlina! Potter wyglądał naprawdę dobrze. - Co oni tu robią?

- Nie mam pojęcia.- Rox zwęziła lekko oczy, obserwując jak Draco pochyla się nad Hermioną i całuje ją w policzek. Nie umknęło jej również, że witając się z dziewczyną, położył władczo dłoń na biodrze kobiety, ani to, że po chwili przyciągnął ją do siebie, aby przytulić się do jej pleców. Ledwie powstrzymała się przed zazgrzytaniem zębami.

- Zdajesz sobie sprawę, że patrzysz na nich, jak byś chciała kogoś zabić. - Leila przechyliła lekko głowę, z rozbawieniem obserwując zachowanie, z pozoru spokojnej dziewczyny. Dla większości Roxana mogła się wydawać nieśmiałą, miłą dziewczyną, ale to były pozory. Wychowana w śród ludzi, którzy każdego dnia udawali kogoś kim nie są, nauczyła się, jak odróżniać farsę od prawdy, a to kim starała się być Roxana, było czystym kłamstwem. Sam Salazar nie powstydziłby się takiej przebiegłości i podstępu. Mógłby być z niej dumny, gdyby tylko należała kiedykolwiek do jego domu w Hogwarcie.

- Nie wiem o czym mówisz. - Długie do pasa włosy zafalowały, gdy Roxana ostro poruszyła głową, aby spojrzeć na koleżankę, cud że nic sobie nie złamała.

- Naprawdę? - Ironia, aż biła po oczach.

- Nie wiem co sobie myślisz, ale mylisz się.

- Tak? A mi się wydaje, że zwyczajnie w świeci lecisz na Malfoya, a że jest w związku, co nawiasem mówiąc, jak dla mnie nie pojętne, bo jak udało się Granger dotrzeć do niego? - Machnęła ręką. - Z resztą nie ważne. Tak czy siak, wijesz się ze złości, bo masz na niego ochotę, a on na ciebie nie zwraca uwagi.

- Myślisz, że mnie rozgryzłeś? - Nie czekając na odpowiedz, dodała. - Nie wtrącaj się tam, gdzie cie nie chcą. Z resztą, mam wrażenie, że to i tak długo nie potrwa. - Odwróciła się i podjęła ponownie porzucony trening.

****

Ron obserwował z uwagą co się dzieje na matach kilki metrów przed nimi. Trening prowadzony przez Zabiniego, wydawał się morderczy dla uczestników szkolenia. Dziękował Merlinowi, Godrykowi i każdemu z bogów Norweskich, za to, że zdecydował się na inna karierę, niż praca dla Departamentu Przestrzegania Prawa Czarodziei.

Skoro Hermiona, która marzyła o pracy w Ministerstwie, zdała sobie sprawę, że jednak nie tego pragnie i oznajmiła im, że będzie Magomedykiem, wszyscy byli zaskoczeni, ale skoro to ją uszczęśliwia, to kim że są, aby nakłaniać ją do zmiany zdania.

Tamtego dnia, wrócił do domu i do późna myślał. Doszedł do czterech wniosków.

Zjebał sprawę z Lavender. Po całości! Może nie pamiętaj wszystkiego, ale jego ciało już tak. Tylko przy niej czuje się jak w domu.

Wniosek pierwszy jest powiązany z drugim. Musi to naprawić. Jak najszybciej.

Trzecie i również ważne, on też nie chce być Aurorem. Wbrew pozorom i ludzkiemu gadaniu, a w szczególności Malfoya, nie chce całe życie łazić za Harry'm.

Ma własne plany, ambicje i to się sprowadza do ostatniego punktu, jego krótkiej listy. Musi znaleźć prace.

- Po co nas tu ściągnąłeś? - Zapytał Harry. Ron spojrzał na Malfoya. Widząc swojego szkolnego wroga, obejmującego jego przyjaciółkę, mimowolnie się skrzywił. Nie mógł, a może nie chciał przyjąć do wiadomości ich związku. Kto go tam wie. Tak czy siak niedobrze mu się robiło, jak sobie pomyśli, że Hermiona jest z kimś takim.

- Chce was zatrudnić. - Powiedział Draco, na co Hermiona wyplatała się z jego objęć i spojrzała na niego marszcząc brwi.

- Zatrudnić? - Zapytał Ron.

- Tak, nie proponuje wam pracy na stanowisku Poszukiwacza. Jest to jednodniowe zlecenie.

- Czyli co mielibyśmy zrobić? - Harry spojrzał na Rona, zaskoczony, że ten w ogóle rozważa tą niecodzienna propozycje. - No co? Dzieci mi się za kilka miesięcy urodzą, każdy knut się przyda.

- Salazar mi świadkiem, z ogromną trudnością mi się to mówi i mam nadzieje, że się nie udławię własnymi słowami, nie oszukujmy się, strata tak wspaniałej osoby jak ja, wstrząsnęła by całym światem i tobą Granger...

- Malfoy! - Hermiona spojrzała na niego z naganą. - O co chodzi?

- Dobra, niech Merlin ma mnie w swojej opiece. Potrzebuje waszych zdolności, które pozwoliły wam przeżyć te kilka miesięcy w ukryciu. Jutro ma odbyć się ostatni egzamin, który zdecyduje, kto zostanie zatrzymany, a kto odpadnie.

- Co mielibyśmy zrobić?

- Egzamin polegałby na wcieleniu się przez was w jakaś postać, której akta dostanie osoba zdająca. Za zadanie ma odnalezieni jednego z was w ciągu dwóch godzin. Każda osoba dostanie waszą ostatnia lokalizacje, od której możecie się oddalić nie więcej jak dwie mile w dowolnym kierunku. Co wy na to?

- O której ma się to zacząć? - Zapytał Ron.

- Od ósmej rano.

- Ja odpadam, jutro mam spotkanie o dziewiątej, mogę ewentualnie po południu.

- W porządku, Potter? Hermiona?

- Mi pasuje.

- Mi też.

****

Późnym wieczorem, Ron opadł na kanapę obok Lavender w salonie mieszkania należącym do Hermiony, która siedziała naprzeciwko nich w fotelu stojącym przy kominku, o który opierał się nachmurzony Draco. Jego kwaśna mina sygnalizowała niezadowolenie z faktu, że dobrowolnie przebywał w towarzystwie Weasley'a i siedzącego na drugiej kanapie Pottera. Dlaczego nie wyszedł jak tylko skończył omawiać zasady egzaminu? Powód był prosty i siedział na fotelu.

Zdał sobie sprawę, że miłość wymaga poświęceń. A jego miłość do pewnej gryfonki, heroicznych czynów.

- Muszę wam o czymś powiedzieć. - Głos Rona wciął się w słowa Ginny, opowiadającej o nadchodzącym balu Bożonarodzeniowym. - Nie będę aplikował na Aurora. - Po jego słowach zapadła cisza. Draco stojący przy kominku, usiadł na poręczy fotele, na którym siedziała zaskoczona Hermiona. Harry otwierał usta i zamykał. Wyglądał jak ryba wyciągnięta z wody, dosłownie. - Jutro mam kwalifikacje do Jastrzębi z Falmouth.

Od zawsze uwielbiał Quidditch. A pozycja obrońcy spełniała jego wymagania. Chciał stać się kimś więcej niż tylko biednym przyjacielem Chłopca Który Ocalił Świat. Nie przemawiała przez niego zawiść, ani podłość. Po prostu i on chce odnaleźć swoje miejsce w świecie. Ma do tego prawo, prawda?

Truth Seeker || DRAMIONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz