Epilog!

9K 517 145
                                    

Rok później...

- Skrytka osiemset osiemdziesiąta ósma! - Głos goblina rozniósł się echem na dnie Przeklętego Wąwozu, gdzie od niedawna znajdował się skarbiec rodu Malfoyów. Owy właściciel przeniósł cały swój majątek ze skrytki czterdziestej drugiej, na najbardziej odległe i nie dostępne miejsce w całym Banku Gringotta. - Hasło poproszę!

- Vanelte Dore Landi. - Powiedział Draco, strzepując krople wody z płaszcza, który dostał od Hermiony niedawno. - Czy to musi tak długo trwać? - Zniecierpliwił się.

- Pan ustalił takie zasady. - Goblin pchnął mosiężne drzwi, otwierając przejście do kolejnego korytarza. Szedł pierwszy, nie oglądając się za siebie. Zatrzymał się przy kolejnych drzwiach, wyciągając rękę. - Klucz poproszę.

Zostały tylko jeszcze jedne drzwi. Tak naprawdę poprzednie zabezpieczenia mógł złamać każdy, kto poznałby hasło, czy zdobył klucz. Najważniejszym krokiem było przejście przez drzwi numer trzy. Do otwarcia potrzebna była krew. Konkretnie jego. Wystarczyła kropla świeżej krwi, aby dostać się do skarbca.

- Poczekaj na mnie. - Rzucił przez ramie zanim zniknął w środku. Goblin łypnął na niego nieprzyjemnie, ale nic nie powiedział, choć aż go ściskało w środku. Nie mógł sobie pozwolić na obrazę najlepszego klienta jakiego mieli. Malfoyowie od wieków byli najbogatszym rodem w świecie czarodziei.

Goblin odwrócił się, kątem oka zauważając stosy piętrzących się galeonów, sztabki złota oraz klejnoty, zanim wielkie drzwi z trzaskiem się zamknęły.

***

W drodze powrotnej Draco potarł skronie próbując pozbyć się koszmarnego bólu głowy, spowodowane najprawdopodobniej przemęczeniem. Odchylił się do tylu opierając plecy o drewniane oparcie zaczarowanego wózka, który sunął niemiłosiernie powoli w stronę wyjścia.

Z pół przymkniętymi powiekami zerknął na trzymane w dłoni pudełeczko z wytłoczonym herbem jego rodziny na wierzchu. Co prawda nie był to rodowy pierścień, który wręczył jego ojciec matce w dniu ich zaręczyn, tylko całkiem nowy pierścionek z niebieskim diamentem. Kamień był okazały, ale bardzo elegancko oprawiony. Idealny dla Hermiony.

Przez ostatni rok oboje byli bardzo zajęci. On pracował do nocy, szkoląc swoich ludzi i pomagając w przeróżnych sprawach. Ona zaś każdą wolną chwile poświęcała nauce i szpitalowi w którym odbywała praktyki.

Teraz miało się to zmienić.

- Jesteśmy na miejscu. Czy mogę coś jeszcze dla pana zrobić? - Zapytał Goblin, otwierając dla niego drzwi do głównej sali banku.

- Nie, to wszystko.

***

Pojawiając się w holu domu w którym mieszkali, przywitał go płacz dziecka. Ze skwaszoną miną wkroczył do salonu, pewien, że spotka tego rudego błazna, którego jego dziewczyna uważa za przyjaciela. Zamrugał zaskoczony widząc ją samą, kołyszącą wrzeszczące dziecko i próbując uspokoić kolejne.

Jego ból głowy pogłębił się. Wrzaski jakie wydawały niemowlaki, wbijały się niczym ostre igły w jego mózg.

- Co tu się dzieje? - Darował sobie przywitanie. Hermiona odwróciła się do niego, uśmiechając się zakłopotana.

- Wiem, mieliśmy spędzić tą sobotę razem, ale Lavender i Ron, maja kilka spotkań związanych z weselem. Powinnam się ciebie najpierw zapytać o zdanie, ale byłeś nieosiągalny. - Patrzyła na jego niezadowolony wyraz twarz i zwężone oczy, bojąc się, że przegięła.

Usiadł na wolny fotel bez słowa. Przetarł dłońmi zmęczoną twarz i skrzywił się jeszcze bardziej.

- Dlaczego one tak wyją? - Zapytał.

- Są głodne.

- To je nakarm.

- Jak mogłam na to nie wpaść prędzej! - Zwęził oczy na sarkazm jej wypowiedzi. - Czekam na mleko. - Dodała dla jasności. Podeszła do niego wciskając mu w ramiona dziecko.

- Granger, to nie jest dobry pomysł! - Z przerażeniem spojrzą na płaczącą dziewczynkę. - Zabierz ją od mnie.

- Nie. Potrzebuję twojej pomocy. - Podała mu pieluszkę w tym samym czasie kiedy pojawił się Korek, z dwiema butelkami. Podała butelkę Draco. - Nakarm ją - poleciła. - Jak skończy to musi jej się odbić.

- W dalszym ciągu uważam, że to najgłupszy pomysł na jaki wpadłaś.

- Zrób to! - Wyciągnęła z kołyski malutkiego Freda, tak bardzo podobnego do Rona.

***

Wszystko odbyło się tak, jak Hermiona przewidywała. Najpierw karmienie, odbijanie, przewijanie i sen. Kiedy zaległa cisza, Draco obserwował dziewczynę, która z czułością pochylała się nad kołyską, w której spały bliźniaki.

Przyszło mu do głowy, że będzie wspaniałą matką, kiedy w końcu zdecydują się na dziecko.

Podszedł do niej, odwrócił ją w swoją stronę, klęknął na jedno kolano i oświadczył się jej wśród brudnych pieluch, pustych butelek i łez szczęścia, jakie zdobiły jej policzki.

.......

Jeśli to czytasz, to znaczy, że opowiadanie które napisałam musiało Ci się podoba. Bądź w porządku i pozostaw po sobie znak 😉

Truth Seeker || DRAMIONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz