17. | Anioł stróż - 2

365 83 37
                                    

– Zwłoki – wymamrotała starsza kobieta, patrząc z bezsilnością na męską sylwetkę, leżącą w łóżku Holmesa. – I to już drugie w tym tygodniu! Jak on może później spać w takiej pościeli?

Staruszka pokręciła z niesmakiem głową. Opornie podeszła bliżej materaca i obwąchawszy młodego mężczyznę, zmarkotniała.

    – Nie dość, że trup to jeszcze pijak. Czy ten chłopak nie mógłby sobie znaleźć jakiegoś nie wiem porządnego... żywego partnera?

Szarpnęła mocno kołdrą, by ratować przedmiot od gnijącego mięsa, a bezwładne ciało z łoskotem zleciało na drewnianą podłogę.

     – Wszytko na mojej głowie! A mówiłam, że nie będę jego gosposią – głośno westchnęła, składając pościel w idealny kwadrat. – Mówiłam? – skierowała retoryczne pytanie do spoczywającego na posadzce nieboszczyka, położywszy uratowany materiał z powrotem na łóżku. – Oczywiście, że mówiłam! Dokładnie pamiętam! Było to w poniedziałek rano, kiedy przynosiłam mu herbatę i ciasteczka... albo w środę. Tak, tak! W środę przy herbacie. Mniejsza, powtarzałam naprawdę wiele...

     – Mike? – jęknął niemal bezdźwięcznie, na wpół przytomny John.

Wdowa impulsywnie przerwała poprawianie zmiętolonego prześcieradła i skonfundowana przeniosła wzrok na nieruchome ciało. Przełknęła głośno ślinę, zastanawiając czy aby napewno się nie przesłyszała. Zrobiła parę niepewnych kroków w stronę martwego, a nachyliwszy się nad nim, wyciągnęła dłoń i delikatnie musnęła palcem bosą stopę.

Blondyn ocknął się gwałtownie, a dostrzegłszy pochyloną nad nim pomarszczoną twarz, wrzasnął na całe gardło, budząc z pewnością conajmniej połowę Londynu.

     – Sheeerlock! – huknęła kobieta, niemalże dostając przy tym zawału i popędziła ile sił w starych nogach w kierunku łazienki – On zmartwychwstał! Sherlock! Trup ożył! Wyłaź na litość boską, albo sama tam wejdę! – staruszka zaczęła walić w drzwi, przestając dopiero, gdy odgłos lecącej wody w prysznicu ucichł.

Przemoczony brunet pospiesznie wyleciał z toalety, odziany jedynie w długi, niebieski, prążkowany szlafrok i wysłał właścicielce mieszkania pytające spojrzenie. Pojedyncze, mokre kosmyki ciemnych loków zlatywały mu na twarz, przez co wyglądał zaskakująco ludzko, a wręcz całkiem uroczo.

     – Pani Hudson, proszę się uspokoić i powoli powiedzieć co się stało – odparł stanowczo i położył staruszce wychudzoną, wilgotną dłoń na ramieniu.

     – Z-zwłoki przemówiły! Sama słyszałam! Sprzątałam łóżko i...

     – Och, zapewniam Panią, że to był żywy człowiek – przerwał jej Holmes, nie chcąc słuchać kolejnej bezsensownej paplaniny. Dobrze wiedział, że mowa była o nieprzytomnym blondynie, którego znalazł nocą w klubie. Mógł przewiedzieć, że zacznie się przebudzać, choć przypuszczał iż nastąpi to dopiero za ładnych parę godzin - drobny błąd w kalkulacji. Najwidoczniej naszprycowali go inną chemią, zapewne ketaminą. W końcu ta ma znacznie krótsze działanie niż taki flunitrazepam, czy choćby wodzian chloralu.

     – No tak... żywy – wymamrotała Martha, nabierając z powrotem zdrowych kolorków na twarzy i z lekka się uspakajając. – Sherlock, coś ty zrobił temu zmaltretowanemu chłopkowi? Biedactwo, nic dziwnego, że wyglądał jak trup! Powinieneś być delikatniejszy... i nie słyszałam niczego w nocy, a mam bardzo dobry słuch jak na swoje lata.

     – Pani Hudson– stęknął niczym małe dziecko ciemnowłosy. – Proszę o tym więcej nie myśleć, iść do siebie i zaparzyć sobie czegoś na uspokojenie.

LIFE ITSELF ▹ johnlock  [oneshots]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz