Rozdział IV

62 2 0
                                    

-Tissaio, proszę, zwracaj się do mnie tylko po imieniu, tytułu arcymistrzyni używam oficjalnie, a tutaj jesteśmy same.
- Nadal nie mogę uwierzyć, że tego dokonałaś Tissaio- podbiegłam do niej i uściskałam ze wszystkich sił- Dziękuję.
pov. Triss.
Popatrzyłam w bok, a tam napotkałam znudzony wzrok Rity. Byłyśmy na wykładzie z wieszczenia, których ona nienawidziła z całego serca. Widać było po niej, że usypia i w duchy się modli, żeby to się już skończyło.
-Dziewczęta, to tyle z wykładów na dziś, możecie się rozejść do pokoi. - rozległ się głos nauczycielki. Wszystkie dziewczyny usiłowały wybiec z sali, jakby na drzwiach było napisane ,, za tymi drzwiami darmowa moc Alzura''.
-Rita!- zawołałan chwytając w tłumie Margaritę za rękaw.
-Tak?
-Idziemy do Yen, prawda?
- Oczywiście!
Próbowałyśmy się nie zgubić i wydostać z sali wykładowej, zresztą tak, jak ten cały tłum.
-Hej, Mała!- usłyszałam Francescę, odwróciłam się.
- Co chcesz? Jeżeli znowu chcesz jej ubliżyć, to oszczędź słowa, nigdy nie wiadomo, czy nagle w wyniku nieszczęśliwego wypadku nie stracisz głosu.- Mówiąc to układałam zaklęcie, które miało sprawić, że zamilknie na ładne parę godzin, zadziałało. Jak zobaczyłam jej zdziwioną minę miałam ochotę wybuchnąć śmiechem, ale musiałam jej dokopać.
- Nie możesz nic powiedzieć? - kontynuowałam- Och, jaka wielka szkoda, teraz już nie będziesz mogła obgadywać ze swoimi przyjaciółeczkami mnie, Rity i Yen za naszymi plecami.- Ledwo co od nich odeszłam, zaraz natknęłam się na Ritę, z którą nieświadomie się rozdzieliłyśmy.
- Triss! - usłyszałam ją - Szukałam cię. Czemu tak nagle zniknęłaś mi z oczu?
- Wybacz, Rita, ale musiałam coś komuś załatwić.
- Co? Dobra, nieistotne. Idziemy do Yen?
- Idziemy!
Ruszyłyśmy schodami w górę, na piętro szpitalne. Gdy stanęłyśmy w drzwiach do sali, w której leżała Yennefer, aż zaniemówiłyśmy. Na łóżku siedziała dziewczyna z bujnymi czarnymi lokami, piękną, zgrabną sylwetką i ładną twarzą z dość cienkimi, a jednocześnie wyraźnymi wargami. Po garbie nie było ani śladu, jakby nigdy go nie było. Obok dziewczyny siedziała Arcymistrzyni, obie były pochłonięte rozmową, która nagle się urwała, kiedy obie nas zobaczyły.
- Chodźcie tu do nas, śmiało- powiedziała Arcymistrzyni.
Jakoś nie kleiłyśmy się do rozmowy, więc Arcymistrzyni postanowiła coś z tym zrobić.
- Tak więc Rito, jak ci się podobał wykład o wieszczeniu? Co dokładnie omawiałyście?- Powiedziała, Rita zrobiła się czerwona jak burak , a my z Yennefer wybuchłyśmy śmiechem.
- Tak myślałam, następnym razem słuchaj, bo coś czuję, że w niedalekiej przyszłości będziesz pytana z materiału. A ty Triss, nie śmiej się, bo dla ciebie tez mam pouczające słowa.- Wtedy ja się zrobiłam czerwona, a Yenna w dalszym ciągu się z nas brechtała. 

No cześć, trochę mnie tu nie było. Nie wiem jak to wpłynie na ksiązki, ale mam coraz mniej czasu, więc proszę, loczcie się z tym, że też jestem człowiekiem i też chodzę do szkoły, którą zabiła reforma, a nie jestem robotem stworzonym do pisania książek. To tyle na dziś, miłego tygodnia życzę.

W burzy czarnych lokówWhere stories live. Discover now