Rozdział VIII i ostatni

65 3 1
                                    

pov. Tissaia
Gdy wróciłam, cała trójka spała na jednym łóżku szpitalnym. Wyglądały tak słodko, w nie miałam serca ich budzić, dobrze, że była sobota, bo w niedzielę adeptki miały wolne od wykładów i pozostawała im nauka, odwiedziny rodziców, bądź wyjazd do Gors Velen na jakieś zakupy i zwiedzanie. Ja natomiast miałam sprawę, do mojego bardzo dobrego znajomego- Gerharta z Aelle. Postanowiłam go niezwłocznie odwiedzić, razem z Yennefer. Napisałam liścik, położyłam na szafce nocnej i udałam się w stronę mojego pokoju. Kiedy leżałam w łóżku, długo nie mogłam zasnąć, cały czas rozmyślałam na przemian o Gerharcie i Yen. Kiedy w końcu udało mi się zasnąć, przyśnił mi się koszmar jakich mało, w śnie Kapituła Czarodziejów znacznie się rozbudowała, był bal, który odbył się w tym miejscu, w tej szkole magii, w której właśnie się znajdowała, nagle bal niczym z bajki zamienił się w koszmar, krew lała się prawie z każdej strony. Magowie rzucali zaklęcia, inni strzelali z łóków, bądź walczyli mieczem. Obudziłam się spocona, jak nigdy wcześniej, żaden mój sen nie był jeszcze tak realistyczny. Na śniadaniu spotkałam Yennefer, która już była prawie gotowa do drogi, w liście ją uprzedziłam, że chcę wyjechać zaraz po śniadaniu. Cała sala chuczała od szeptów spowodowanych wyglądem Yen. Obie dosyć szybko uporałyśmy się ze śniadaniem, po którym wskoczyłyśmy na konie. Po dwudziestu minutach, przejechanych stępem w ciszy wpadłyśmy na pomysł wyścigów, ścigałyśmy się dobre półtorej godziny, ale kary ogier Yen okazał się wytrwalszy. Gdy już się oddaliłyśmy na tyle, żeby móc się teleportować odrazu to zrobiłyśmy.Powitał nas młody Vilgefortz, który zaniemówił na widok Yennefer, ale nie zapomniał o manierach. Podarował Yennefer różę.
- Skowronku, już jesteś! - zawołał Gerhart, gdy tylko mnie zobaczył, ja popędziłam w jego stronę i wskoczyłam mu na ramiona, po czym   złożył mi pocałunek na usta. Gerhart powiedział Yen i Vilgefortzowi, żeby poszli pospacerować po mniejszym ogrodzie. Następnie zaniósł mnie na rękach do sypialni i położył na łóżku.
- Cholernie się za tobą stęskniłem- powiedział.
- Ja też, ale muszę ostudzić twój zapał, nie przyjechałam tu dla rozrywki, lecz dla dobra Bractwa i Kapituły.- Długo rozmawialiśmy o Kapitule, Yennefer, Vilgefortzie, aż w końcu wyszliśmy do dużego ogrodu z fontanną na środku. Stanęliśmy zaraz przy fontannie, on zaczął mnie całować, a ja oddawałam pocałunki. W końcu wziął mnie na ręce i wrzucił mnie do fontanny, właśnie tego w nim nie lubiłam, tych jego żarcików, w akcie zensty również go wciągnęłam do fontanny, po czym zaczęliśmy się chlapać niczym małe dzieci. Kiedy w końcu się zmęczyliśmy było już późno, za pomocą magii się osuszyłam, a Gerhart wezwał dzieci do nas. Gdy przyszli, obydwoje mieli uśmiechy na twarzach. Gerhart wyczarował nam portal, pocałowaliśmy się na pożegnanie, Yennefer pocałowała Vilgefortza w policzek, a on zrobił się czerwony jak burak. Weszłyśmy do portalu i ruszyłyśmy dzikim cwałem do Aretuzy. Gdy tam dotarłyśmy, było późno, Yennefer poszła prosto do pokoju, a ja do
dyrektorki  gdzie rozmawiałyśmy do rana.

pov. Yennefer
Nazajutrz po pierwszym wykładzie podeszła do mnie Francesca podkuliwszy ogon.
-Przepraszam Yennefer- powiedziała.
- Nie przyjmuję, ale też nie ukaram cię, zrobiła to za mnie Triss Merigold. Teraz wracaj już do swoich koleżaneczek.- odpowiedziałam zadzierając nos. Zaraz po tym zaczepiła mnie Tis.
- O, Tis, nie widziałam cię.- powiedziałam
- A ja wręcz przeciwnie. Teraz idziesz ze mną.
- Ale Tis, teraz mamy warzenie eliksirów, jak opuszczę następną lekcję, to nie zdam.
- O to już się nie martw, ze mną na pewno zdasz. Chodź.- powiedziała Tissaia, po czym pociągnęła za rękę. Po niedługim spacerze znalazłyśmy się na polanie.
- Teraz nauczę cię jak pozyskiwać magię z natury, jeżeli oczywiście nie mamy pod ręką geniusza. Pamiętaj tylko, aby nigdy nie pozyskiwać jej z ognia. Zaczniemy od gleby. Weź garść ziemi i skoncentruj się na energii jaką ona wytwarza.- powiedziała Tis, a ja posłusznie wykonałam rozkaz. Nagle zaczęło mnie to potwornie męczyć, nie mogłam tego przerwać, krzyczałam.
- Cholera, przestań! Za mocno cholera! Stój!- krzyczała Tissaia, ale jej głos słyszałam jak zza ściany, poczułam krew płynącą z nosa. Wtedy zdałam sobie sprawę, że mam zamknięte oczy, otworzyłam je. Nie byłam na polance, to było oczywiste, rozejrzałam się dookoła, wszystko mnie strasznie bolało, zaczęłam krzyczeć, gdy trochę przestałam usłyszałam znajomy głos.
- Już? Jak masz na imię?- zapytała Francesca
- Ye...eennee...fer- wyjąkałam w odpowiedzi
- Dobrze, pamięć w porządku.- powiedziała Francesca. Nie miałam wątpliwości, że obudziłam się w ponurej rzeczywistości. Z Vilgefortzem kiedyś byliśmy przyjaciółmi, teraz przeszedł na stronę Nilfgaardu. Gerhart umarł na zawał serca zaraz po bankiecie w Garnstangu. Tissaia de Vries popełniła samobójstwo. Margarita została dyrektorką Aretuzy i członkinią Loży Czarodziejek. Triss także należała do Loży. Francesca została królową Dol Blathana, loża o niej także nie zapomniała. Ciri gdzieś zniknęła. Mój ukochany wiedźmin leży ranny w Brokilonie. Natomiast ja przeszłam kompresję artefaktową w wykonaniu Stokrotki z Dolin.  

Stwierdziłam, że skoro jest to ostatni rozdział to zrobię dłuższy. Opowiadanie zostanie bo może kiedyś znajdzi się jeszcze jakiś czytelnik który zajrzy do tego skończonego już opowiadania. Muszę przyznać, że pisanie tego było dla mnie samą frajdą. A co do długości opowiadań, to nie liczcie na dłuższe książki z mojej strony😊. Tradycyjnie zapraszam do reszty moich opowiadań. Mam zamiar napisać jeszcze rozważania wiedźmińskie, czyli coś takiego gdzie przedstawiam swoje myśli na temat wiedźmina, będzie to miało bardziej charakter gadki szmatki, piszcie, czy jesteście za czymś takim.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Oct 17, 2018 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

W burzy czarnych lokówWhere stories live. Discover now