44. - "Grubo się mylisz"

2.9K 157 41
                                    

Nick:

Następnego ranka, zrywam się z łóżka jako ostatni. Musiałem odespać wczorajszy wieczór. Głowa mnie trochę boli, jednak napiję się kawy, to od razu przejdzie. Schodzę na dół i od razu parzę sobie gorący napój, który z pewnością postawi mnie na nogi. Przechodząc do jadalni, orientuję się, że reszta je śniadanie na tarasie. Rozsuwam drzwi, przez które przechodzę. Całuję Sophie w policzek, siadając obok niej przy drewnianym stole. Po minie młodego, wiem, że jest na mnie zły. Ciekaw jestem dlaczego. Przecież nic mu nie zrobiłem, a może zrobiłem?

- Nie rozmawiacie ze mną? - pytam, jednak nie dostaję żadnej odpowiedzi.

Biorę łyk kawy, po czym wracam do domu. Idę na górę i z powrotem kładę się na łóżku. Skoro nie chcą ze mną rozmawiać, to nie. Ich sprawa. Na pewno nie będę przepraszał, bo nie mam za co. Mam prawo wyjść z domu, więc nie wiem o co takie wielkie halo.

Przebieram się i po prostu wychodzę z domu. Jak widać, nie jestem tu mile widziany. Idę na plażę, gdzie w końcu mogę pomyśleć. Gdyby nie fakt, że zostawiłem samochód na mieście, to ponownie skończyłby w barze. Siadam na wielkim kamieniu i po prostu wpatruję się w wodę. Z miłą chęcią spędziłby czas z Sophie i maluchami, jednak oni tego nie chcą. Może już w ogóle nie mam, po co tam wracać? Od zaręczyn brunetka nie jest sobą. Może pośpieszyłem się z tym? Albo po prostu jest ze mną dla dzieci...

Muszę z nią poważnie porozmawiać. Chcę usłyszeć nawet najgorsze. Najgorsza prawda jest zawsze lepsza, niż ciągłe kłamstwo.

***

Dopiero wieczorem zastałem resztę domowników. Z tego co wiem, to byli u moich rodziców. W sumie umawialiśmy się na sobotę, jednak kompletnie o tym zapomniałem.

- Riley, idź się przebrać, zaraz do ciebie przyjdę. - mówi cicho, biorąc Phoebe z wózka.

Po chwili znikają na schodach. Poszedłbym za nimi, jednak poczekam w kuchni. Nie mam ochoty kłócić się przy dzieciach. Robię sobie szybką kanapkę, a po zjedzeniu jej idę na górę. Przechodzę do sypialni, gdzie zastaję Sophie, stojącą przy oknie. Nawet nie zauważyła, że wszedłem do pomieszczenia.

- Możemy porozmawiać? - pytam, a ta odwraca się w moją stronę.

- A mamy o czym? - pyta niemiło. - Nie wolisz porozmawiać z Nicole? - unosi brew.

Wie, że spotkałem się z nią? Raczej nie, musiała by przejrzeć mój telefon. A może to zrobiła?

- Nie, nie wolę. - zakładam ręce na pierś, patrząc na nią. - A może ty wolisz z Joe? - sugeruję.

- Już wolałabym z nim. - obrażona kieruje się w stronę drzwi.

- Gdzie ty idziesz? - zadaję pytanie.

- Do MOJEGO syna. - podkreśla, wychodząc.

Teraz to jest jej syn. Cudownie... Rzucam się na łóżko, nie mając siły z nią rozmawiać. Może rzeczywiście powinniśmy się rozstać? Od niedawna w ogóle nie układa nam się. Gdyby nie dzieciaki już teraz zabrałbym swoje rzeczy i przeprowadził się z powrotem do starego mieszkania. Kocham ją, ale co z tego? Ona mnie nienawidzi, jednak nie potrafię zrozumieć, co jej zrobiłem. Może te zaręczyny ją przeraziły. Skoro nie chcę wiązać ze mną przyszłości, to dlaczego zgodziła się zostać moją żoną?

***

Leżąc koło Sophie nie potrafię zasnąć. Cały czas zastanawiam się, co zrobić, żeby się z nią dogadać.

Przytulam się do niej, tak aby jej nie obudzić, jednak wszystko idzie na marne. Otwiera oczy i patrzy na mnie zdziwiona.

- Co ty robisz? - pyta zaspana.

- Po prostu chciałem się przytulić. - odpowiadam.

- Jeśli brak ci czułości, to leć do Nicole, ona z pewnością cię przytuli. - mówi, przewracając się na bok.

- Możesz się uspokoić? - przewracam ją na plecy i przytrzymuję. - O co ci chodzi? Co zrobiłem nie tak? - staram się nie unosić głosu, jednak to trudne.

- Wszystko. Robisz wszystko, aby zniechęcić mnie do pracy. Po co nagadałeś bzdur swojemu ojcu, że nie dajemy sobie rady? - znów jest wściekła.

- To takie dziwne, że chcę, żebyś opiekowała się jak najdłużej naszymi dziećmi. Riley jest już starszy, ale Phoebe potrzebuje cię na cały etat. - oznajmuję poważnie.

- Sześć godzin dziennie nic nie zmieni, tym bardziej, że połowę tego czasu śpi. Chcę pracować, nie mam ochoty być na twoim utrzymaniu.

- Jestem facetem, więc to ja powinienem utrzymywać swoją rodzinę.

- W jakim ty świecie żyjesz? Mamy dwudziesty pierwszy wiek, kobiety pracują, jakbyś nie zauważył. Może po ślubie będziesz trzymał mnie pod klamką?

Nigdy nie chciałbym jej wszystkiego zabraniać. Jest dorosła, więc może decydować o swoich wyborach, ale niech też pomyśli o dzieciach.

- Nie. Przepraszam, rób co chcesz. - odpuszczam, kładąc się obok. - Dobranoc. - zabieram jej kawałek kołdry, odwracając się do niej plecami.

Czy to takie dziwne, że chcę, aby została w domu? Wiem, że ojciec poszedł mi na rękę i zmniejszył godziny jej pracy, ale to i tak za mało. Może sama to zrozumie...

***

Rano wstaję do płaczącej córki. Zapewne znudziło jej się samotne leżenie.

- Obudziłaś mnie, wiesz? - mówię z uśmiechem.

Stoi, trzymając się szczebelek i patrzy się na mnie, abym wziął ją na ręce. Spełniam jej życzenie, po czym przechodzę do łazienki, aby przebrać ją. Nie jest w jej przypadku takie łatwe, bo co nie zrobię, to się krzywi. Chyba Riley był w jej wieku spokojniejszy.

- Pomóc ci? - słyszę za plecami głos Sophie.

- Nie, już skończyłem. - oznajmiam obojętnie, biorąc z powrotem córkę w ramiona.

- Może przejdziemy się gdzieś? - proponuje, idąc za mną na dół.

- Jak chcesz. - wzruszam ramionami, wsadzając małą do krzesełka, do karmienia.

- O co ci chodzi? - staje przede mną i patrzy się na mnie. - Jeśli myślisz, że takim zachowaniem zmusisz mnie do zostania w domu, to grubo się mylisz. - mówi poważnie.

- Do niczego cię nie zmuszam. - zauważam, a ta przewraca oczami.

- Nie? Chcesz wymusić na mnie zmianę zdania. Muszę ci powiedzieć, że nie uda ci się to... Może powinniśmy zrobić sobie jakąś przerwę? To zrobi nam dobrze. - proponuje.

O nie! Żadnych przerw. Ostatnia skończyła się roczną rozłąką, więc się nie zgadzam. Może kilka dni bez siebie dałyby coś? Szczerze w to wątpię. Boję się, że Sophie znów ucieknie na drugi koniec świata, a tego bym nie chciał. Nie mam chęci stracić ważnych chwil w życiu Phoebe. Przecież ona niedługo postawi swoje samodzielne kroczki...

____________

Już za równy miesiąc epilog, a także mój koniec na wattpadzie. Yeah... 😐

Karix

Others IIWhere stories live. Discover now