Rozdział XIV

1K 65 585
                                    

— Pospiesz się, bo zanim tam dojdziemy, będzie już po wszystkim!

McCree skrzywił się, gdy Symmetra nastąpiła mu na piętę. Od ponad dwudziestu minut szli gęsiego przez las. To była jedyna droga prowadząca bezpośrednio do centrum miasta, jednak nie lubił tędy chodzić. Wszędzie było pełno komarów, pająków i innych, ohydnych robali.

— Staram się! Ale tu wszędzie są pająki wielkości mojej dłoni! Może jeden z nich jest radioaktywny? Byłbym wtedy SpiderCree, pogromcą złoczyńców.

— SpiderCree byłby bardziej użyteczny niż ty w tej chwili!

McCree przewrócił oczami, ale nie odezwał się ani słowem.

Misja na Ilios od samego początku była nieporozumieniem oraz dowodem na to, jak bardzo Morrison go nienawidził. Nic nie zwiastowało tej katastrofy — został zakwaterowany wraz z Łaską i Symmetrą w willi słynnego greckiego rzeźbiarza, Diodora. Posiadłość była położona na obrzeżach miasta, otoczona lasem, a z ogrodu na tyłach roztaczał się piękny widok na morze. Koleś też był w porządku. Całkiem dobrze ogarniał angielski, był całkiem miły, a jego burbon smakował prawie tak dobrze, jak te, które McCree pijał w Ameryce.

Jednak (żeby nie było tak przyjemnie) ich gospodarz postanowił, że wnętrze swojego domu zostanie urządzone w jak najbardziej asymetrycznym stylu. Zdaniem kowboja wyglądało to jak roztopiona czekolada, z której ktoś próbował coś uformować. Powinien spodziewać się czegoś takiego od samego początku. W każdym razie, gdy Symmetra przekroczyła próg mieszkania natychmiast zemdlała.

Wtedy McCree nie wiedział, że był to zwiastun nadciągającej wojny.

Powiedzieć, iż Satya źle znosiła taki wystrój wnętrz byłoby nieporozumieniem. Od rana do wieczora narzekała. Wdawała się w kłótnie z gospodarzem przy każdej możliwej okazji i bardzo szybko okazało się, że mają ogromny temperament. Angela (chwała tej kobiecie) bardzo często ratowała sytuację. Tylko ona miała na nich jakikolwiek wpływ, lecz wkrótce musiała ich opuścić, aby zająć się ranną Haną. Dopiero wtedy rozpętało się prawdziwe piekło, w którym McCree rozpaczliwie pragnął jedynie przetrwać.

Po podłodze w kuchni nie można już było chodzić boso, gdyż codziennie rozbijano tam po kilkanaście naczyń. Służba najpierw nie nadążała za sprzątaniem ich, a później musiała uznać to zajęcie za bezcelowe. Wtedy zaczęto kupować plastikowe talerze i kubki.

Kiedy Satya postanowiła ,,udoskonalić" ukochaną rzeźbę artysty, zajmującą połowę jego wielkiego salonu (najpierw przedstawiała syrenę siedzącą na ogromnym głazie, choć McCree widział w niej jedynie ośmiornicę, a po poprawkach Sym wściekłego szopa pracza z rybim ogonem), mężczyzna stwierdził, że miarka się przebrała. Zaczął zastawiać pułapki, w które najczęściej wpadał właśnie kowboj. Do tej pory miał jaskrawo zielone pasemka we włosach, po tym jak do jego szamponu dolano farby do włosów.

Dlatego wyczekiwał patroli oraz okazji, żeby móc opuścić ten dom wariatów. Droga do miasta zajmowała około pół godziny i pierwszy raz w życiu cieszył się, że musiał przejść taką odległość. Kiedy wreszcie tam docierał, szukał tropów, prowadzących do Blackwatch. Po tym, co zrobili Hanie, przysiągł sobie, że im nie odpuści. Chodził po różnych barach czy podejrzanych dzielnicach, aby pytać o lokalizację organizacji. Używał starych pseudonimów, choć wiedział, że Reyes z pewnością nie był tak głupi, aby nadal ich używać.

— Myślałem, że gorzej już być nie może — powiedział do siebie, prychając na tę myśl.

Tego ranka, gdy McCree usłyszał głośny huk. Sądził, że Symmetra i Diodor postanowili wreszcie przejść do rękoczynów. Prawdę mówiąc, nie przejął się tym zbytnio. Ubiegłej nocy miał patrol, więc potrzebował snu, szczególnie przed wymagającą walką. Jednak następnego hałasu nie potrafił zignorować. Zerwał się z łóżka i popędził do kuchni, gdzie zastał Satyę, wpatrzoną w okno. Natychmiast pojęli, co się stało. Ruszyli w stronę miasta, jeszcze zanim dostali wiadomość od Jacka.

Overwatch: Smok w PołudnieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz