Rozdział Szósty

547 81 29
                                    

Mała kotka biegała radośnie po obozie, próbując złapać w pyszczek latające wszędzie owady. Raz po raz skakała do góry, kłapiąc szybko szczękami i machając energicznie łebkiem, gdy udało jej się coś schwycić.
- Ostrożnie!- krzyczała za nią matka, nie spuszczając z niej wzroku. Siedziała przed wejściem do żłobka, w każdej chwili gotowa do pospieszenia z pomocą swojej jedynej córce.
- Przecież ja jestem ostrożna!- Piórko miauknęła wesoło, odwracając się pyszczkiem w stronę Porannego Wiatru, nie przestając biegać za owadami.
Młoda kotka tak zatraciła się w zabawie, że nie słysząc wołań matki, wpadła pod łapy jakiegoś kota, przewracając go na ziemię. Poderwała się prędko z ziemi i lekko wystraszona podbiegła do karmicielki, nie patrząc nawet, kogo przewróciła.
- Zamglony Wzroku! Coś ci się stało?- zapytała trochę spanikowana kotka, która natychmiast znalazła się przy ślepej medyczce Klanu Deszczu.
- Wszystko w porządku- mruknęła i spróbowała się podnieść.
- Nie! Nie ruszaj się. Pomogę ci wstać- zaoferowała Poranny Wiatr i nie czekając na odpowiedź medyczki, podeszła do niej i uniosła lekko za kark.
Zamglony Wzrok westchnęła cicho, ale nic nie powiedziała. Piórko zauważyła, że młoda medyczka nie była specjalnie zadowolona z pomocy jej matki.
- Dziękuję- miauknęła ze sztuczną wdzięcznością i zrobiła kilka kroków przed siebie, w kierunku legowiska Okopconej Gwiazdy. Nie uszła jednak daleko, bo po chwili zatrzymał ją troskliwy głos karmicielki.
- Zaprowadzę cię tam.
- Nie trzeba- miauknęła medyczka, nie odwracając się nawet.
Piórko podeszła powoli do dwóch kotek. Znała swoją mamę i wiedziała, że Poranny Wiatr chce jakoś wynagrodzić medyczce upadek.
- Oczywiście, że trzeba!
Karmicielka podeszła do boku kotki i nie słuchając jej protestów zapytała:
- To dokąd idziemy?
Zamglony Wzrok mruknęła coś pod nosem i skierowała swoje kroki do legowiska przywódcy. Poranny Wiatr potruchtała tuż za nią, co chwila mówiąc coś w stylu „uważaj na tę gałązkę" albo „tylko nie potknij się o ten kamień".
Piórko dreptała za nimi, ciekawa, co się będzie działo. Trochę głupio jej było, że wbiegła na medyczkę i nie pomogła jej, ale usprawiedliwiała się tym, że była zbyt oszołomiona zderzeniem z nią, żeby zrobić cokolwiek.
Nagle przystanęła, zerkając na koty, które zebrały się przed wejściem do obozu. Nawet Okopcona Gwiazda wybiegł ze swojego legowiska, żeby zobaczyć, co wzbudziło tak wielkie zainteresowanie wszystkich kotów.
Zamglony Wzrok zastrzygła uszami i stanęła w miejscu. Obróciła łeb w kierunku hałasu, wydawanego przez zgromadzone koty i zjeżyła lekko sierść. Po chwili poszła w ich kierunku, a karmicielka podążyła za nią, także zaintrygowana zachowaniem wojowników.
Piórko wyprzedziła je i nie zwracając uwagi na wołanie matki, przecisnęła na początek tłumu. Wśród mijanych kotów nie widziała tylko starszych i uczniów, bo poza nimi, przed wejściem do obozu zgromadził się chyba cały klan!
Kotka czuła ogromne podekscytowanie. Coś się działo, w dodatku coś niecodziennego i wyjątkowego. Przebierała łapami ze zniecierpliwienia, czekając na rozwój na wypadków. Wszystkie koty za nią szeptały coś do siebie nerwowo, rozglądając się bacznie dookoła. Były czymś zaniepokojone i Piórko doskonale to dostrzegała.
Nagle do obozu weszło kilka kotów. Bluszczowy Ogon i Zroszony Pysk prowadzili między sobą jakąś beżową kotkę, która dumnie szła przed siebie z uniesionym łbem. Gdy kątem oka spojrzała na małą kotkę, ta skuliła się lekko. W jej spojrzeniu zauważyła jawną pogardę, nie tylko dla niej, ale dla całego Klanu Deszczu. Postawa przybyszki świadczyła o tym, że czuła się lepsza od innych kotów, które pewnie zresztą nic dla niej nie znaczyły.
Tuż za wojownikami, szła czwórka uczniów. Na przedzie, rzecz jasna, był Rysia Łapa. Piórko dość dobrze znała jego charakter, poza tym Mżąca Łapa rzadko kiedy mówiła o czymś innym. Młody kocur był głównym tematem ich rozmów i chociaż małej kotce już dawno zbrzydło to ciągłe zachwycanie się nim, nie odbierała rudo-białej przyjaciółce okazji do wygadania się.
Mżąca Łapa szła na samym końcu gromadki, cały czas zerkając ukradkiem na obiekt swoich westchnień. Jej wzrok nie był jednak pełen podziwu i uwielbienia, jak to było zawsze. Tym razem patrzyła na niego z czymś w rodzaju skruchy i wstydu, albo może nawet lekkiej złości? Piórko nie umiała tego odgadnąć, ale domyślała się, że coś się stało pomiędzy nimi. Postanowiła wypytać o to przyjaciółkę, gdy tylko znajdą się gdzieś same.
Sikorcza Łapa dreptała zaraz za bratem, przebierając szybko łapami i stawiając krótkie kroczki. Jej puszysty ogon kołysał się na boki, w jej oczach widać było błysk ciekawości. Ona tak samo jak Piórko, była podekscytowana całym wydarzeniem.
Wyraz pyska Smolistej Łapy był niezmiennie taki sam. Ponury i poważny, nie wyrażający kompletnie żadnych emocji. Jego wzrok obiegł wszystkie koty zgromadzone dookoła niego, jednak nie poświęcał im większej uwagi.
Skupił się natomiast na przywódcy, który stał prosto przed włóczęgą, mierząc ją groźnym spojrzeniem.
- Wynoś się stąd!- krzyknęła Sowi Lot, patrząc nienawistnie na beżową kotkę, która powoli odwróciła łeb w jej stronę, spoglądając na nią z wyższością i kpiącym uśmiechem na pysku. Wojowniczka syknęła, jeżąc się lekko. Piórko podejrzewała, że tylko obecność innych kotów powstrzymywała ją przed rzuceniem się na włóczęgę.
- Co robisz na naszym terytorium?- zapytał Okopcona Gwiazda, gdy syki trochę ucichły. Cały czas wpatrywał się się w przybyszkę, młoda kotka ze zdziwieniem zauważyła, że jego wzrok złagodniał, a ton głosu był wyjątkowo miękki, zupełnie, jakby pytał kociaka, dlaczego uciekł ze żłobka. To nie było do niego podobne, i nie tylko ona zwróciła na to uwagę. Za sobą słyszała zdziwione i oburzone szepty innych kotów, które podobnie jak ona nie mogły uwierzyć własnym uszom.
- Szukam schronienia- odpowiedziała mu czystym i dźwięcznym głosem, z którego aż biła pewność siebie.
Piórko spodziewała się, że Okopcona Gwiazda zada jej jeszcze jakieś pytania, przecież kotka była włóczęgą i nikt jej nigdy nie widział, jednak kocur skinął tylko łbem i zamilkł na kilka chwil.
- Jak się nazywasz?- zapytał w końcu, wciąż stojąc nieruchomo. Orli Pazur, który wciąż asystował przy jego boku, próbował mu coś powiedzieć, jednak przywódca cały czas go ignorował. Był skupiony tylko i wyłącznie na kotce.
- Łabędzie Skrzydło- odrzekła i uśmiechnęła się z ledwo widoczną satysfakcją, gdy w oczach Okopconej Gwiazdy pojawił się błysk.
- Co mamy z nią zrobić?- zniecierpliwił się w końcu Bluszczowy Ogon, który był zmęczony po polowaniu i chciał jak najszybciej odpocząć.
Przywódca drgnął, jakby obudził się z transu i zerknął na pręgowanego wojownika.
- Zaprowadźcie ją do mojego legowiska- zadecydował po chwili.- I niech ktoś przygotuje dla niej posłanie.
Piórko westchnęła cicho, gdy koty zaczęły się rozchodzić. Rzucając ostatnie spojrzenie beżowej kotce, podbiegła do matki, która wciąż nie odstępowała od medyczki na krok. Gdy tylko Poranny Wiatr ujrzała córkę, liznęła ją w ucho i ganiąc cicho, nakazała iść do żłobka.
Mała kotka wywróciła oczami i powolnym krokiem ruszyła w kierunku nory, w której dawniej mieszkał borsuk, i z której teraz dochodziły piski kociaków Rudzikowego Śpiewu.
- Jutro się dowiem, kim ta Łabędzie Skrzydło jest naprawdę- postanowiła sobie kotka i odprowadziła wzrokiem włóczęgę, znikającą właśnie w legowisku przywódcy.

•••

No i jest rozdział szósty! ^^
Pisałam go na szybko, bo pierwszą wersję niechcący usunęłam, a chciałam zdążyć na czwartek i wyszło jak wyszło. Mam nadzieję jednak, że da się to czytać i nie jest jakoś strasznie źle. A jeśli jest coś, co się Wam szczególnie nie podoba, to napiszcie o tym w komentarzu. Postaram się to poprawić, a rozdział chociaż w kilku procentach będzie lepszy. ^^

Monk

Wojownicy: Spadające Gwiazdy Where stories live. Discover now