Rozdział Dwudziesty Piąty

248 57 8
                                    

Jaskiniowa Skóra leżał pod drzewem z zamkniętymi oczyma. Dopiero co wrócił z patrolu łowieckiego i zaniósł część zdobyczy do legowiska medyka. Chciał odpocząć. Poza tym nie wyspał się przez wracającego w nocy do legowiska, który obudził go wchodząc. Rozumiał, że kocur lubił spędzać czas z Zranionym Sercem, ale bez przesady. Niech nie zapomina dzięki komu w ogóle trafił do klanu. Zresztą nie tylko on uganiał się teraz za kotką. Letni Deszcz był ciągle zajęty Jaśminowym Powiewem (z tą różnicą, że ta dwójka mogła tworzyć parę). Jaskiniowa Skóra był skazany na samotność. I nudę. Co prawda był jeszcze Srocza Łapa, ale w tym momencie jakoś średnio miał ochotę na rozmowę z nim. Obrócił się na plecy i wlepił spojrzenie w zachmurzone niebo. Nie pocieszył się tym widokiem długo, bo zasłoniła go głowa Cętkowanego Grzbietu.
   – Omszała Gwiazda chce cię widzieć – zakomunikował, czekając na odpowiedź.
   – Po co?
   – Chodzi o mianowanie uczniów na wojowników.
   – No to sobie trochę poczeka – stwierdził Jaskiniowa Skóra, zamykając oczy i przeciągając się. – Srocza Łapa nie zostanie dziś wojownikiem.
   Cętkowany Grzbiet szczerze zdziwiły słowa ciemnego kocura. Zmrużył oczy, a na jasnym ciemnym pysku pojawił się wyraz zdumienia.
   – Nie?
   – Nie.
   – W takim razie sam to powiedz przywódcy. Ja nie zamierzam między wami przenosić wiadomości. – Odwrócił się i odszedł, a jego puszysty ogon zamiótł ziemię.
   Jaskiniowa Skóra westchnął. Że też akurat dzisiaj Omszała Gwiazda musiał wymyślić mianowanie uczniów. Srocza Łapa nie był na to gotowy. Nadal zbyt nerwowy, porywczy... Co Jaskiniowa Skóra mu powie, jeśli będzie jedynym niemianowanym uczniem poza Żmijową Łapą? Z westchnieniem wstał i podążył do Przewalonej Kłody. Bez pytania wszedł do jej środka i usiadł, patrząc wyczekująco na przywódcę.
   – Nigdy się nie nauczysz... – mruknął ten. – Nieważne. W walce najstarsi uczniowie poradzili sobie doskonale. Dobrze radzą sobie też z polowaniem, tropieniem... Zresztą sam wiesz, przecież jesteś mentorem.
   – Jestem – potwierdził Jaskiniowa Skóra.
   – No to wiesz, że są gotowi na zostanie wojownikiem i...
   – Nie Srocza Łapa.
   – Nie? Owszem, nie jest idealny, ale myślę, że mianowanie powinno go uspokoić...
   – Nie uspokoi go. Jeszcze bardziej nakręci. Nie znasz Sroczej Łapy, gdyby nie to, że słucha chociaż mnie, już dawno wszedłby ci na głowę. Proszę, nie mianuj go, Omszała Gwiazdo. Ja mu to jakoś wytłumaczę. I spróbuję doprowadzić do porządku.
   Omszała Gwiazda kiwnął głową.
   – Dobrze. To twój wybór, Jaskiniowa Skóro. A teraz wyjdź i przyprowadź do mnie Błękitną Pręgę.
   Jaskiniowa Skóra kiwnął głową i wyszedł. Zastanawiał się gdzie może teraz się podziewać zastępca. Na treningu z Gronostajową Łapą? Raczej nie. W legowisku? Na polowaniu? Nie miał pojęcia. Chociaż... Mógł być u Zmierzchowego Lotu i kociaków. Czarny kocur udał się w stronę żłobka i wszedł do niego trochę niepewnie. W środku były Zmierzchowy Lot, Ciemny Potok i Odymione Futro. Były też kocięta dwóch z obecnych kotek, ale Błękitnej Pręgi Jaskiniowa Skóra nie widział.
   – Hej, mamo. Widziałaś gdzieś Błękitną Pręgę?
   – Patrol południowy – odpowiedziała krótko kotka. – Dlaczego go szukasz?
   – Omszała Gwiazda go chce widzieć u siebie i mi przypadło to niewdzięczne zadanie szukania go. No nic, idę dalej.
   Zrozumiał, że czekał go dzień pełen bieganiny.  Może w takim razie pójdzie po Sroczą Łapę? Przygotuje go trochę na to co ma się dziać i z nim porozmawia. Tak. Właśnie tak zrobi. Wszedł do legowiska uczniów.
   – Ej, a wy co? – rzucił do siedzących w kącie Gronostajowej Łapy, Rumiankowej Łapy i Księżycowej Łapy.  – Wolne macie? A Cicha Łapa pewnie pracuje, co?
   – Wyszedł z Żmijową Łapą na polowanie, ale pewnie są zajęci czymś innym. Czego się spodziewałeś? – Rumiankowa Łapa przewróciła oczami. – To już jest prawdziwa miłość...
   – Odezwała się ta, co kocha się w Wichrze – odezwała się Gronostajowa Łapa ze śmiechem. Rumiankowa Łapa wbiła w nią mordercze spojrzenie, a Księżycowa Łapa prychnął niezadowolony. Jaskiniowa Skóra z kolei rozszerzył oczy z zaskoczenia.
   – Oj, malutka. Radzę ci, zapomnij o nim i spójrz na tych, których masz pod nosem. Wicher już się w kimś kocha.
   – T-tak? W kim?
   – A to już nie twoja sprawa. – Pacnął ją ogonem w pyszczek. – Gronostajowa Łapo, gdzie braciszek?
   – Za tobą.
   Jaskiniowa Skóra obejrzał się za siebie. Rzeczywiście jego uczeń spał tuż przy wejściu do legowiska.
   – Och, żeby spać w samo południe? A wy też byście się do czegoś wzięli – dodał, słysząc ich rozbawione prychnięcia. – Zaraz będę się widzieć z Błękitną Pręgą, znajdzie wam jakieś zajęcie.
   Uczniowie natychmiast zamilkli, a Gronostajowa Łapa przeprosiła cicho. Jaskiniowa Skóra przewrócił oczyma i położył się pyszczkiem do swojego ucznia. Przesunął się do niego tak, że stykali się nosami i szepnął:
   – Srocza Łapo, wstawaj.
   Uczeń nawet się nie poruszył.
   – Srocza Łapo, rusz się! – krzyknął.
   Teraz odskoczył nagle, a jego oddech przyspieszył. Nie spodziewał się takiej pobudki. Jaskiniowa Skóra usiadł i zaśmiał się cicho. Srocza Łapa spojrzał na niego z zdenerwowaniem, a następnie spojrzał morderczo na chichoczących w kącie uczniów.
   – Srocza Łapo, chodź. Mamy niewdzięczne zadanie jakim jest znalezienie Błękitnej Pręgi.
   Uczeń mruknął coś pod nosem i ruszył za mentorem w stronę wyjścia z obozu. Niestety nie dane było im z niego wyjść, bo proces wybudzania młodego kota trwał tak długo, że patrol Błękitnej Pręgi zdążył wrócić do obozu.
   – Jaskiniowa Skóro, czy ty jesteś poważny?

Wojownicy: Spadające Gwiazdy Where stories live. Discover now