Rozdział 12

8.2K 467 62
                                    

Po ciężkim weekendzie miałam mały problem z ponownym wbiciem się w rytm pracy. Ostatecznie dopiero w połowie poniedziałkowych godzin pracy zaczęłam funkcjonować jak ktoś godzien miana jednego z trzech muszkieterów. Razem z Matthew wypełnialiśmy stosy papierów, które za sprawą niedawnej fuzji nadal spływały na nas wielką falą, a w wolnych chwilach zajmowaliśmy się mniej przyjemnymi kierowniczymi obowiązkami, od czasu do czasu zatrzymując się na porcję plotek od Bridget. Czasem widywałam Alana z oddali, lecz byliśmy na tyle zawaleni obowiązkami, że nie starczało czasu na nic, ponad niezobowiązującą konwersację.

W którymś momencie zagubiłam się we własnych uczuciach i nie potrafiłam udzielić jednoznacznej odpowiedzi sobie samej, nie mówiąc o tym, że on również na jakąś zasługiwał. Nasze wstępnie umówione spotkanie odwlekło się w czasie, a ja odetchnęłam z ulgą. Może faktycznie byłam okropna?

— Jak tam właściwie twój stosunek do Alana-wiecznej-miłości-aż-po-grób? — zapytała Bridget, nadgryzając kawałek swojej kanapki.

Całe szczęście, że firmowa kafeteria ciągle tętniła życiem, dzięki czemu mój nerwowy kaszel zginął gdzieś w kakofonii różnych dźwięków. Ciekawskie spojrzenia wszystkich obecnych osób skierowały się wprost na mnie, a ja starałam się znieść wzrok przyjaciół z całą resztką godności, jaka mi jeszcze została.

— To proste — wtrącił Matthew, siorbiąc głośno swoją mrożoną kawę przez rurkę.

Luca spojrzał na niego zaintrygowany, przybierając chwilę później minę pełną zrozumienia.

— Chyba wiem, o czym mówisz — stwierdził Hibbett, zawzięcie krojąc kawałek kurczaka w swojej sałatce.

Bridget przyjrzała im się badawczo, by chwilę później odwrócić się na swoim krześle przodem do mnie. Jej oczy wypalały we mnie dziurę, ja jednak uparcie udawałam, że nie wiedziałam, co miała na myśli.

— Oświeć mnie, Beckett — poprosiła. — Najwyraźniej tylko ja nie wiem, o co chodzi.

Postanowiłam przez chwilę nie włączać się do dyskusji i zaczęłam poprawiać pismo, które z drobnymi błędami przetłumaczył jeden z naszych podwładnych. Czerwonym długopisem zakreślałam niepoprawne fragmenty, dodając moje uwagi i wskazówki na marginesie. Nie podnosiłam na nich wzroku i czułam, jak moje serce przyspieszyło z nerwów.

— Podobno odnawiają sobie przyjaźń — zauważył Matt zadziwiająco lekkim tonem, kładąc wyraźny nacisk na ostatnie słowo. — Aż dziw, że nie gryzą ją wyrzuty sumienia.

Omyłkowo namalowałam czerwoną kreskę przez całą kartkę, dębiejąc pod wpływem jego słów.

— Powiedz mi w końcu, o co chodzi, bo za chwilę dosłownie spłonę! — pisnęła Bree z ekscytacją godną pięciolatki proszącej o cukierka.

— Ethan Derro — oświadczył twardo Beckett, a ja z wrażenia potrąciłam kubek, wylewając tym samym resztki mojej niedopitej kawy. — Dalej go nie spławiła, a zbliża się termin ich dorocznego spotkania.

Rozjaśniony mlekiem płyn spływał cienkimi stróżkami po stole, zalewając pismo, które nadal trzymałam przed sobą. Czułam się, jakby cały świat nagle zwolnił. Wszyscy rzucili się do wycierania cieczy z blatu, ratując tym samym nasze eleganckie stroje przed zalaniem, jednak ja jako jedyna pozostałam nieruchoma.

— A niech mnie kule biją! — wykrzyknęła głośno, zwracając na siebie uwagę ludzi siedzących dookoła. Zniżyła swój ton, dostrzegając niepożądane zainteresowanie. — Derro? Syn Richarda Derro, tego samego, z którym od lat współpracuje nasza firma? — Pochyliła się nad stołem, spoglądając Mattowi prosto w oczy. — On?!

O jeden rok za późno (O jeden #1) ZAKOŃCZONAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz