5. Ciekawość

285 37 6
                                    

Gdy wybiła szósta, chłopcy w biurze odetchnęli głęboko. Udało się przeżyć kolejną noc, jak im się zdawało, bez dodatkowych katastrof. Jednak kiedy powróciło światło, a nie zauważyli w biurze Disowskiego, porządnie się zmartwili. Elevena oblał zimny pot, wcześniej znajomy wracał po rozświetleniu. Chłopacy spojrzeli po sobie zaniepokojeni, przełykając głośno ślinę. Czas upływał, a przyjaciel wciąż nie pojawił się w pokoju. Wokół panowała cisza, a oni zupełnie nie mieli pojęcia, co powinni mówić. W końcu Elek westchnął, patrząc niepewnie na resztę.

- Może... ktoś powinien tam pójść i ten... zobaczyć, co się działo w kuchni?

- Rozumiem, że jesteś chętny? - Adam spojrzał na blondyna pytającym wzrokiem, na co tamten ponownie westchnął i niepewnie skinął głową.

Wychylił się za próg, a nie widząc ani nie słysząc niczego niepokojącego, wyszedł na korytarz. Podążał powoli przed siebie, rozglądając się dookoła. Niczego nie powinno tu być, ale wolał zachować ostrożność. I tak nie chciał nigdzie iść, a brudna posadzka, zacieki na ścianach i gapiące się na niego ze wszystkich stron twarze animatronów na plakatach ani trochę nie zachęcały go do dalszej wędrówki. W końcu dotarł do drzwi, prowadzących do kuchni. Otworzył je i wszedł do pomieszczenia. Było dosyć ciemno, ale nie mógł nie zauważyć znajomego, siedzącego pod przeciwległą ścianą. Podszedł do chłopaka i kucnął przed nim.

- Czemu tu siedzisz? - zapytał półszeptem, ale nie otrzymał żadnej odpowiedzi - Disu? Coś ci jest?

Eleven lekko dotknął policzka ciemnowłosego, po chwili zabierając dłoń, zauważając, że jego skóra jest zimna. Mógł myśleć, że znajomy po prostu zasnął i zmarzł, bo ciepło to tu nie było, ale nie miał zamiaru nawet się łudzić, że budzenie go miałoby jakikolwiek sens. Blondyna dziwiło to, że nie widać żadnych ran czy śladów krwi, jak przy Neskocie czy Alienie, ale potem stwierdził, że może nie zabiła go Chicka tylko Kukiełka, a przecież nie była typowym animatronikiem, mogła nie rozszarpywać ciał, tylko uśmiercać jakoś inaczej.

- Cholera, znowu jeden mniej - westchnął Elek szeptem, podnosząc się z podłogi.

Już miał wychodzić z kuchni, gdy za plecami usłyszał trzask jakby upadającego garnka. Sztywno obrócił się wokół własnej osi, zauważając z przerażeniem, że faktycznie na posadzce leży jakiś stary rondel. Na miękkich nogach podszedł bliżej naczynia i podniósł je. Pod spodem zobaczył Helpy'ego.

- Rany, ale mnie nastraszyłeś maluchu - chciał wziąć misiaczka do ręki, ale ten ugryzł go w palec - Ej, co ja ci zrobiłem? To zemsta za łamanie ci kręgosłupa?

Jednak Helpy nie wydał żadnego dźwięku, tylko podskoczył w miejscu, po czym uciekł z pomieszczenia. To było niepokojące, bo mogło oznaczać, że animatroniki są w budynku, tylko zwyczajnie się chowają. Mimo wszystko nie powinny być groźne, tak przynajmniej uważał. Kierowany nie wiadomo czym, ruszył w kierunki Pirate Cove. Rozsunął zasłony, dostrzegając za nimi Foxy'ego. Miał dobre dwa metry i, choć lekko zdezelowany, robił na Mateuszu niesamowite wrażenie. Chłopak wyciągnął rękę w stronę lisiastego, dotykając go w nos. Nic się nie stało, z czego blondyn się cieszył, jednak chciałby móc pogadać z robotem. Zabrał dłoń i zasunął kotarę, jednak nie zdążył się nawet obrócić, a usłyszał ciche warknięcie. Ponownie zajrzał na kurtynę i zauważył, że szczęka lisa trochę się rozwarła.

- Ej Foxy, lubisz mnie, nie? Nie zeżresz mnie, co? - szepnął chłopak, stojąc na miękkich nogach, bo oko animatrona zaczęło lekko pobłyskiwać.

Chłopak zaczął się powoli wycofywać, cały czas spoglądając w stronę swojego ulubieńca. Nagle rozległ się charakterystyczny odgłos rozpoczynającej się nocy. Eleven mógł przysiąc, że lisiasty się uśmiechnął.

Tymczasem w biurze Naruciak i Weza odchodzili od zmysłów, ponieważ zostało tylko kilka minut do dwunastej, a ich przyjaciel wciąż nie wracał. Przepatrzyli kamery, ale na żadnej nie było go widać.

- Gdzie on jest do cholery?! - Weza coraz bardziej się stresował, po raz kolejny sprawdzając monitoring - Nie rozpłynął się przecież w powietrzu!

- Skąd mam wiedzieć? Sprawdźmy chociaż wiadomość - mówiąc to, Adam podniósł z biurka karteczkę - Czekaj... mamy tu wszystkie balonowe dziecki jak leci, Foxy'ego znowu, gang od pluszaczków, człowieka-muzykę, Helpy'ego, Fredziaczki i Trash Gang. Nic trudnego, jak na czwartą noc.

- Ta, ostatnio mówiliśmy podobnie - westchnął Weza, przyciszonym głosem.

- Czekaj, jeszcze notka. Wasz przyjaciel jest ciekawski. Cóż, jeśli nie zginie zbyt szybko, dostanie jeszcze jakiś drobny prezencik. Tamtego posprzątam jak zawsze. Dobrej zabawy chłopcy. Posprząta tamtego? Czyli Disu... O cholera, nie znowu - Adam załamał ręce, dosłownie.

W tym samym momencie zaczęła się noc, a niecałą minutę później dało się słyszeć wrzask, niosący się po korytarzu. Obaj jednocześnie pomyśleli o Elevenie, zaczynając już żegnać go w myślach, gdy ten cały czerwony i zziajany wpadł do biura, zatrzaskując drzwi, po czym rzucił się na posadzkę. Sekundę potem głośmy huk obijania się o metalowe drzwi rozniósł się po pomieszczeniu, a Adam otworzył wejście, nie chcąc marnować zbyt dużo energii. Weza podszedł do leżącego na podłodze przyjaciela i pomógł mu się podnieść.

- Co to było? - zapytał zdezorientowany ciemnowłosy.

- A jak myślisz? Foxy. Podszedłem do niego, a on nagle się obudził, zaczęła się noc i sru! zaczął mnie gonić, to analogicznie zacząłem spierdalać - odparł blondyn, dysząc ciężko.

- Podszedłeś do niego?! Pogrzało cię?! - wydarł się Weza.

- Tak, i do tego prawie zginąłem. Mam nauczkę, daruj kazania.

Weza westchnął cierpiętniczo, na co Elek machnął tylko ręką i podszedł do Adama. Dowiedział się, z kim się mierzą i stwierdził, że nie będzie to w cale trudne. Miał rację. Po kilku szybkich rundach z dostarczaniem pluszaków i świeceniem latarką po kątach, przestali się martwić. Dee Dee tym razem nie pojawiła się, z czego wszyscy trzej się cieszyli. Wciąż nie rozmawiali ze sobą, będąc skupionymi na zadaniu. Poza tym mieli też na głowie Music Man'a i nie chcieli robić bezsensownego hałasu. Zostały tylko dwie noce i prawdopodobnie będą wolni, zapowiada się cudownie. Jeśli pozostałe też będą tak proste, nie będzie problemu. Zostało już tylko kilkanaście minut, gdy stało się coś nieoczekiwanego. Mianowicie z głośników na korytarzach popłynęła melodia niesamowicie podobna do "It's Raining Men". Chłopcy przerazili się nie na żarty, gdy człowiek-muzyka zaczął trzaskać talerzami i do tego zadzwonił telefon. Blondyn podniósł słuchawkę, jednak nie odezwał się, dopóki nie usłyszał głosu po drugiej stronie.

- Wymień kolor, tylko ładny, naturalny - zaskrzypiał głos.

- O co ci kurwa chodzi? - warknał zirytowany Elek.

- Wymień kolor, tylko ładny, naturalny - powtórzył głos.

- Pomarańczowy - odparł, a słysząc pisk po drugiej stronie, odłożył słuchawkę.

Muzyka ustała, trzaskanie talerzami także. Mateusz czuł się idiotycznie, nie miał pojęcia, o co mogło chodzić w tej wiadomości, powiedział pierwsze, co przyszło mu do głowy. Wybiła szósta, zapanowała ciemność, a już po chwili światła w biurze wróciły. Trójka chłopaków wstrzymała oddech, przez to, co zobaczyli po środku pokoju. Sami już nie wiedzieli, czy lepiej mdleć, czy pozostać w świadomości.

~~~

Pooolsat! Jak myślicie, co zobaczyli nasi chłopcy? W sumie wyszło bez trupów, ale jeszcze się odkuję, może nie w następnym, ale na pewno.

Pozdrowionka

Wesoła kompania vs robotyczny gangOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz