Rozdział 9

179 9 0
                                    

****(Shawn)
Dni do długiego weekendu dłużyły mi się niemiłosiernie. Nie mogłem wysiedzieć w pracy, bo cały czas myślałem o wyjeździe do Szanghaju.
Kiedy w piątek skończyłem artykuł i poprawki do innego tekstu oraz doręczyłem wszystkie potrzebne dokumenty kierownikowi prawie wybiegłem z budynku redakcji. Chciałem jak najszybciej dostać się do mieszkania i sprawdzić czy wszystko na pewno spakowałem. Duża walizka stała już w przedpokoju, czekając na dzień podróży.
Bardzo się cieszyłem na ten wyjazd. Nie tylko dlatego, że nigdy nie byłem w Chinach. Mogłem też spędzić trochę czasu z Rose. Z nią i tylko z nią. Lei przyleci pózniej, bo wyjechał służbowo do Hiszpanii. Amy ma sesję w Los Angeles i też przyleci dopiero za dwa dni. Sytuacja nie mogłaby być lepsza.
Rose powiedziała, żebym nie martwił się o żadną organizację. Ona ma wszystko załatwić. Czyli wycieczka na pewno będzie udana. Mi pozostawało tylko sprawdzić paszport. Wszystko było na miejscu. Spokojnie wyszedłem z mieszkania i zamknąłem drzwi na klucz. Wsiadłem do taksówki i pojechałem na lotnisko.
Tam czekała już na mnie Rose. Stała przy wielkiej, srebrnej walizce i przeglądała coś w telefonie. Zaśmiała się najwidoczniej z czegoś zobaczonego w internecie. Uwielbiałem jak się śmiała. Po pierwsze, jej uśmiech był zaraźliwy, a po drugie... chyba po prostu mi się podobał z niewyjaśnionych bliżej przyczyn.
   Kiedy podchodziłem w jej stronę zauważyła mnie, poprawiając okulary przeciwsłoneczne. Przesunęła je na głowę i szeroko się uśmiechnęła.
-Gotowy?- zapytała się radośnie. Wzruszyłem ramionami.
-Oczywiście. -odparłem z udawaną obojętnością. Rose założyła ręce na piersi, niedowierzając mi.- Podróż jak każda inna.- dodałem od niechcenia.
-A tak serio?- lekko się zaśmiała. Miałem
nadzieję, że na moich policzkach nie pojawiały się rumieńce, kiedy patrzyłem się w jej piękne oczy.
-Chodźmy już do tego samolotu, bo zaraz zwariuję!- roześmialiśmy się razem i ruszyliśmy w kierunku odprawy.
Okazało się, że mamy bilety w pierwszej klasie. Miejsca były koło siebie. Wyglądały jak bardzo małe pokoiki. Fotele rozkładały się w łóżka, a na przeciwko nich były telewizorki. To była pierwsza podróż kiedy miałem tyle miejsca podczas lotu. Nawet jeżeli leciałem prywatnym samolotem to nie zdarzyło mi się mieć tyle przestrzeni.Dodatkowo przy oparciu każdego fotela stał koszyczek z przekąskami.
-Uuuu...-powiedziałem i chwyciłem koszyczek.-Żelki, czekoladowe draże, chipsy, orzeszki...-w pewnym momencie spojrzałem się na moją towarzyszkę.-Powiedz lepiej ile z tego chcesz mi zabrać.-Rose roześmiała się. Przestała układać sobie poduszki i zajrzała do koszyczka.
-Hmmm....-zmarszczyła brwi i wyglądała jak małe dziecko.-Wezmę tylko te żelki bo to moje ulubione, ale jestem się w stanie wymienić.
-Czyżby?-zapytałem, a ona kiwnęła głową.
-Jak najbardziej.
-To w takim razie...-teraz ja udałem, że się zastanawiam.-wezmę te czekoladowe draże. Akurat je lubię najbardziej.-wziąłem fioletowe opakowanie.
-Umowa stoi.-odparła z uśmiechem Rose.
  I tak pierwsze minuty drogi do Szanghaju spędziłem na cukierkowej wymianie.
  Stewardessa kazała nam już zająć miejsca, bo za chwilę będziemy zaczynali startować. Ułożyłem wszystkie rzeczy tak jak chciałem i usiadłem na swoim miejscu.
Dopiero wtedy poczułem jaki byłem zmęczony po całych tygodniach pracy. Do tej pory po prostu pracowałem z dnia na dzień i wypełniałem kolejne zadania, żeby jakoś dotrwać do długiego weekendu. Z Rose nie rozmawiałem w pracy za często. Z resztą nawet nie miałem okazji. Lei przychodził do niej praktycznie codziennie, a to bardzo utrudniało sprawę. Mimo tego co zaczynałem czuć do brunetki nie chciałem się narażać i wywoływać niepotrzebnych konfliktów.
   Rose usiadła na fotelu obok i przed startem wysłała wiadomości do Leia oraz Amy.
Za każdym razem, kiedy Rose kontaktowała się ze swoim chłopakiem byłem zazdrosny. Wiedziałem, że są parą, ale nic nie mogłem na to poradzić. Moje uczucia do niej nasilały się z każdym dniem. To zaczęło być trochę kłopotliwe. Inaczej jakby była sama. A w obecnej sytuacji miałem ograniczone pole do popisu.
Podczas lotu zacząłem też trochę rozmyślać o Szanghaju. Zastanawiałem się jak może wyglądać i jacy są Chińczycy. Wtedy dotarło do mnie, że tak naprawdę to zupełnie inna kultura, której do końca nie znam.
-Um,-spojrzałem się na Rose. Odwróciła głowę w moją stronę.-czy w Chinach są jakieś specjalne zwyczaje o których powinnienem wiedzieć, żeby się nie zbłaźnić?-zapytałem się żartobliwym tonem, ale traktowałem to poważnie. Zawsze należy szanować obyczaje innego kraju.
-W sumie to nie.-odparła Rose, ale zauważyłem, że zaczęła poważniej rozpatrywać moje pytanie.-Chińczycy zwykle najpierw mówią nazwisko potem imię. Jednak teraz coraz częściej używają angielskich imion, żeby łatwiej dogadać się z obcokrajowcami. Wtedy na pewno nie będziesz miał problemu ze zorientowaniem się, co jest imieniem, a co nazwiskiem.-roześmiała się.- Staraj się zawsze spróbować każdej potrawy. Ale innymi zwyczajami to się nie martw. W domu Leia łączy się tradycje wschodnie z zachodnią kulturą, więc nie będziesz wykluczony jeżeli zrobisz coś po swojemu.- uśmiechnęła się, a ja się ucieszyłem, że nie mam się czym przejmować. Dopiero po chwili dotarło do mnie co powiedziała.
-Będziemy mieszkać w domu Leia?- zapytałem zdziwiony i jednocześnie cały się spiąłem. Mam mieszkać w domu chłopaka, którego dziewczyna mi się podoba i którą chcę zdobyć? Nie wiem czy powinnienem. A raczej napewno wiem, że nie powinnienem. Wiedziałem, że muszę chociaż postarać się to odkręcić.
-Tak.- Rose wzruszyła ramionami.- To nie jest problem. A Lei ma mnóstwo miejsca, więc naprawdę nie będzie mu to przeszkadzać. -dodała.
-Nie chciałbym sprawiać kłopotu. Mogę się zatrzymać w jakimś hotelu.- próbowałem się jakoś wymigać od wizyty u Jianga.
-Nie ma mowy!- oburzyła się Rose.- Nie gadaj głupot. To ja Cię zaprosiłam i zapewniłam, że wszystko załatwię. Naprawdę nie będzie problemu jak ty się tam zatrzymasz. Ja i Amy robimy to często, więc nie przesadzaj. - powiedziała. Wzięła z koszyczka chipsy i zaproponowała, żeby obejrzeć jakiś film skutecznie zmieniając temat.
Okazało się, że filmy na telewizorkach są te same, ale ten co chcieliśmy obejrzeć nie działa na telewizorku u Rose. Uśmiechnąłem się do siebie, ponieważ to oznaczało, że będziemy oglądać na moim. A to oznaczało, że żeby coś widzieć Rose musi się przesunąć trochę na moje miejsce. Rozdzielały je tylko podłokietniki, dlatego złożyłem je i pozwoliłem przybliżyć się Rose.
  Na początku stykały się tylko nasze ramiona, ale i to sprawiało, że miałem ochotę skakać z radości. To uczucie zawsze pojawiało się kiedy przebywałem z Rose. Nie mogłem nad tym zapanować. Potem poczułem ja dziewczyna opiera głowę o moje ramię.
   Obojgu nam nie było zbyt wygodnie. Ja próbowałem się wygodniej ułożyć, a brunetka wierciła się bez przerwy. W końcu nie mogłem już tego znieść i odważyłem się objąć ją ramieniem. Spodziewałem się, że na mnie nakrzyczy albo zbyje, ale ona ułożyła się wygodnie na mojej klatce piersiowej i skupiła się na telewizorku.
  Dzięki temu nie widziała moich trochę zaczerwienionych policzków i mam nadzieję, że nie słyszała jak szybko wali mi serce. Co ta dziewczyna ze mną robiła?
Oglądaliśmy film już jakiś czas. Za okienkami samolotu panowała ciemność nocy. Włączyły się światełka delikatnie oświetlające wnętrza. Było bardzo sympatycznie. Usłyszałem ciche mruknięcie i zauważyłem, że Rose głęboko spała. Musiała być bardzo zmęczona. W redakcji zawsze dawała z siebie wszystko, a dodatkowo jeszcze pomagała mamie w zarządzaniu. Należał jej się ten wolny weekend.
Osunąłem się trochę w dół na siedzeniu, żeby głowa Rose przesunęła się jeszcze bardziej na moją klatkę piersiową. Uznałem, że tak będzie wygodniej nam obojgu. Nie miałem zamiaru jej odtrącać. Było zbyt miło.
W pewnym momencie podeszła do nas stewardessa z kocem.
-To dla państwa, żeby pana dziewczyna nie zmarzła. -uśmiechnęła się ciepło. Delikatnie się podniosłem i wziąłem od niej koc.
-Dziękuję.-odparłem. Kobieta odeszła, a ja przykryłem siebie i Rose kocem.
   Położyłem głowę na poduszce z uśmiechem. Nie chciałem wyprowadzać stewardessy z błędu. Perspektywa, że Rose jest moją dziewczyną bardzo mi się podobała i czułem się z tym wspaniale. Miałem nadzieję, że kiedyś to nie będzie tylko udawanie. Że kiedyś będę mógł to wykrzyczeć całemu światu.
*******
Po kilkugodzinnym locie nareszcie wylądowaliśmy w Szanghaju. Byłem w Chinach.
   Już samo lotnisko zrobiło na mnie piorunujące wrażenie. Na suficie zwisały lampy w kształcie sopli lodu, na które nie mogłem się napatrzeć. Pierwszy raz widziałem coś takiego.
Musiałem wyglądać jak typowy turysta, ponieważ rozglądałem się dosłownie za wszystkim. Za ludźmi, za sklepami, za drzewkami rosnącymi w środku lotniska, za płynącą małą rzeczką, a nawet za grupką bardzo kolorowo ubranych nastolatek. Wszystko wydawało mi się tak nowe, tak ciekawe i tak niesamowite.
  Oczywiście starałem się nie tracić Rose z oczu, żeby się nie zgubić. Jeszcze tego by brakowało. Może na lotnisku jeszcze ktoś mówił po angielsku, ale patrząc po mojej ekscytacji na dosłownie wszystko mogłem łatwo przejść nie przez tę bramkę co trzeba.
Nagle parę dziewczyn poprosiło mnie o zdjęcie. Na początku się zdziwiłem, bo tak naprawdę trochę się od tego odzwyczaiłem. Gdyby nie nagrody na półkach w moim mieszkaniu czy plakaty z tras w gabinecie zupełnie zapomniałbym, że kiedykolwiek byłem chociaż trochę sławny. Dlatego zrobiłem te zdjęcia z chęcią. Zawsze miałem specjalny stosunek do swoich fanów. To naprawdę cudowni ludzie. Poza tym od rozpoczęcia mojej przerwy już dawno nie miałem kontaktu ze swoimi fanami.
Kiedy wyszliśmy z lotniska nie poszliśmy w kierunku postoju taksówek. Co prawda moja przyjaciółka widocznie wiedziała gdzie iść, ale ja nie byłem co do tego przekonany.
Okazało się, że szliśmy na parking przy lotnisku. Moje oczy zrobiły się jak spodki, kiedy zobaczyłem, że Rose odblokowuje bardzo elegancką i zapewne bardzo drogą limuzynę. Zacząłem się zastanawiać ile ten wyjazd będzie miał gwiazdek. Oczywiście z tą szaloną dziewczyną nawet wyjazd pod namiot w głuchą dzicz miałby dla mnie maksymalną ilośc gwiazdek, ale... sam nie wiedziałem jak to nazwać. Miałem wrażenie, że wchodzę w jakąś kolejną strefę jej życia. Strefę, która bardziej należy do Leia niż do jej życia w Nowym Jorku.
   Stanąłem z walizką przed samochodem i za bardzo nie wiedziałem co zrobić. Nagle poczułem się dziwnie skołowany.Rose zdążyła włożyć swoją walizkę do bagażnika i czekała na mnie.
-No chodź Shawn.-pospieszyła mnie.- Przecież Cię ten samochód nie zje.- przewróciła oczami z uśmiechem i wsiadła do środka.
Otrząsnąłem się trochę i zrobiłem to samo co moja towarzyszka. Usiadłem na siedzeniu pasażera obok dziewczyny i zapiąłem pasy. Bawiłem się dłońmi. Zacząłem też oglądać wnętrze samochodu. Ładne czarne skórzane siedzenia, duże głośniki, drewniana czarna tapicerka. Musiał nieźle kosztować. Ale był też bardzo wygodny.
-To Twój samochód?- zapytałem, a Rose kiwnęła głową. Postanowiłem nic więcej nie mówić. Wyjechaliśmy z lotniska i zaczął się mój długi weekend w Chinach.
Jadąc przez ulice Szanghaju podziwiałem wszystko co tylko mogłem zobaczyć. To miejsce było zupełnie inne niż Toronto czy Nowy Jork. Czułem się jakbym wylądował w zupełnie innym świecie. Nowoczesne wieżowce i szklane zabudowania mieszały się z typową, tradycyjną architekturą. Zieleń miała zupełnie inny kolor. Była bardzo intensywna. Nie widziałem wcześniej takiego odcienia. Na ulicach nie było wiele kwiatów, ale za to dużo drzewek, krzewów i ozdobnych traw. Wszystko było naprawdę ZUPEŁNIE INNE.
   Ludzie na ulicach zajmowali się różnymi rzeczami.Jedna pani sprzedawał owoce, jakieś dzieci biegły za balonem, a jakiś mężczyzna z teczką przeciskał się przez tłum na przejściu dla pieszych. Zobaczyłem grupę młodych chińczyków ubranych w tradycyjne kimona. Trzymali urocze parasolki.
-Jak się nazywają takie parasolki?-zapytałem Rose, pukając palcem w szybę. Dziewczyna zatrzymała się na światłach i spojrzała się w pokazywanym przeze mnie kierunku.
-Oooo...masz bardzo dobry gust Shawn.-zaśmiała się. Wzruszyłem ramionami.-To są po prostu parasolki, ale ich tradycja sięga tysięcy lat. Kiedyś były drogie, bo robiono je z jedwabiu, ale są też robione z papieru. Bardzo wytrzymałego i naprawdę wyjątkowego.
-O.-odparłem.
-Myślę, że mógłbyś zobaczyć taką dla mamy i siostry jakbyś chciał.
-Pewnie. Mógłby im się spodobać taki prezent.-powiedziałem i poprawiłem się na siedzeniu.
Po przejechaniu części miasta Rose skręciła w dzielnicę willową. Chociaż wille to za mało powiedziane. Mijaliśmy istne pałace. Byłem w szoku. Niektóre domy były nowoczesne, ale większość została zaprojektowana w orientalnym stylu. Zapierały dech w piersiach. Przed niektórym stały jakieś nowoczesne samochody, których marek nie widziałem. Nie wiedziałem nawet gdzie szukać. Obok podjazdu jednej willi, która wyglądała jak stary pałac cesarza Chin stał helikopter. Oni mieli helikopter?! Na podjeździe?! Czy tylko ja wydawałem się tym faktem ogromnie poruszony?
Zatrzymaliśmy się przed wielką czarną, żelazną bramą. Czekaliśmy już chwilę i miałem mówić, że może trzeba gdzieś zadzwonić, ale zanim cokolwiek powiedziałem brama zaczęła się otwierać.Moja przyjaciółka zajechała na półokrągły podjazd a moim oczom ukazała się piękna willa z białego marmuru z czarnym spadzistym dachem, która musiała mieć ogromny metraż.
   Podjazd został zrobiony wokół wysepki z wielką wiśnią i kwiatami obok. Wejście było na lekkim podwyższeniu pod daszkiem, który podtrzymywały zdobione i rzeźbione kolumny. Nic nie widziałem przez zasłonięte z przodu okna, mimo że były ogromne. Jak widać Jiang bardzo dbał o prywatność.
Wyjąłem nasze walizki z bagażnika. Szczerze mówiąc, spodziewałem się jakiegoś lokaja, ale jak widać to byłoby już zbyt wiele na jeden dzień.
   Weszliśmy z bagażami do środka. Wnętrze było urządzone elegancko i stylowo. Widać, że zadbała o to osoba, która zna się na najnowszych trendach. Podłogę zdobiły marmurowe czarnobiałe płytki, a na czarnym stoliku ze złotymi nóżkami stał wazon z górą kwiatów.  Na prawo od stolika zauważyłem krótki korytarz i schody, które, jak się domyśliłem, prowadziły na górne piętro. Albo piętra. Wszystkiego się mogłem teraz spodziewać.
  Poza tym Rose miała rację jeśli chodzi o ilość miejsca w tym domu. Już sam korytarz był wielkości mojego salonu z kuchnią. Metraż naprawdę robił wrażenie.
-Panie Lin! Jesteśmy!-krzyknęła Rose. Nie miałem pojęcia o kim mówiła. Nie wspominała go wcześniej.Po paru minutach z pokoju obok wyszedł starszy mężczyzna w eleganckiej koszuli i kamizelce. Czyli jednak lokaj?
-Rose!- rozłożył ręce z uśmiechem i przytulił moją przyjaciółkę.- Jak dobrze, że jesteś. Bez Ciebie jest tu tak pusto. - dziewczyna roześmiała się na jego słowa. Chociaż może to nie jest lokaj. Raczej nie spoufala się tak ze zwykłym służącym. Tak mniemam. Nigdy żadnego nie miałem.
-Też się stęskniłam za tym miejscem.-odparła radosna.- A to jest właśnie Shawn o którym wspominałam.- wskazała na mnie. Przywitałem się z uśmiechem.
   Pan Lin wydawał się bardzo sympatyczny, ale zanim się uśmiechnął zobaczyłem dziwny grymas na jego twarzy. Jakby nie był zadowolony z faktu, że tu jestem. Jednak nie mógł sobie pozwolić na nieprofesjonalizm i powiedzieć mi tego wprost.
-Odświeżcie się po podróży, a ja zaraz powiem, żeby podano kolację.- odparł pan Lin.- Będzie nas dzisiaj trochę więcej.- dodał tajemniczo i nie chciał nic więcej powiedzieć. Rose zdziwiła się na tę wiadomość, ale zaraz potem wskazała mi ręką schody, które zauważyłem wcześniej i weszliśmy na piętro. Okazało się, że było tylko jedno.
Rose wskazała mi pokój gościnny, a sama poszła do sypialni Leia gdzie, jak się szybko zorientowałem, zawsze nocowała w czasie swoich odwiedzin. Poczułem dziwne ściśnięcie w żołądku, mimo że nie powinienem. Była jego dziewczyną na litość boską! Człowieku! Normalne, że śpi w jego pokoju!
Wszedłem do wielkiej sypialni. Po lewej stronie stała kanapa,przed nią stolik kawowy a pod oknem czarna plazma. Widok z wielkich okien rozciągał się na dzielnicę willową.Na lewo była łazienka. W głębi pokoju stało łóżko, a za nim zauważyłem szklane przesuwane drzwi. Okazało się, że to była garderoba. Nie wiem czy nie większa niż sama łazienka. Mimo to nie chciałem się w niej za bardzo rozgaszczać. Dziwnie się z tym czułem.
   Usiadłem na łóżku i zastanawiałem się po co ja w ogóle zgodziłem się tu przyjechać. Zewsząd otaczała mnie obecność Leia Jianga, mimo że go tu nie było. Mało tego, że czułem się przytłoczony, czułem się trochę przygnębiony. Nie zdawałem sobie sprawy jak bardzo Rose jest związana ze swoim chłopakiem i z Szanghajem. Miałem nadzieję, że może to nie jest tak poważny związek. A tutaj okazuje się, że ta willa to prawie jej drugi dom. Realizacja mojego planu może wcale nie być taka łatwa jak mi się wydawało.

Our New York HistoryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz