Rozdział 21

156 7 0
                                    

*****(Shawn)
   Po koncercie zostaliśmy jeszcze na kilka dni w Los Angeles. Nie wiedziałem, że z Rose i reszty paczki to tacy imprezowicze. Obskoczyliśmy chyba wszystkie kluby w LA. Każdy wieczór to była jedna wielka impreza. Dalej się zastanawiam jak byliśmy w stanie wstawać każdego kolejnego dnia.
  Najbardziej byłem zaskoczony Nicolasem. Jak go poznałem był dość cichą osobą i sam mówił, że nie lubi za bardzo jak jest w miejscu gdzie jest mnóstwo ludzi. I nie lubi imprez. Dodatkowo wydawało mi się, że nie przepada za mną. Nie mówiłem tych przemyśleń Rose, bo wiedziałem jak bardzo go lubi.
  Jednego wieczoru nie poszliśmy do klubu. Zabrałem Rose na spacer po plaży. Lucy i Nico poszli na wrotki, a Amy i Dylan ogólnie byli zajęci sobą. Miałem swojego aniołka tylko dla siebie.
   Sprawdziłem konta na portalach społecznościowych. Twitter to aż wrzał. Tyle spekulacji i pomysłów ludzie byli w stanie wymyślić, że aż zadziwiała mnie ich kreatywność. Jedną tylko rzecz pisali prawdziwą. Mam dziewczynę.
   Przechadzałem się właśnie z nią po plaży. Woda podlewała nasze stopy, a ja przytulałem ją do siebie ramieniem. Słońce powoli zachodziło, a niebo stawało się bardziej pomarańczowe. Czułem się trochę jak w jednym z tych romantycznych filmów i bardzo mi to odpowiadało.
-Rose?-zagadnąłem dziewczynę. W sumie chciałem się ją o coś zapytać już od jakiegoś czasu, ale nigdy nie byliśmy sami, a w obecności innych było mi głupio to robić.-Czemu nie powiedziałaś mi o Nicolasie?-Rose uśmiechnęła się słabo.
-Teraz chyba przyszedł moment, żeby Ci w końcu wyjaśnić dużo rzeczy. Zgaduję, że na wiele szukasz odpowiedzi.-w sumie jak tak się zastanowiłem to odkąd ją poznałem miałem parę pytań dotyczącej jej i ogólnie jej życia. Była młodą dziewczyną, którą stać na prawie wszystko, miała wystrzałowe mieszkanie, super mamę i przyjaciółki z którymi jak chciała to leciała gdziekolwiek chciała jakby to było pstryknięcie palcami.
-Szczerze? To tak. Zaintrygowałaś mnie Winchester...-powiedziałem, zagradzając jej drogę i oplatając ręce wokół jej talii.-Słucham.-dodałem. Rose nic nie powiedziała tylko mnie pocałowała. Złapała za rękę i dała znać, żebyśmy usiedli na piasku.
-Wiesz...Nico to osoba, która jest mi bardzo bliska. -dziewczyna zaczęła bawić sie piaskiem. Odchyliłem się, podpierając się na łokciach.-Ale od początku. Ja i Lucy...to może zdziwić...lub nie,-wzruszyła ramionami.-ale jesteśmy bliźniaczkami.-spojrzałem się na nią z rozszerzonymi oczami do granic możliwości.
-Co?! Jak to?!-usiadłem po turecku i spojrzałem się na Rose. Tak, były podobne, ale jakoś nigdy nie połączyłem faktów. Moja dziewczyna zaczęła się śmiać.
-Tak jakoś wyszło. Amy poznałyśmy w gimnazjum. Od tamtej pory tworzymy najlepsze trio na tej ziemi.-rozłożyła ręce z udawaną skromnością.-Gimnazjum było naprawdę fajne, ale przed ostatnią klasą zaczęły się w nim pojawiać...No cóż...małe problemy. Nie było tak miło jak wcześniej, a w szkole zaczęły rządzić szemrane towarzystwa. Dlatego zdecydowałyśmy się na szalony krok. Moja babcia jest Włoszką. Razem z dziadkiem mieszkają w Mediolanie. Dziadek jest Amerykaninem, ale zakochał się w tamtym mieście. W każdym razie, na ostatnią klasę gimnazjum i na dwie liceum mieszkałyśmy w Mediolanie. To był jeden z najlepszych wyborów w moim życiu. - uśmiechnąłem się do siebie. Ta dziewczyna zadziwia mnie coraz bardziej. W sumie włada biegle czterema językami. Umie też hiszpański. Tak jak Amy i Lucy.- Tam poznałyśmy Nicolasa. Ja dogadywałam się z nim najlepiej. Byliśmy bardzo blisko, jednak jak to w życiu bywa pojawiają się kryzysy. Mieliśmy taki. Nie byliśmy w stanie się porozumieć. Wiesz, weszła pomiędzy nas trzecia osoba. Dziewczyna. Udało jej się nas poróżnić, ale ja się nie poddałam. Walczyłam o niego. Nie mogłam dać sobie powiedzieć, że może coś się skończyło. Kłóciliśmy się, wyrzucaliśmy sobie i nie umieliśmy normalnie porozmawiać. Raz nawet dostał z liścia za bycie dupkiem.-widziałem w jej oczach, że to bardzo bolesne wspomnienie. Nie wiem czy komuś jeszcze to mówiła, ale jej oczy się zaszkliły, kiedy głęboko wciągnęła powietrze.
-Spokojnie.-położyłem jej dłoń na plecach. Rose uśmiechnęła się do mnie i kontynuowała.
-Nie mogłam zrozumieć, że najlepszy przyjaciel dał się tak zbałamucić. I to przez kogo? Przez jakąś dziewczynę...-prychnęła pod nosem.- Zobaczyłam, że nie dam rady już sama się o nas starać i postanowiłam zacząć wszystko od nowa. Powoli małymi kroczkami znowu budowaliśmy naszą znajomość. Ból jaki przeżywałam podczas tego kryzysu zrozumiem tylko ja. Będę go pamiętać do końca życia, ale cieszę się, że się nie poddałam. Dlatego nie wspominałam Ci o Nicu. Jest dla mnie bardzo ważny i nie chciałam kogoś obcego poznawać od razu z moim najlepszymi przyjaciółmi. Żeby znowu nie wyszło jak wtedy.-powiedziała. Powoli przetwarzałem jej słowa.
   Na początku zrobiło mi się trochę przykro, że mi nie mówiła o Nicu, ale potem zrozumiałem, że skoro już to zrobiła to jestem jej bliski. Zrozumiałem też jak bardzo bliską osobą jest Nico. Nie mogę udawać, że nie, bo poczułem nutkę zazdrości o dziewczynę.
-No dobra!-Rose usiadła twarzą do mnie, a bokiem do oceanu.-To teraz ty mi powiedz coś o sobie. Niech się trochę dowiem o Shawnie Mendesie.-roześmiałem się na jej słowa.
-Równie dobrze możesz poszukać w internecie.-wzruszyłem ramionami. Rose przewróciła oczami.
-Jejku Shawn...-zaczęła.-Ja chcę się dowiedzieć czegoś o Shawnie. Po prostu Shawnie, a nie Shawnie Mendesie jako o piosenkarzu i autorze tekstów.-spojrzała się na mnie z ciepłym uśmiechem. Pamiętam jak się otworzyliśmy przed sobą pierwszy raz na dachu wieżowca. Teraz widocznie nadszedł drugi moment.
-Hmmm...całe życie dorastałem w Kanadzie. Tam mam najwięcej przyjaciół. Felixa poznałem jeszcze jak byłem mały. Od tamtej pory jesteśmy nierozłączni. Nie mieliśmy nigdy takiego kryzysu jak ty i Nico. Chociaż jak teraz myślę to było blisko. O mało co nie pokłóciliśmy się o filmiki na Vine. Był moment, że wstawialiśmy swoje filmiki na zupełnie oddzielnych kontach. To nie sprawdziło się na dłuższą metę. Postanowiliśmy zawrzeć rozejm. Wiesz, jak to chłopcy. Możemy się pobić, ale i tak będziemy się lubić.-Rose zaczęła się śmiać, odchylając głowę do tyłu.- Taka prawda.-dziewczyna znowu zaczęła się śmiać.- Kiedy odkrył mnie mój menadżer Andrew i podpisałem swój pierwszy kontrakt stałem się bardziej rozpoznawalny. W sumie to oczywiste.  W szkole coraz więcej ludzi chciało się ze mną zadawać. Ci sami którzy mnie wyśmiewali zapraszali mnie na imprezy, spotkania. Wtedy zapomniałem o moich prawdziwych przyjaciołach. Felix nawet się ode mnie odsunął, ponieważ powiedział, że nie będzie się zadawał z zarozumiałym popularsem. Pogubiłem się. Kiedy pojechałem na pierwszą trasę nie miałem się prawie do kogo odezwać. Ci nowi znajomy dzwonili tylko, żeby im coś załatwić dzięki mojej popularności. Może to głupie, ale dopiero wtedy zdałem sobie sprawę, że jeżeli czegoś natychmiast nie zrobię to stracę swoją paczkę. Zaprosiłem ich na jeden ze swoich koncertów. Jakoś dali się namówić. Tak jak ty z Niciem powoli odbudowywaliśmy swoją relację. Cały czas mam z nimi kontakt. Z fałszywymi znajomymi go uciąłem.-powiedziałem. Spojrzałem się na ocean. Słońce zaczęło zachodzić za horyzontem.
-Cieszę się.-Rose złapała mnie za rękę.-Teraz masz też nowych znajomych.-dodała z uśmiechem. Odwzajemniłem go i przytuliłem ją mocno do siebie.
-I najlepszą dziewczynę na świecie.-pocałowałem ją w czubek głowy. Rose zachichotała i wtuliła się we mnie. Potem wstała i poszła w stronę oceanu. Kiedy do niej podchodziłem chlapnęła mnie wodą. Zaczęła uciekać ze śmiechem, a ja zacząłem ją gonić. Rose była w miarę szybka, ale ja szybszy. Jak już ją złapałem przewróciliśmy się na piasek. Woda podmywała nas, że po chwili byliśmy prawie cali mokrzy. Dziewczyna uśmiechnęła się i mnie pocałowała. Żeby dostawać takie pocałunki to ja mogę i cały dzień siedzieć w wodzie.
*^*^*^*^*^*^*^*^*^*^*^
    Nie chciało mi się wracać z Los Angeles. Ale niestety. Trzeba pracować. Powrót do szarej rzeczywistości trochę mnie przytłaczał. Tak samo jak natłok obowiązków, które zostawiłem sobie oczywiście na ostatnią chwilę. To był błąd. Teraz będę siedział nad tymi papierami do wieczora jak nie do rana, a byłem wykończony podróżą. Postanowiłem, że zanim usiądę do pracy to się zdrzemnę.
   Byłem bardzo niewyspany i prawie potykałem się o własne nogi. W windzie wyjąłem klucze do swojego mieszkania, upuszczając je dwa razy. Jednak na korytarzu dostałem orzeźwienia jakby ktoś wylał na mnie kubeł lodowatej wody. Przed moimi drzwiami stał Lei Jiang.
   Nie trudno się domyślić, że wyglądał jak model z okładki Vogue'a. Przechadzał się przed moimi drzwiami i chyba czekał...na mnie. Kiedy tylko mnie zobaczył skrzyżował ramiona i śledził każdy mój ruch.
   Podszedłem niepewnie, ciągnąć swoją walizkę. Zastanawiałem się czy będzie może chciał mnie zabić czy najpierw ogłuszyć i zabić w moim mieszkaniu, żeby nie było widać.
-Hej.-powiedział. To było tylko ,,hej", a ja miałem wrażenie, że zaraz mnie coś rozsadzi od środka. Skoro nie chciał mnie zabić to chodziło mu o Rose. Napewno mu chodziło o Rose. Wtedy szok zmienił się w złość, która eskalowała we wściekłość.
-Czego chcesz?-odparłem sucho, starając się pewnie otworzyć drzwi do mieszkania.
-Porozmawiać.-odparł spokojnie. Za spokojnie! Ja byłem się gotowy nawet z nim pobić, a on jest oazą spokoju.
-My chyba nie mamy o czym.-odpowiedziałem i chciałem wejść do mieszkania, ale Lei zagrodził mi drogę.
-A mi się wydaje, że mamy więcej niż Ci się wydaje. Radzę Ci mnie wpuścić.-powiedział już tonem bardziej wyzywającym. Postanowiłem, że go wpuszczę. Nie chciałem zwracać uwagi sąsiadów. Jeszcze tego by brakowało...
  Zamknąłem drzwi, a walizkę zostawiłem w korytarzu pod ścianą. Lei już usiadł w salonie i rozglądał się po pomieszczeniu. Nie miałem zamiar mu proponować żadnej kawy. Chciałem, żeby wyszedł jak naszybciej.
-O co Ci chodzi?-zapytałem się, krzyżując ramiona. Lei zwrócił na mnie uwagę i rozsiadł się wygodniej na kanapie.
-Wiedziałem, że moje domysły się sprawdzą i odbijesz mi Rose.-zaczął, a ja już miałem ochotę strzelić go w twarz.
-Rose to nie piłka, żeby ją odbijać.-powiedziałem, a Jiang zaśmiał się sarkastycznie.
-Bronisz jej i nie watpię w Twoje uczucia Mendes....-odparł spokojnie. Nie miał w co wątpić. Kochałem tę dziewczynę jak jeszcze nikogo na świecie.-Ale ja byłem z nią o wiele dłużej i lepiej ją znam. Wiem, że mnie kocha.-myślałem, że się roześmieję na jego słowa.
-Teraz to chyba sobie żartujesz.-powiedziałem.-Kontrolowałeś ją i zacząłeś traktować jak swoją własność. Wolałeś pracę i zostawiałeś ją na całe tygodnie. I ty myślisz, że po tym co razem przeżyliśmy z Rose ja Ci uwierzę, że ona kocha Ciebie, a nie mnie? Jeżeli tak to nie masz tu czego szukać.-rozłożyłem ręce.
-Mieliśmy kryzys. Ty to wykorzystałeś Mendes. Rose teraz jest Tobą zauroczona. Nie myśli logicznie. Po prostu dałeś jej to czego ja w tej chwili nie jestem w stanie. Coś co ja też kiedyś robiłem. Coś za czym w tej obecnej chwili tęskni.-jego słowa trochę wybiły mnie z pewności siebie. Że niby miałem być dla niej odskocznią od problemów? Gdyby sytuacja się zmieniła wróciłaby do Leia? Jednak nie mogłem swoich watpliwości pokazać Jiangowi.
-Słuchaj,-wyciągnąłem przed siebie dłoń.-nie wiem po co to mówisz, ale Rose to teraz moja dziewczyna. NIE KOCHA CIĘ JUŻ. Dlatego zostaw nas w spokoju.-powiedziałem ostro.
-A powiedziała Ci, że zatrudniono Cię tylko żeby podnieść liczbę czytelników i rozkręcić redakcję?-wbiłem w niego zdziwione spojrzenie.-Czyli nie.-roześmiał się Lei.-Jednak jej nie znasz Mendes...nie nasz...-wstał z kanapy i podszedł do mnie.-Dlatego pozwolisz jej do mnie wrócić, a sam wyjedziesz i ona nigdy Cię nie zobaczy.-na początku nie zrozumiałem jego słów. Dopiero po jakimś czasie do mnie dotarły.
-Nigdy. Wyjdź stąd i w ogóle nie wracaj.-wskazałem na drzwi. Lei pokręcił głową.
-Zrobisz to, ponieważ inaczej Twój powrót do muzyki będzie inny i bardziej spektakularny niż sobie planowałeś. I to nie w tym pozytywnym znaczeniu.-włożył ręce do kieszeni.-Ponad to nie chcesz chyba, żeby redakcję Winchesterów przejęła jakaś obca firma, pozbawiła ich czytelników i doprowadziła do bankructwa prawda?-spoglądałem na niego i nie wiedziałem co mam o tym myśleć i co ten człowiek robił w tamtym momencie.- A Twój przyjaciel jest producentem muzycznym prawda?-zadał pytanie, ale doskonale znał na nie odpowiedź.- Dobrze wiesz, że mężczyźni oskarżeni o zbyt lepkie ręce potem często marnie kończą w naszych czasach.-wtedy zrozumiałem. On mnie szantażował. Typ mnie bezczelnie szantażował.
-Nie będziesz mnie szantażował. Nie masz prawa rządzić moim życiem!-wykrzyknąłem w końcu. Miałem rację, ale czułem się przy nim jak małe dziecko, które nie może nic zrobić.
-Nie chcesz się przekonać czy to co powiedziałem jest możliwe Shawn.-pierwszy raz nazwał mnie po imieniu. We mnie aż wrzało z wściekłości. Zaciskałem pieści, a moje usta zamieniły się w wąską linię. Lei podszedł do mnie jeszcze bliżej.-Rose była, jest i zawsze będzie moja.-powiedział tylko i wyszedł.
   Jakiś czas po jego wyjściu stałem w tym samym miejscu z dalej zaciśniętymi pięściami. Miałem ochotę rozwalić wszystko co było wokoło mnie. Nawet ściany mieszkania. Jednak w rzeczywistości nie wiedziałem co robić.
   Kiedy późnym wieczorem położyłem się w łożku nie mogłem zasnąć. W uszach dźwięczały mi słowa Leia. Zwłaszcza o powodzie mojego zatrudnienia. Nie chciałem się tym przejmować, ale nie byłem w stanie. Tak samo jak tym, że mogę być dla Rose tylko odskocznią od jej kryzysu z Jiangiem. Wiedziałem, że nie powinnienem poddać się szantażowi chłopaka, ale nie chciałem sprawdzać jego wpływów. Naprawdę polubiłem swoją pracę i nie mogłem sobie wyobrazic, że redakcja mogłaby upaść. I to jeszcze upadłaby przeze mnie. Cała praca rodziny Winchester przepadłaby bezpowrotnie. Nie mogłem zrujnować też kariery Felixa i swojej. Jeżeli chcę wrócić do muzyki to nie mogę tego zrobić w atmosferze skandalu. Przed zaśnięciem zdałem sobie sprawę, że tak naprawdę Lei chyba nie dał mi wyboru.

Our New York HistoryTempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang