Rozdział czterdziesty piąty

1.7K 94 2
                                    

Katrina:
Kiedy docieramy do zamku nadal nie wiem co myśleć o dziwnej rozmowie mamy z ojcem Rozell. Co prawda mama wspominała kiedyś o tym że zna jakąś kobietę, i że podobał je się jakiś mężczyzna, jednak nie wiedziałam dokładnie kto to jest. A tu nagle okazało się że jest to zarządca miasta. Którego córką jest Rozell...
Król prowadzi nas do jakiejś sali, chyba jest to taka w której odbywają się różne spotkania. Wskazuje nam krzesła, na których wszyscy siadamy. Przez chwilę trwa cisza. Brian siedzi na kolanach matki i rozgląda się po pomieszczeniu. Ona za to wciąż rozmawia z ojcem Rozell, wspominając jakieś stare czasy.
-A co u twojej żony, Elinor? -pyta mama.
-Wszystko dobrze. -odpowiada jej. -Z resztą wiesz jaka ona jest. Pilnuje każdego, i boi się że coś się stanie.
-Czyli nic się nie zmieniła. -odpowiada mama ze śmiechem. - Nadal ostrożna.
-Jak zawsze.-zgadza się z nią Henry. -A twój mąż? Chyba dobrze pamiętam że kogoś sobie znalazłaś?
-Tak...-mówi mama. -Mój mąż był dobrym człowiekiem. Ale...nie żyje. Już od paru lat.
-Współczuje. -odpowiada Henry zaskoczony.
-Nie chciałbym przerywać waszej rozmowy, ale chciałbym porozmawiać na temat obecnych zdarzeń. -przerywa im król. Bardzo dobrze wyczuł że mama nie chce rozmawiać o zmarłym ojcu. -Katrino, czy czujesz się już lepiej?
-Tak, czuję się już dobrze. -odpowiadam. Kątem oka zerkam na Jasona. Chłopak bierze mnie za rękę chcąc dodać mi otuchy.
-Coś ci się stało? -pyta zatroskana mama.
-Chcielibyśmy wraz z Katriną wam coś przekazać. -zaczyna Jason. Ja nie mam tyle odwagi by to powiedzieć. Jak zareaguje mama? Do tej pory nawet nie miała ze mną kontaktu, zapewne bardzo się o mnie martwiła, a tu nagle ma się dowiedzieć że zostanie babcią?
-Katrina jest w ciąży. -mówi od razu.
Zapada cisza. Ojciec Jasona wpatruję się w nas jakby nie zrozumiał swojego syna. Clark ma podobną minę do niego. Spoglądam na mamę. Chyba nie wie co powiedzieć.
-Powiem ci siostra, że tego się po tobie nie spodziewałem. -odzywa się jako pierwszy Thomas. -Ale na każdego najwyraźniej przyjdzie czas. Gratulacje.
-Dziecko drogie. -mówi mama, po czym zsadza Briana ze swoich kolan, podchodzi do mnie i
mnie przytula. -Mam nadzieje że postąpiłaś właściwie wybierając tego chłopaka. Gratulacje. -szepcze mi do ucha.
Po chwili odsuwa się ode mnie. Zaskoczyła mnie swoją reakcją. Spodziewałam się że będzie robić mi pretensje o to że nie skontaktowałam się z nią wcześniej i nic nie powiedziałam o uczuciu łączącym mnie i Jasona.
Kobieta teraz zwraca się do chłopaka.
-Nie znam cię chłopcze, ale wierzę, że moja córka dokonała właściwego wyboru powierzając ci swoje serce. -mówi do niego. Dostrzegam na twarzy Jasona lekki strach. -Dbaj o nią.
Mama wraca na swoje miejsce.
-Dobrze...rozlega się cichy głos króla. -To dość zaskakująca wiadomość. Wierzę jednak że oboje jesteście dość gotowi i odpowiedzialni do waszych przyszłych ról. Gratuluję wam.
Nie wiem co powiedzieć. Nie spodziewałam się takich słów po ojcu Jasona. Chłopak również jest zaskoczony, zapewne nie spodziewał się takiego obrotu sprawy.
-Jednak chyba teraz powinniśmy skupić się na tej wojnie. -ponownie się odzywa. -Chyba nie chcielibyście by wasze dziecko wychowywało się w takich czasach? Musimy wygrać ją, żeby zbudować lepsze społeczeństwo.
-Coś mi się przypomniało. -odzywa się nagle Thomas. -Nie mam pojęcia czy jest to prawdą, ale ludzie u nas w mieście gadali że Peter zaczął romansować z tą całą Veronicą.
Król spogląda na niego zaskoczony.
-Romansować? -pyta. -Czy ten chłopak nie ma już za grosz moralności? Najpierw wyrzuca swoją mate ze stada, a teraz nawiązuje romans z czarownicą. To wywoła totalny kataklizm.
-Są siebie warci... -szepczę cicho pod nosem.
-Pytanie tylko czy przypadkiem razem nie doprowadzą do upadku stada. -wtrąca się mama. -Odkąd cię wyrzucił trochę się pogorszyło. Peter trochę zaniedbuje obowiązki Alfy. Jeden z bet zdradził mi że bardzo często nie wychodzi ze swojej sypialni...w której jest razem z Veronicą... Całe stado huczy od płotek o ich romansie. A żadne z nich zupełnie nie stara się by w jakikolwiek sposób rozwiać te plotki.
-Najwidoczniej chce szybko znaleźć stadu Lunę na zastępstwo Katriny. -mówi cicho Clark.
-Lepiej żebyśmy mieli już tą wojnę za sobą. -wzdycha król. -Wtedy wszystko byłoby łatwiej...
Jego słowa przerywa kaszel Briana. Spoglądam na brata. Chłopiec krztusi się, zakrywając rączką usta.
-Przeziębił się? -pytam matkę.
-Nie, wszystko było w porządku. -odpowiada mi sprawdzając czoło Briana. Wilkołaki nie mogą chorować na takie zwykłe choroby, więc jest to trochę niepokojące.
-Może miał kontakt z jakąś podejrzaną rośliną. -sugeruje król. -Swego czasu matka Petera podtruwała pewne osoby ze stada...
-Sugeruje król że Peter miałby mi otruć syna? -mama jest zaskoczona. -To niedorzeczne. Dlaczego niby miałby to zrobić?
-A dlaczego chciał was zabić? -pytam. -Dlaczego niby zaciągnął was tutaj? To chyba logiczne że robi to wszystko żebym się załamała.
-On ma jakieś dziwne krostki na karku. -stwierdza Lana przyglądając się Brianowi. Mama sprawdza jego kark. Po chwili zamiera, zasłaniając usta dłonią.
-Pietrunka maligniowa...-szepcze.
-To nie możliwe. -stwierdza król. -Ta roślina jest wymarła, nie widziano jej od lat...
-Co to właściwie jest? -pyta Thomas.
-To taka roślina która potrafi struć wilkołaki. -odpowiada król. -Podaje się ją w jedzeniu, można ją łatwo rozrobić jak zwykłą przyprawę. Wywołuje właśnie takie krosty, pojawiają się również wymioty i brak apetytu. Z czasem chory nie jest w stanie nic przełknąć, co doprowadza do śmierci poprzez głód.
-Co? -pytam równocześnie z Thomasem.
-Brian może umrzeć? -odzywa się przerażona Lana.
-Co? -mówi chłopiec słysząc jej słowa.
-Nie bój się, kochanie, na pewno nie umrzesz. -mówi mama chcąc go pocieszyć. Jednak w jej oczach można dostrzec strach o chłopca.
-Może jednak jest na to lekarstwo...-mówi Henry.
-Kiedyś nic nie mogło na to poradzić. -odpowiada król. -Nie mamy jednak pewności czy medycyna nie poszła na przód i czy ktoś nie wynalazł na to antidotum.
-Mamusiu, słabo mi. -mówi Brian.
-Proponuje położyć syna do łóżka. -mówi król, wstając. -Musimy to leczyć objawowo, innego wyjścia nie ma.
Po chwili wychodzi wraz z mamą niosącą Briana. Lana idzie za nimi. Spoglądam na Thomasa. Oboje dobrze wiemy że przez tego pchlarza nasz brat może stracić życie.
Nadszedł czas by Peter zapłacił za swoje czyny.







Hej
Chciałabym was powitać po mojej długiej nieobecności tutaj. Bardzo przepraszam was za dość długi czas niewstawiania rozdziału, jednak po prostu nie miałam do tego weny ani chęci. Obowiązki szkolne również nie za bardzo mi na to pozwalały. Postaram się jednak teraz ogarnąć tą książkę, oraz w jakiś sposób dotrwać do jej końca.

Przeznaczona Alfie ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz