Rozdział pięćdziesiąty

1.1K 56 2
                                    

Rozell:
Słysząc głos dziewczyny, zamarłam. Patrzę się na nią, tak jak ona patrzy się na mnie. Przez chwilę nie dociera do mnie co powiedziała. Lymon ociera się o mnie, wyraźnie czuje jego zdenerwowanie. Ale zaraz. Nazwała mnie Katriną. Może ją zna.
-To nie ona. - odpowiadam. -Ale znam ją. Jestem jej...znajomą.
-Wchodźcie. -mówi dziewczyna.
Wchodzę do jej domu, ciągnąc za sobą Elinę.
-Jestem Vanessa, jej przyjaciółka. - przedstawia się dziewczyna. Więc to o tej dziewczynie mówił Thomas. -A ty?
-Rozell Wałta. - przedstawiam się, chcąc zachować resztki kultury. - Ja... To długa historia.
-Rozumiem. -mówi Vanessa. -Ale Katrina jest bezpieczna?
-Tak. -odpowiadam jej. Nie jestem pewna czy mówić jej o ciąży dziewczyny.
-Więc po co tu jesteście? -pyta. -Zauważyłam was przez okno. Nie byłam tylko pewna czy to ona. Peter by ją chyba zamordował, gdyby się tu pojawiła...
-Jej brat zachorował. -odpowiadam, nie zwracając uwagi na ostatnie zdanie wypowiedziane przez nią. - Ten młodszy. Więc przyjechaliśmy tu po pomoc czarownicy.
Elina spogląda na mnie zdegustowana, jakby nie uważając, że pomaga nam z dobroci serca.
-Brian? -pyta zdziwiona Vanessa. - Ale nic mu nie będzie?
Nie odpowiadam, jedynie kieruje swoje spojrzenie na Elinę.
-Zrobię co w mojej mocy by go uzdrowić. -mówi.
Po chwili rozlega się pukanie do drzwi. Razem z Eliną patrzę na nie zaskoczona, oczekując ataku. Vanessa uchyla drzwi, jednak po chwili otwiera je szeroko, wpuszczając do środka Thomasa i Clarka.
-Vanessa. -mówi Thomas, po czym przytula dziewczynę.
-Co się dzieje? -pyta Vanessa, gdy się rozdzielają. -Rozell powiedziała, że Brian jest chory.
-Otruty. - wyjaśnia chłopak. -Pietrunką maligniową. Dlatego potrzeba nam pomoc czarownicy. Ale to nie ważne. Musimy się stąd wydostać. Ledwo co go zgubiliśmy. Nie mamy dużo czasu za nim nas znajdzie.
-Wyprowadzę was piwnicą, wyjście znajduje się po drugiej stronie domu. -proponuje Vanessa. - W płocie znajduje się dziura, którą możecie wyjść.
-Będziemy ci dozgonnie wdzięczni, Vanesso. -odzywa się Clark.
Dziewczyna prowadzi nas do wejścia do piwnicy, by po chwili spomiędzy korytarzy stosów różnych gratów wyprowadzić nas tylnym wyjściem.
Przez chwilę mocuje się z zamkiem, po czym otwiera drzwi, i wypuszcza nas do ogrodu.
-Tutaj jest dziura w płocie. -Vanessa prowadzi nas do drewnianej konstrukcji, pokazując wspomniane wyjście w dziurawych belkach.
Pierwszy przechodzi Clark. Ja idę za nim. Wpycham się do przejścia, jednak nie daje rady przedostać się w całości na drugą stronę. Clark pomaga mi wyjść z tej dziury, uśmiechając się przy tym. A niech tylko o tym komuś powiem, to nie ręczę za siebie. Lymon podąża za mną, mojemu dajmonowi lepiej wychodzi przejście na drugą stronę.
Kolejna przechodzi Elina, mamrocząc coś pod nosem, co brzmiało tak, że nie przystoi jej przechodzić przez płoty. Znalazła się wielką paniusia i damulka.
Thomas został po drugiej stronie.
-Pozdrów ode mnie Katrinę. -słyszę głos dziewczyny.
Po chwili i on przechodzi przez płot, dołączając do nas. W pośpiechu wchodzimy w las, starając się iść szybkim tempem.
Nie wiem jakim cudem jeszcze nikt nas nie wytropił, chyba mamy po prostu szczęście. Clark szybko prowadzi nas między drzewami, jednak Thomas nagle się zatrzymał. Spoglądam na niego. Chłopak patrzy w stronę zabudowań, jednak nie rusza się.
-Peter dorwał Vanessę... - mówi cicho.
Clark zatrzmuje się, spoglądając na niego. No chyba nie będą teraz robić postoju z takiego powodu.
-Chodź już, bo i ciebie zabije. - syczę.
Chłopak dołącza do nas, i w końcu przyśpieszamy kroku. Po pewnym czasie trafiamy na miejsce gdzie zostawiliśmy konie. Na szczęście nikt ich nie znalazł, więc odwiązujemy je, po czym odjeżdżamy stąd byle jak najdalej.

Thomas:
Udało nam się uciec, właśnie ruszyliśmy w drogę powrotną. Elina jest z nami, ma pomóc Brianowi. Jednak ja wciąż myślę o Vanessie. Słyszałem wyraźnie jej krzyk, a z kierunku jej domostwa dochodził wyraźny zapach Petera. Dorwał ją. Jestem pewny, że dziewczyna nie żyje. Boję się przekazać tą wieść Katrinie. Przecież prosiła nas, by jej w to nie mieszać, by nie prosić Vanessy o pomoc. A pomimo to, nie posłuchaliśmy jej. Ale to Rozell uciekła z Eliną, nie mogła wiedzieć gdzie mieszka dziewczyna. Vanessa chciała jej pomóc z dobroci serca, chciała pomóc Katrinie. Wątpię jednak, czy Katrina uwierzy w takie wyjaśnienia.
-Która może być godzina? - odzywa się Rozell.
Clark spogląda w niebo. Nadal panuje noc, jednak jakby się rozjaśniało. Na jego twarzy widnieje zaskoczenie.
-Sądzę, że może być coś koło północy. - odpowiada.
-Bzdura, byłoby ciemniejsze niebo. - stwierdza dziewczyna.
-Też mnie to zaskoczyło.
-Może to czarownice? - wtrącam. Oboje spoglądają na mnie.
-Jasne, wszystko co najgorsze najlepiej zrzucić na nas. -odpowiada Elina. Kobieta jedzie na jednym koniu z Clarkiem.
-To w takim razie jak chcesz to wyjaśnić? - pyta Rozell.
Czarownica wzrusza ramionami. Milkniemy. Rozell nadal co jakiś czas spogląda zaniepokojona w niebo. Clark również jakby zaczął się martwić, rozgląda się niespokojnie wokół. Ja również zaczynam mieć dziwne odczucia. To nie jest normalne, by w środku nocy nastał blady świt.
-Chyba, że Veronice zachciało się bawić czasem. - mówi Elina.
Wszyscy spoglądamy na nią.
-Jak to? - pytam.
-Nasza królowa ma zdolności panowania nad czasem, a to oznacza,że może kończyć dzień lub noc kiedy tylko zechce, mimo że godzina  może temu nie odpowiadać. - wyjaśnia.
Patrzymy się na nią w szoku. Chyba żadne z nas nie spodziewało się takich wieści.
-Musimy przyśpieszyć. - stwierdza Clark. - Peter mógł wysłać za nami pogoń.
-Serio tak uważasz? - pyta Rozell.
-Nigdy nie wiadomo co takiemu odbije. -odpowiada jej.
Przyśpieszamy. Droga mija nam szybko, więc nie mija nawet pół godziny, gdy jesteśmy z powrotem na zamku. Wjeżdżamy na dziedziniec,gdzie jest już parę osób, spoglądających w niebo. W tym także król. 

Przeznaczona Alfie ✓Donde viven las historias. Descúbrelo ahora