32. Dzieło

776 53 111
                                    

STEVE POV.

Charlotte jakieś dziesięć minut temu wyszła na spotkanie ze znajomym. Starała się sprawiać wrażenie zadowolonej, ale widziałem, że się stresuje. Nie dopytywałem jednak dlaczego. Mimo, że u mnie mieszka jej prywatne życie to nie moja sprawa. Jeśli ma się ochotę nim ze mną dzielić, z chęcią ją wysłucham i doradzę, ale jeśli nie... Nie zamierzam naciskać. Przynajmniej dopóki nie będę widział, że jej to ciąży.

Znów zostałem sam z Alfredem. Nie żebym się skarżył. Bardzo polubiłem tego mądrego zwierzaka, nie wspominając, że całe dzieciństwo chciałem mieć psa. Niestety nigdy nie było nas na niego stać. Tym bardziej podoba mi się towarzystwo Alfreda. Postanowiłem wziąć go na spacer i porzucam mu trochę piłkę w pobliskim parku. Wróciłem w samą porę, gdy telefon dzwonił. W sumie to w tedy po raz pi pomyślałem, że chyba było by warto zaopatrzyć się w chociaż najprostszy przenośny telefon komórkowy, ale mniejsza. Najważniejsze jest, to że nadawcą tego połączenia był Tony Stark. Jak dobrze, że Charlie akurat teraz nie ma w domu.

- No no Kapitanie. Nie spodziewałem się kłamstwa z pańskich ust - słyszę jego głos przez słuchawkę. - Jakoś nie raczyłeś mi powiedzieć, że dziewczyna wcale nie ukończyła studiów, więc można powiedzieć, że jest amatorką.

- Jakie to ma znaczenie, jeśli jej projekt ci się podoba - przynajmniej tak myślę. Naprawdę jesteś idiotą Stark, jeśli jest inaczej.

- Tego nie powiedziałem, ale... Rzeczywiście jest niezły - przyznaje, chociaż wyraźnie niechętnie. - Może nie do końca w moim stylu, ale twoja dziewczyna ma potencjał. Po za tym trzeba powiedzieć, że dałem jej wolną rękę i dość mało wskazówek, więc wyszło jej naprawdę sumiennie. No i jeśli jest tak ładna jak na zdjęciach, to myślę, że będzie się nam miło pracowało... Nad omówienie poprawek oczywiście - dodaje wesoło, jak zwykle próbując wbić mi lekką szpilę.

Tylko ją spróbuj tknąć choćby w myślach Stark. Żadna zbroja, nawet najbardziej zmyślna ci nie pomoże.

- Czyli podejmiesz z nią współpracę? - przejdźmy do konkretów.

- Pozwól, że najlepiej przeniosę jej projekt do rzeczywistości. Zobaczę, rozejrzę się, upewnię... I jeśli nic mi się nie zmieni, myślę że może dla mnie pracować.

- Za ile będzie gotowy?

- Myślę, że za jakieś trzy dni. W sobotę rano możesz z nią wpaść, razem popodziwiamy jej dzieło. Spojrzę jej w oczy, uścisnę dłoń, zamienię parę zdań i jestem pewien, że się przekonam.

- Dobra, to do soboty Tony.

- Na razie Cap! - woła, a ja już po chwili odkładam telefon, nie mogąc uwierzyć w tupet Starka... Ale i po chwili będąc niesamowicie szczęśliwy, wiedząc jak bardzo na lepsze zmieni się teraz życie Charlotte, bo jestem pewnie, że Stark się zgodzi. Nie ma nic do stracenia. Po za tym to taki babiarz, że nie będzie w stanie się oprzeć... A ja muszę przez to zacząć patrząc mu na ręce.

CHARLOTTE POV.

Jezu... Nie pamiętam kiedy ostatnio szłam na jakiekolwiek spotkanie, czując stresu. Mam w sobie jednak bardzo silne postanowienia, które z resztą jasno postawiłam w e-mailu. Albo kończymy całkowicie z naszą znajomością, albo robimy sobie długą przerwę podczas której Justin się weźmie w garść, a gdy już to zrobi możemy znów zacząć się ze sobą przyjaźnić. Dostałam od niego wiadomość, tuż przed tym jak położyłam się spać, abyśmy się spotkali w jednej z Nowojorskich kawiarni, przez co oczywiście nie zasnęłam przez następne dwie godziny.

Irving Farm Coffee Roasters to naprawdę śliczna, przytulna kawiarnia, niedaleko mojego miejsca zamieszkania. To również miejsce gdzie często spotykałam się ze znajomymi ze szkoły, uniwersytetu... Jak i właśnie z Justinem, gdy jeszcze nie wiedziałam o jego uczuciach w stosunku do mnie. Tak... To były piękne czasy.

KELNERKA - "Droga ku niebiosom" / Fanfiction AvengersOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz