59. Trochę prawdy

629 45 452
                                    


Złotowłosa leży nieprzytomna na brzuchu pod wpływem silnych środków znieczulających. Kolejne ich dawki są wpuszczane do jej krwiobiegu. Jak tak dalej pójdzie ich zapas szybko się skończy. Jej niezwykły organizm zaciekle broni się przed ich wpływami. Utrudnia to dość pracę badaczom, ale jednocześnie utwierdza w przekonaniu, że to ona. Ta której tak długo szukali. Ich odpowiedź na pytania i rozwiązanie problemów... Ale i źródło zupełnie nowych. Na każdym kroku jej ciało ich zaskakuje, stawiając kolejną trudność.

- Psia krew! Nie wiem z czego są jej kości... Ale na pewno musi być w nich coś więcej niż tylko kolagen, wapń, fosfor i magnez - stwierdza z irytacją, jeden z chirurgów, operujących młodą kobietę. Tytanowe wiertło, ledwie sobie daje radę z tkanką kostną Char.

- Już prawie... - duka Elma, czując jak krople słonego potu spływają jej powoli po czole i zatrzymują jej na brwiach. - Mam! - woła, w końcu wyjmując ciało obce.

Między metalowymi szczypcami medycznej pęsety znajduje się malutkie urządzenie, wielkości pestki dyni, zawierające w sobie nadajnik. Kobieta odkłada je na do miseczki swojej asystentki.

- Proszę to natychmiast zniszczyć! - rozkazuje czarnowłosa, wracając do małego nacięcia na karku, wykonanego wzdłuż kręgosłupa. - I podać mi nasz chip.

Młoda brunetka wykonuje polecenie szybko szefowej. Już po chwili trochę większe urządzenie, zaprojektowane oczywiście przez Elme, zostaję zamontowane w odpowiednim miejscu. Dzięki niemu będą mogli poznać piękno mózgu, leżącej przed nimi istoty.

- Pospieszcie się... - popędza ich, monitorujący parametry życiowe anestezjolog. - Nie wiem jak długo dam radę ją jeszcze utrzymać w stabilnym stanie.

- Spokojnie... Muszę jeszcze pobrać trochę tkanek do analizy.

Jak powiedziała tak zrobiła. Sprawnie z pomocą doktora Mancini'ego zrobiła wszystko co chciała, zakańczając pierwszy etap jej badań. Pierwszy z bardzo wielu. Najchętniej wykonała by je wszystkie jak najszybciej, teraz, zaraz po kolei, jednak wie że nie może przeciążać dziewczyny. Nie kłamała mówiąc że o nią zadba. Póki jest im niezbędna, będzie miała zapewnione wszystko co potrzebne do utrzymania jej w idealnym zdrowiu fizycznym. Psychiczne... Już nie za bardzo ją obchodziło, co nie zmienia jednak faktu, że postara się przekonać złotowłosą do jako takiej współpracy. Ale na razie...

- Szyjemy... - woła, chwytając za igłę i nawleczoną na nią nić chirurgiczną, aby wykonać malutkie szwy na skórze.

STEVE POV.

Biegnę jak najszybciej na salę zabiegową, do powstałego po ataku obcych szpitalnego oddziału, na jedenastym piętrze wieży. Jarvis już wezwał weterynarza, według niego najlepszego dostępnego aktualnie w mieście, przekonując go do szybkiego przyjazdu niebanalną ilością gotówki. Modlę się w duchu aby jak najszybciej przyjechał i pomógł rannemu, cierpiącemu czworonogowi. Poświęcam mu całą uwagę, mimo że wcale nie jest to łatwe. Bardzo zależy mi na tym psie, jednak nie zmienia to faktu, że to co się może teraz dziać z Charlie... Skutecznie odciąga od niego moje myśli. Jednak zanim się tym zajmę muszę się zająć Alfredem i upewnić się że zostawiam go w najlepszym rękach. Inaczej Charlie mnie mnie zabiła.

- Nat przynieś mu proszę coś do picia - stwierdza wchodząc do pomieszczenia zabiegowego, po czym od razu ostrożnie kładąc pupila na stojącą przy ścianie miękką kozetkę szpitalną. - Już dobrze przyjacielu... Jesteś bezpieczny - mówię spokojnie, kucając przy nim.

Gładzę go delikatnie po głowie, gdy patrzy na mnie smutnym, zmęczonym wzrokiem ciemnych oczu, mrucząc coś pod nosem. Tak bardzo chciał bym aby mówił. Mógł bym go wtedy spytać co się stało, gdy opuścił ze swoją właścicielką Avengers Tower. Gdy opuścił je... Przeze mnie. Natasza miała rację...  Jestem kompletnie beznadziejny. Jasna cholera!

KELNERKA - "Droga ku niebiosom" / Fanfiction AvengersOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz