¿ 5 ?

57 3 3
                                    

— Co to mogło znaczyć? Dlaczego mamy uważać na przyjaciół? Mabel, mogłabyś mi nie przeszkadzać w myśleniu? — to ostatnie Dipper skierował do młodej Pines, która beztrosko biegała po łące, na której się zatrzymali.

Od Chaty dzieliło ich z pół godziny spaceru lasem, a pora nie była taka późna. Jeśli wierzyć wskazaniom Dipperowego zegarka, dopiero minęła trzynasta. Słońce właśnie minęło półmetek swojej wędrówki, a delikatny wiatr smagał włosy obecnych, jednocześnie nieco zabierając ciepło promieni. Łąka, podobnie jak pogoda, była śliczna - wielka połać zmieni o wysokich, zielonych źdźbłach trawy, kolorowych kwiatkach i otoczona drzewami, zresztą jak wszystko w okolicy lasu. Gdzieniegdzie rzucone były kłody, na których można było usiąść. Chyba nie muszę dokładniej opisywać co kto robił, nie?

No dobra, opiszę. Mabel zbierała co ładniejsze kwiaty i robiła z nich wianek, a wcześniej zrobiła sobie warkocza z takowymi powplatanymi tu i ówdzie. Jej brat, rzecz jasna poza myśleniem do bólu głowy, oglądał nagranie z Rzeki. Trwało kilka godzin, ale dzięki planowanej obróbce Pines'a miało się "skurczyć" do zaledwie dziesięciu minut.

— Idziemy? — spytał w końcu, zauważywszy, że lada moment wybije druga.

— Chwila... idziemy! — zaśmiała się adresatka pytania, jednocześnie zdejmując czapkę z głowy chłopaka i zastępując ją swoim wiankiem.

Założyła sobie "łup" na głowę i zaczęła iść w odpowiednim kierunku. Jej brat poszedł w jej ślady, lekko chichocząc.

Ona nigdy się nie zmieni — pomyślał, zdejmując kwiaty, choć czapkę "zostawił" siostrze.

·~·~·~·~·

— Zgubiliśmy się — jęknął nagle chłopak, gdy po dwudziestu minutach drzewa stały się tak nieznajome, jakby byli w zupełnie innym lesie.

— Wcaale nie... — zaoponowała gwałtownie Mabel, rozglądając się. — Dobra, masz rację. Co robimy?

— Jesteśmy tu, tutaj jest klif. Moglibyśmy tam pójść i rozejrzeć się — zaproponował nastolatek, pokazując dwa punkty na mapie.

— Dobry po...

Wypowiedź brązowookiej przerwał dźwięk z okolic, gdzie powinno być wspomniane zbocze. Był on podobny do wielu dźwięków - huku, rynku czy wycia, ale nie był żadnym z nich.
Pobiegli w tamtą stronę, a widok przy celu ich drogi zaparł dech w ich piersiach.

Na skale wysokości jakichś dwóch metrów, z dziesięć takowych od nich, stały dwa stworzenia. Miały żółte dzioby i szpony oraz jasne, miejscami szare pióra. Tylna część jednego z nich wyglądała jak zad konia, drugiego - lwa.

Hipogryfy oraz gryfy to interesujące stworzenia o podobnym wyglądzie, lecz zupełnie odmiennych charakterach. Te pierwsze są niezwykle honorowe oraz spokojne: nie zranią nikogo bez powodu ani ostrzeżenia. Przy pierwszym spotkaniu z nimi należy się ukłonić, aby móc w ogóle do nich podejść, w przypadku pominięcia tego czynu są skłonne ostrzec, czasem nawet zaatakować. Łączą się na całe życie w pary z gryfami przeciwnej płci, te z kolei łatwo zdenerwować i nie wysyłają ostrzeżeń przed atakiem. Samice rodzą dwójkę młodych: jednego gatunku ojca, drugiego - matki.

Czasem niektórzy tak łatwo przypominają sobie odpowiednie rzeczy w odpowiednim czasie, że to aż zabawne. Tak, nasz Dip właśnie teraz był typem takiego człowieka - pamiętał słowo w słowo treść Dziennika na stronie ze zwierzętami, które właśnie zeskoczyły ze skały na trawę przed nią i patrzyły na ruchy Pines'ów.

— Ukłoń się — szepnął chłopak, sam zniżając ciało w geście uległości.

Nastolatka już chciała pytać "po co?", ale zrezygnowała na rzecz naśladowania brata. Gdy tylko to zrobiła, stojący nieco przed swoim towarzyszem półkoń zgiął szpony i pochylił ptasi łeb. Dopiero wtedy trzynastolatkowie odważyli się podejść do pięknego stworzenia i dotknąć jego dzioba. No, to zrobiła Mabel. Dip postanowił spróbować nawiązać kontakt z gryfem.

Zwierzę na początku nie było skłonne do zawierania znajomości, co pokazywało kłapaniem dziobem i usiłowaniem zranienia chłopaka, ale nie udało mu się.

Cierpliwy nastolatek czekał do chwili, aż wielka istota uspokoi się i pozwoli dotknąć. Gdy już mu się udało delikatnie poklepał samicę po lewej strony szyi, dzięki czemu z jej gardła wydobyty się radosny bulgot.

— Kamera! — jęknął cicho chłopak, przypominając sobie o przedmiocie. Wyjął go delikatnie i zaczął nagrywać stworzenia.

·~·~·~·~·

Po kwadransie miał już dużo dość ciekawych i ostrych ujęć, więc postanowił dać siostrze znak, by wracać.

— Sister, wracamy — ledwo wydusił z siebie te słowa, półlew przerzucił go przez łeb w ten sposób, że siedział między skrzydłami, a właściwie odrobinę przed.

Hipogryf usadowił Mabel podobnie, równocześnie z towarzyszką wzbijając się w powietrze i rozglądając się.
Widok, jaki rozpościerał się z góry był niezwykły: całe Gravity Falls, wszystkie okoliczne lasy i atrakcje oraz domy, wszystko jak maleńkie punkciki.
Istoty zaczęły lecieć w kierunku Tajemniczej Chaty. Skąd wiedziały, gdzie to jest? I jeszcze lepsze pytanie: skąd wiedziały, gdzie lecieć? Na obydwa odpowiedzi znały stworzenia, ale ich jeźdźcy już nie.

Nie mieli zresztą czasu się nad tym zastanawiać, bo po zaledwie kilku minutach byli na miejscu. No, ciężko byłoby się tłumaczyć z lotu nadprzyrodzonymi istotami, co te najwyraźniej rozumiały, bo wylądowały na skraju lasu. O ironio, Dip nie zdążył wyłączyć kamery!
Miał piękne ujęcia z tego lotu. Prawie jak z drona, ale fakt, że tam był, dawał bezcenności temu wideo w jego oczach. To były wspomnienia na taśmie!

Zresztą te wspomnienia oraz takowe z Rzeki Znaków zostały do godziny piątej po południu świetnie obrobione przez właściciela kamery. Tak, jak się spodziewał, jedno nagranie trwało dziesięć minut, drugie jakieś siedem z hakiem.

Gravity Falls 2: Przygoda z Powrotem Where stories live. Discover now